sobota, 20 września 2014

Najbardziej przereklamowani raperzy (Pt. 2)


Często, konsekwentnie przez 3 lata od premiery pierwszej części, domagaliście się, bym kontynuował ten cykl, bo przecież hejty tak fajnie i łatwo się czyta. Stąd zapewne brak z waszej strony żądań o cokolwiek nawet zbliżonego do "Najbardziej niedocenieni", "Najbardziej uśmiechnięci" czy "Najbardziej porządni". Prawda jest taka, że jesteście zwykłymi, marnymi frustratami, podobnie zresztą jak autor tego bloga, wolicie negatywne emocje, wylewanie żółci, złośliwość, jad i za to was zresztą kumple tak bardzo cenię.
Proszę więc, oto kolejna wyselekcjonowana piątka asów, których popularności sieah albo nie rozumie, ale nienawidzi.
Oto jedna z tych serii wpisów, które powodują, że ten blog ma taki sukces, a twój jest chujowy i nikt na niego wchodzi.


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Sieah ocenia freshmanów XXL [Vol.3]




Po raz trzeci, przyjaciele, droga Rodzino Rapbzdur, przychodzi mi mierzyć się z elitarną jednostką wybraną przez profesjonalnych redaktorów prestiżowego pisma. Skoro emocje już opadły, to możemy się na spokojnie im wszystkim przyjrzeć. Wbrew obiegowym opiniom rozmaitych Januszy i Sebów to mimo wszystko całkiem mocna reprezentacja. No właśnie, po wykluczeniu Augusta Alsiny, którego nie zamierzam oceniać (znacie mój stosunek do męskiego rnb), który został takim naszym Bereszyńskim tego wpisu, zostaje nam nie mniej, nie więcej, tylko jedenastka, Mourinho pewnie ze mnie żaden, ale postaram się poustawiać chłopaków na tyle dobrze, by chociaż na Ekstraklasę byli mocni.
Ustawienie? 1-3-4-3, z 2 skrzydłowymi wspomagającymi główne żądło naszej ekipy, jednym mocno cofniętym Makelelelowatym pomocnikiem wspomagającym często pierdołowatych obrońców. Diego Sieahone wie, jak złożyć coś z niczego, bez obaw, choć być może odejdziemy odrobinę od zasady, że drużynę buduje się od tyłu.



wtorek, 29 lipca 2014

[Skromny Hołd #2] Birdman, Slim, Cash Money


Bryan "Birdman" Williams, gdy zostanie wzięty na tapetę, zazwyczaj budzi duże emocje. Jest to jedna z tych postaci, której nienawidzą praktycznie wszyscy, za wszystko. Bo nie umie rapować, bo promuje marny rap, bo wstrzymuje premiery płyt pokaźnej ilości MC's z jego stajni, bo nie płaci ludziom, którzy mu pomogli, w ostateczności dlatego, że siedzi na górze dolarów, podczas gdy twój ulubiony raper musi grać 500 koncertów rocznie, by być na zero. Możecie jednak być spokojni, wasz hejting Birdman też ma wkalkulowany i odjęty od przychodu przez jego najbardziej zdolnego i najbardziej hebrajskiego księgowego.
Paradoksem może być, biorąc to wszystko pod uwagę, fakt, że wielka kariera braci Williams (bo jest jeszcze milczący przecie Slim) rozpoczęła się od wyraźnego "nie" rzuconemu w twarz 2 przedstawicielom dużych, bogatych wytwórni, którzy chcieli chłopaków uwiązać marniutkim kontraktem. Tasujecie się, jak robi to Macklemore, potasujcie się w takim razie pod podobny wszak czyn Birdmana, nie identyczny jednak, gdyż Cash Money wyszło na tym wszystkim znacznie, znacznie lepiej niż sympatyczny Irlandczyk. Dziś jego (Birdmana, nie Irlandczyka niezmiennie sympatycznego) nazwisko warte jest 170 milionów dolarów, jeździ Bugatti za 5 milionów i nosi biżuterię za 10 i nic nie wskazuje, by jego marsz miał ktokolwiek zatrzymać. A przecież zaczynało się od typowych, szarych i smutnych blokowisk...
No, ale po kolei. Oto przed wami ukochany hip hopowiec, umiłowany filantrop, troskliwy "ojciec" (może czasem aż za bardzo?) i drzazga w dupie wszystkich truskulowców. Prześledźmy jego drogę do fortuny, od samego początku. Oczywiście przyjrzymy się też historii jego wytwórni.
UWIE W TO! (no, nie wyszło)



poniedziałek, 7 lipca 2014

Cakes Da Killa- Hunger Pangs [June 18, 2014]




Tak się ostatnio zastanawiałem, czego na rapbzdurach jeszcze nie było, jakiego nurtu jeszcze nie dotknąłem. Jak dobrze wiecie sieah żadnego tematu się nie boi, był otóż Trip Lee ze swoim chrześcijańskim światopoglądem, pojawiali się nie do końca poważni gracze jak Lil B, były legendy, był Sage Francis, były pierdoły i nieudacznicy jak Papoose, był też kilkakrotnie K-Rino i jego monumentalne historie.
Wiecie, czego jeszcze brakuje? Czegoś na tyle kontrowersyjnego, by podzielić 2 siedzących przy stole cebulaków z Polski na 3 obozy opinii. Rapu pro-aborcyjnego póki co jeszcze nie ma, ale rapera geja pełnoprawnego już mamy. Rapera który reprezentuje raczej agresywny homoseksualizm, więc nie będzie, idąc za radą dobrych chłopaków z polskich ulic, siedział ze swoim zboczeniem w domu z dala od normalnych ludzi. Frank Ocean owszem zrobił pewien wyłom, ale pełnokrwisty raper bardziej przemawia do wyobraźni.
Jeżeli masz jakieś kompleksy na punkcie gejów, to twoja ostatnia szansa by odwrócić wzrok i spierdalać w podskokach. Gej to ponoć najlepszy przyjaciel kobiet, a czy zostanie najlepszym przyjacielem blogera? Zobaczymy.



niedziela, 22 czerwca 2014

[What Went Wrong?] Część 2- O 1 Życie Za Mało



Kilka razy na tym blogu pojawił się temat AZ, rapera z Brooklynu, dobrego kumpla Nasa (do czasu), jednej z wielkich nadziei Nowego Jorku (do czasu) i autora najlepszych wersów na "Illmatic" (to akurat pozostało).
Padało tam z Waszej strony pytanie- czemu się nie udało, dlaczego Nas tak, a AZ nie, przecież ma kozackie flow, jedna liga z Kool G Rapem, któryś parodysta nawet twierdził, że AZ powinien zająć miejsce Jaya.
Zwykle się mówi, że czyjaś kariera jest zbyt obszernym tematem, by ująć to w jednym poście. W przypadku Anthony'ego Cruza tak nie jest, więc oto jedna z odpowiedzi na wasze pytania- jedno z większych rozczarowań początku nowego millenium. Dostaniecie też 5 solidnych powodów, takich trumiennych gwoździ, które pomogą wam zrozumieć, czemu Cruz przepadł.


niedziela, 8 czerwca 2014

50 Cent- Animal Ambition [June 3, 2014]





To dziwne, ale Curtis Jackson ani razu nie pojawił się jeszcze na tym blogu... Pewnym wytłumaczeniem może być fakt, że ostatni legalny materiał od niego wyszedł w 2009, a rapbzdury funkcjonują od 2010.
Dobra okazja do nadrobienia pojawia się właśnie teraz, bowiem na rynek weszła nowa studyjna płyta Goryla, która w pierwszym tygodniu ma ponoć sprzedać się w ilości... 30 tysięcy egzemplarzy ( z 5-tysięcznym marginesem błędu). Dla porównania, "Jesus Piece"- 86 tysięcy w analogicznym okresie, "Mastermind"- 179 tysięcy, a "Yeezus"... cóż, liczby nie wyglądają zbyt korzystnie dla człowieka trzęsącego hip hopem w latach 2003-2005. Na szczęście Fifciak, w odróżnieniu od takiego Ja Rule'a czy, o zgrozo, DMX'a był na tyle cwany, by rozszerzać swoją działalność także poza zwykłe wydawanie różnych jakościowo płyt z muzyką. To właśnie dzięki tym posunięciom dziś na liście Forbesa (przynajmniej tej tworzonej na potrzeby 2014 roku) znajduje się jedynie za naprawdę gigantycznymi postaciami naszego rapowego świata (Diddy, Dre, Jay, Birdman) i daleko przed Gayfishem, Rossem czy biednym tak w sumie Gejmem.
Fakt zasobności portfela Curtisa na pewno może cieszyć, gorzej natomiast z tym, co prezentuje na majku, nie pamiętam już bowiem, bym się jakimś jego trackiem jarał, od dawien dawna. Pastwienie się nad nową płytą czas więc zacząć, pastwienie niechętne, bo szkoda, że Ross, Game czy West mogą nagrywać bardzo dobre płyty, a Cenciak jakoś nie może...


sobota, 24 maja 2014

The Roots- …And Then You Shoot Your Cousin [May 19, 2014]



Tak naprawdę to pierdolę wstęp. Tak naprawdę jestem tak awangardowym twórcą, że obejdę się bez niego. Tak naprawdę zaliczyłem taką KHURWA EHWOLUCJĘ, że takowe zabiegi są dla mnie zbyt trywialne. Tak naprawdę to nie potrzebujecie recenzji, jest 2014, jestem tak zaawansowany, że wystarczy niejednoznaczny, niepokojąąąąący obrazek, a będziecie wiedzieć, o co mi chodzi.

Czy ten obrazek nie wystarczy za całą recenzję? Że co, że kiedyś było inaczej, treściwiej, a przede wszystkim kurwa normalnie?
Wypłakać się musicie gdzie indziej, ważny jest progres za wszelką cenę. Tak naprawdę zamierzam tę pierdoloną recenzję pisać jebanymi bukwami, byście zobaczyli, jak bardzo w dupie mam to, co zrobiłem w przeszłości i jak nie zależy mi na własnym dorobku.
Wszystko będzie na białym tle, literki będą różowe i będą się słitaśnie przesuwać z lewa na prawo, będę pisał wierszem klasycznym, a by zwieńczyć me dzieło to na koniec zahasłuję swojego bloga tak, by tylko wybrani mogli na niego wejść. I nikt wtedy nie powie, że stoję w miejscu.



Widzicie, że się zmieniam? WIDZICIE? WIDZICIE?????!!!!!!!!!!!


środa, 16 kwietnia 2014

Pharoahe Monch- P.T.S.D. [April 15, 2014]



Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile się ostatnio w moim życiu wydarzyło. Praktycznie na każdej płaszczyźnie życia, może poza orientacją seksualną, nastąpiły jakieś duże zmiany. Nie będę was zanudzał szczegółami, ale na pewno jestem dziś odrobię innym człowiekiem, niż w 2013 i nie ma to nic wspólnego z modnym ostatnio, potwornym, acz niestety lekceważonym Heartbleedem, przez którego to nie dalej niż 2 dni temu poleciał mój dyrektor.
W tzw. międzyczasie trzymałem jednak rękę na pulsie, słuchałem nowości, wiem mniej więcej, co oferują sobą ewentualni tegoroczni freszmeni, którzy to na pewno doczekają się postu przy okazji nominacji, możecie więc być spokojni o aktualność newsów spotykanych na tej stronie. Zmuszony też jestem do słuchania radia w firmie, przez co jestem na bieżąco z hiciorami bardziej uniwersalnymi, niż smęcenia murzynów, a "życie jest małą ściemniarą" stało się niejako naszym korporacyjnym hymnem.
Cieszę się też, że zaglądacie tutaj mimo tego, że dawno nie było żadnego wpisu, a komentarze są publikowane po tygodniu.
Tyle tytułem koniecznego, wydaje mi się, wstępu, może teraz odrobina o tym, co wybudziło mnie z letargu.
Oczywiście był to "Mastermind", była to również nowa płyta Mobb Deep, która nieznacznie przegrała wyścig o recenzję z Monchem i chyba mimo wszystko udany "Oxymoron", który jednak pokazał, że robienie ze Schoolboya nadziei całego wybrzeża może być odrobinę na wyrost... Warto też zauważyć wysyp komentarzy na każdy temat od szykującego comeback 50 Centa, niemniej nie mogę powiedzieć, by 2014 póki co mnie czymś poważnym zaskoczył. Zajmijmy się więc rzeczami, które swoją jakość mają niejako wpisaną w geny. Pharoahe Monch, bo o nim mowa, to już weteran podziemia, a jego "PTSD", wg samego rapera, to kontynuacja udanego "W.A.R." (którego miałem okazję, w formie dość niestandardowej, recenzować [tutaj]).
Jako stali bywalcy doskonale wiecie, że Monch zawsze był przeze mnie wysoko ceniony, zarówno za teksty, jak i warsztat, bardzo ucieszyłem się więc, że i tym razem dostarczył wartościowy materiał.