środa, 27 czerwca 2012

Trip Lee- The Good Life [April 10, 2012]



Ocena:


Deklaracji religijności wśród raperów nigdy nie brakowało, i pewnie nigdy nie zabraknie. Częściej jest to jednak szukanie odkupienia, niż krzewienie i popularyzowanie słowa tego, czy innego Pana, bardziej prośby o miłosierdzie niż konsekwentne podążanie za kodeksem spisanym przez przeszłych proroków (i nieważne, co palili). Grillowa wiara mogłaby być powodem do wstydu, gdyby nie była ona tak wygodna dla wielu z nas. Miliony ludzi w Polsce cały tydzień doją wódę, tłuką żonę i wykorzystują seksualnie córki, by potem w niedzielę w wypastowanych lakierkach zasiąść w najbliższym kościele i przekazywać sobie znaki pokoju. Jakkolwiek na religię nie patrzeć, chrześcijański hip hop w USA ma się całkiem nieźle, a raperzy tacy jak Trip Lee potrafią iść łeb w łeb w rankingach cyfrowych sprzedaży z Drake'iem czy Eminemem. Był na blogu horrorcore (Brotha Lynch), był hedonizm (Rick Ross), czas spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy. I choć Trip nie ma szans, by zmienić mnie w bożegochłopczyka, to warto przyjrzeć się jego przemyśleniom.
 

W gatunku, którego ikoniczną postacią jest Lecrae, niewiele nowego da się wymyślić.
To całkiem tak samo, jak w "normalnym" rapie, tyle, że z innych powodów. Tam wszystko pozamiatali i ometkowali dawno Kool G Rap, Rakim, Jay-Z czy inny tam Eminem. Tutaj z kolei ostateczną pieczęć przystawia zawsze Pan Bóg, tematyka jest zgodna z doktrynami jego kościoła, przyjazna jego urzędnikom na tym ziemskim padole, sprzeciwiająca się liberalnej zgniliźnie toczącej niczym rak nie tak dawno przecież solidnie formowane umysły owieczek. I choć pasterze, w świetle afer majątkowych, pedofilskich i bezczelnych tuszowań tychże przez kolejnych papieży, powoli zaczynają tracić nad nimi kontrole, to w USA, kraju, w którym mnóstwo ludzi wyznaje kreacjonizm, chrześcijański rap ma dalej wzięcie.
Paradoksem jest, że w Polsce, w której ponad 90% grzeszników uważa się za katolików, mało który, znawcą nawet zwany, będzie w stanie wymienić 2,3 rodzimych raperów głoszących słowo boże do bitu. Poddaje to w wątpliwość żarliwość wiary naszych muzyków. Jasne, każdy raper, także w USA, powie, że w boga/bozię wierzy. Co drugi gangsta raper wciska jakieś bóstwo między swoje wersy. Nie wiem czy zauważyliście, ale raperzy wydają się żerować na boskim miłosierdziu. Ok- robię źle, zabiję tego murzaja z klatki obok i zbutuję jego matkę, ale od złego chroń mnie Panie, bo wiesz, że tak muszę robić. Prawdziwych nawróceń, nawet ocierających się o komedię jak ta MC Hammera, czy też naznaczonych ludzką tragedią i żalem do natury, jak w przypadku Bushwick Billa, nie uświadczycie zbyt wielu. Raperzy wiarę traktują instrumentalnie i koniunkturalnie. Ciekawe, czy DMX naprawdę wierzy, że pan bóg, jeśli nawet istnieje, zbawi jego zaćpaną mordę tylko dlatego, że tenże raczył katować nas rozmodlonymi skitami? Cóż, wiara, jak to ma w zwyczaju, zwalnia od szukania odpowiedzi na trudne pytania, a więc tak to zostawmy. Dlaczego woda jest mokra? Bo Pan Bóg tak chciał, synu.
A ty, czytelniku, jesteś w stanie oddać życie za wiarę? Jeśli dalej błądzisz, to być może recenzowany tu album nawróci cię na drogę jedynie właściwą.
Gdzie jest krzyż?
Tylko na rapbzdury.blogspot.com
Od wszelakiego zła uchowaj mnie panie, albowiem grzeszyć będę straszliwie.



Dnia pierwszego stworzył teksty...

... i zobaczył, że są dobre.
O tak, dobre. Można się zastanawiać, czy to tylko efekt świeżości, ale słychać w głosie rapera, że naprawdę wierzy, że nad nami siedzi jakiś pan i słucha próśb prawdziwych Polaków o szybkiego raka dla Kazi Szczuki. Czytając na wikipedii biografię Tripa, można zobaczyć, że został obdarzony łaską wiary w wieku 14 lat. Od tamtego czasu konsekwentnie rozprzestrzenia dobre słowo na różnego rodzaju płytach i kompilacjach. Także tutaj, na "The Good Life" raczy nas święconką w całkiem przystępnej formie.
"New Dreams" pokazuje go jako człowieka, który z chaosu i horroru twardych realiów dorastania na bezlitosnych ulicach Dallas wydostał się jedynie dzięki odnalezieniu boskiego światła. w "Robot" z kolei opowiada, jakim był robotem, dronem, toolem, lemingiem, ale odkrył istnienie bozi i wszystko się zmieniło bez mała diametralnie. Kto oglądał "Człowieka przyszłości" ten wie, jak trudne takowe przemiany bywają. Podobne klimaty usłyszymy też na "For My Good", i jakby tylko tak raper z nami pogrywał w przekroju całej płyty, nie warto byłoby sobie tą płytą zawracać głowy, a ja sam bym wam wskazał pastorałem wyjście. Dużo tych "by" coś, cóż.
Na szczęście dla MC, jak i samego albumu, zaczyna się robić ciekawie już przy okazji "War", w któym to opisana jest odwieczna walka dobra ze złem, z nieokreślonym do końca, ale bezproblemowo definiowanym po lekturze całego tracka Generałem, wygrywającym od tysięcy lat wojnę z plugastwem. Zupełnie nie wiem, tak przy okazji, czemu dobrodziej Natanek tak się onegdaj obruszał na Diabolo 3, przecież tam też dokładnie chodzi o ubijanie piekielnego pomiotu? No, ale to tak na marginesie. W każdym razie, "War" podane jest bardzo fajnie, symulując prawdziwe pole walki, na którym Trip Lee dodaje ci otuchy, obiecując życie wieczne dzięki boskiemu wstawiennictwu. Elegancko to zrobione, nietypowo ale jednocześnie z prostym i jasnym przekazem.
Równie ciekawe jest "IlLove", demaskujące fetysze elektronicznych gadżetów, wdzierających się z butami w nasze życie, przeszkadzające w normalnym funkcjonowaniu i wypaczające nasze postrzeganie rzeczywistości. Choć sam jestem fanem wszelakiego postępu, to track jest słuszny w swojej wymowie. Wyłącz więc swojego smartfona, odłącz LED-a od prądu, tableta wrzuć do szuflady i zrób w końcu coś katolickiego- liść dla żony na odmułkę jako krok nr 1 wystarczy.
Choć prawdziwości i podstaw wiary Tripa nie jestem w stanie, i nie mam nawet chęci sprawdzać, to musi to być uczony w słowie bożym człek, skoro tak go wychwala w, kolejnym na naszej sonicznej pielgrzymce, "Know Me". Personifikując owe słowo, MC pokazuje na prostych przykładach, ile ono w życiu zwykłych prostych zjadaczy chleba znaczy.

Tekst nr 1

Hey, I'm a great storyteller and a beast of a poet
A master historian, esteemed by the coldest
And all of this is centered around He's who they notice
But didn't recognize as the King who controls it
The most high up, and I'm so inspired
By you moved, created everything, done triumph
I take it, He's a lover plus a known fighter
But I can't take credit 'cause I got a ghost writer


Jak nawracać kogoś na wiarę, to tylko przez takie zręcznie opowiedziane i świetne koncepty.
Gdy już postanowisz, że od teraz kroczysz przez życie z Panem, warto będzie wiedzieć, za co tak naprawdę powinieneś go kochać. Bo w końcu, nawiasem mówiąc, zawsze zastanawiało mnie, co musiał sobie myśleć św. Józef, ponoć Oblubieniec, mąż Marii świętej również. Ona zawsze dziewica, na dodatek pokątnie zapłodniona przez jakąś bezcielesną istotę. Nie poużywał sobie ukochany cieśla... nawet nie mógł się zemścić na winowajcy, w końcu jak mu przypierdolić, skoro jest duchem? Kolejne święte stołki i taborety klejone przez Józefa naznaczone były niewątpliwie łzą szczerą.
No ale tak, macie rację, odpływam.
Wracając do powodów, dla których powinieneś Pana chwalić, to w przypadku zaniku zawsze możesz sięgnąć po kawałek "Love On Display", w którym to Trip Lee dziękuje Synowi bożemu za wszystko.

Tekst nr 2

We sin so much, that feeling 'came numb to us
Our hearts lied to us, Lord
Please come school us
While we pursued fake treasure like a dumb jeweler
You planned to redeem man
You would come scoop us
Who is man that you would notice us?
God, mold us
It's pure grace that you would even rest your eyes on us
Much less leave the heavens, come and die for us
Humbled to the point of death
You would cry for us
Bloody sweat


Szczere, prawdziwe, wiarygodne. Trafiające łatwo do głowy, podobnie zresztą jak inne, nie mniej ciekawe tracki na tej płycie.




Oto jest dzień który dał nam Pan...

Nie zabrakło również zastrzyku ideologii, a jakże. Widmo krąży nad Europą, to wiadome nie od dziś. Opór tym prawidłom daje nie tylko umiłowany ojdyr z Torunia z całą kadrą tłustych, niezmiennie służącym prostemu człowiekowi, biskupów a nawet tych arcy. Widmo liberalizmu, wolnomyślicielstwa, wolnomularstwa, wolnej miłości... no ogólnie widmo wolności, sami rozumiecie.
Trip Lee zajmuje stanowisko także w sprawach drażliwych. Mamy bowiem oto niepozorny na trackliście "Take Me There", w której to, pewna pani cierpi z powodu choroby, cierpi straszliwie, ale jako, że wiara i moc w niej silna, kato-midichloriany powstrzymują ją przed eutanazją i pozwala sobie na dalszą agonię, zupełnie jak Jezus na krzyżu. Nie zastanawia się, że skoro Jezus już się ponoć za nas wycierpiał i poświęcił, to może ona nie musi? No, kwestia światopoglądu w każdym razie.
Drugim propagandowym ciosem jest "Beautiful Life", pokazujący wielki dar, jakim jest zygota w brzuchu cnotliwej matrony. Nie ma szans, by wrażliwsza choć o promil od kamienia kobieta po tym tracku wyskrobała sobie cokolwiek poza pryszczami, więc piosenka swoją rolę spełnia.
Oczywiście powiecie- kpi z wiary przodków, ironizuje, chamszczy i prostaczy bez końca.
Cóż, jest jednak sporo fajnych rzeczy nawet w tak doktrynalnym tracku, jak "Beautiful Life". Szacunek dla żony, dbanie o rodzinę, miłość dla drugiego człowieka- to wartości uniwersalne, nie pozwalające się przypisać do żadnego wyznania czy ideologii.

Fajnie, że sporo właśnie takich przemyśleń można mieć po wysłuchaniu "The Good Life".
Życie bez przemocy, bez pogoni za pieniądzem, orientacja na bliźniego, na rodzinę, na autorytety i rzeczy ważne dla każdego ojca, męża czy syna. Bez pustego hedonizmu, trapu, snapu, crunku, swagu, kawałek "Fantasy" wyjaśnia wszystko w sposób przejrzysty.
Właśnie takie zabiegi, przemycające bliskie każdemu człowiekowi problemy, zgrabnie ubierające je w religijne szaty, to główna zaleta tej płyty.
Siła rażenia jest oczywiście za słaba, by betonowego ateistę poruszyć, ale słabsze umysły mogą się zainteresować- kurde, murzyn, a nie śpiewa o laskach i kasie, może warto się zainteresować, o co temu Panu Bogu chodzi i może faktycznie kobiety powinny siedzieć w domu przy garach i bachorach?
Każdemu to osobistego rozważenia.
Natomiast nie ulega wątpliwości to, że Trip jest trochę trzymany w ryzach przez oficjalną doktrynę kościoła. Nie zyskuje na tym specjalnie, rap robiony przez niepokornych z drugiej strony, Dead Prez, Public Enemy czy Parisa, prowokuje do myślenia, szokuje, demaskuje, w ostateczności rodzi bunt i sprzeciw. Raper z Dallas nie ma takiej mocy. Jasne, pan bóg, aniołki, krzyż i obietnica nieba są fajne, niemniej, mimo niewątpliwej inwencji w konceptach, niewiele się Trip Lee zastanawiał nad faktycznym obrazem świata przy pisaniu tekstów.
Nieograniczani żadnymi tabu raperzy polityczni z drugiej strony barykady mają mocniejsze (żeby nie mówić "większe" i nie budzić niepotrzebnych skojarzeń) działa, i są wyrazistsi. Brakuje Tripowi charyzmy i chęci powiedzenia czegoś prawdziwie przełomowego.
Trwa w swoim, jak trwa sam kościół zresztą. Czy to źle, czy dobrze, nie mi osądzać.



Lud wzniósł okrzyk wojenny i zagrano na trąbach...

Wszystkiemu temu towarzyszą zazwyczaj dobrze, umiejętnie dobrane podkłady, nie odbiegające od tego, czego można się spodziewać. Spokojne, nastrojowe aranżacje stanowią dobre tło dla poważnych w końcu rozpraw rapera. Najlepszym przykładem będzie oczywiście "Beautiful Life", klimatyczne, wręcz niebiańskie, ocierające się dzięki refrenowi o gospel-rap, wszystko to jest zrobione bardzo solidnie i z, nomen omen, duszą. Mocniejsze akcenty (I’m Good, Heart Problem) nie psują wrażenia, bo są usprawiedliwione tym, że sam raper przyspiesza i opowiada historie znacznie żywsze.
Tętniące życiem, pogodne, marszowe prawie "ILove" dałoby radę na większości mainstreamowych płyt z 2012 roku. Dziwnie natomiast wypadło "One Sixteen", ktoś tu się chyba silił, by Trip zbliżył się do ikony rapu z południa, Lil Wayne'a, wyszło to tak sobie. Skoczne "For My Good" może też człowieka, i wszystkie istoty powyżej, zaskoczyć. Jakby to wyszło spod ręki Pharrella, to nikt by nie kręcił nosem.
Oczywiście, nic tym bitom technicznie nie brakuje, ale tak jakby zaburzają gospelowo-motywujący klimat całości. Cross-over raczej się dzięki nim nie uda, a psują trochę karmę.Jak przymknąć oko na te wybryki, to wychodzi całkiem zacna warstwa muzyczna.
Mimo, że flow Tripa dałoby sobie radę na znacznie większych dziwakach, postanowiono tutaj postawić na sprawdzony, soulfulowy, wieczorowy wajb, dzięki któremu muzyczne przeżycie tylko zyskuje.
Brak oczywiście znanych ksywek na liście producentów, wątpliwe, by, nawet za miliony srebrników, dograli się tu Drumma Boy czy Kanye West, więc fajerwerków nie oczekujcie.
Nie trzeba daleko szukać analogii, ostatnia płyta Commona nie ucierpiałaby, jakby została zrobiona przez team z "The Good Life".


Dla Jego bolesnej męki

Trąby jerychońskie:
+ Solidny raper
+ Z jasnymi poglądami, stanowczy i konsekwentny
+ Dobre teksty, koncepty
+ Dobrze dobrane bity
+ Dobre refreny
+ Ciekawa odskocznia od zwykłych rapów




Poznańskie Słowiki:
- bez fajerwerków w kwestii warsztatu
- dziwne trochę, silące się na hitowość podkłady
- brakuje trochę charyzmy thuga, co zrobić...
- bariery tematyczne hamują go przed mówieniem rzeczy niewygodnych
- ej, czemu Maryja jest niepokalanie poczęta w pewnej modlitwie? Ona też?



Anielski orszak niech Twą duszę przyjmie ...

Wątpię, bym jeszcze jakąś płytę z tego podgatunku przesłuchał. Była to, podobnie jak przy Sage'u Francisie, jednorazowa wyprawa. Wracam z niej całkiem zadowolony, bo pomimo moich uprzedzeń i chęci wylania jadu przy okazji tej recenzji, płyta jest dobra, raper niezły, a wrażenia z wysłuchania bardzo pozytywne.
Jeśli tak samo prezentują się inne pozycje reprezentujące rap chrześcijański, to katolicyzm ma świetne i kompetentne narzędzie ewangelizujące.
Kto bowiem lepiej obrazuje zagubioną owieczkę, która wraca do stada, niż kojarzący się z samymi negatywami murzyński raper? Raper, który, z racji swojej świętoszkowatej przynależności, wcale nie musi być obciachowy.
Religijne banały wcale nie są gorsze od bajeczek na dobranoc, jakie serwuje nam 90% raperów-gansterów. Biblia motywująca oszczędzenie ludzkiego życia wypada tak samo dobrze, jak Scarface'owy g-code.
Trip Lee ma proste, acz słuszne uzasadnienie szacunku dla religii i drugiego człowieka.
Kto zna lepsze, niech pierwszy rzuci kamieniem.

28 komentarzy:

  1. Czekam na recenzję najnowszej płyty Chady. To byłoby miarodajne odkupienie za te wszystkie zastoje, lol.

    OdpowiedzUsuń
  2. CoCieToObchodzi28 czerwca 2012 09:52

    Na następnej płycie Hady będą storytellingi o jego przygodach z dominatorem!
    POTWIERDZONE INFO!

    OdpowiedzUsuń
  3. kontunuuj cykl o fightach raperów, polecam. Najciekawszy, choć pozostałe mają duży potencjał hejtingowy, ale przecież NIE O TO CHODZI, c'nie.

    Staffek

    OdpowiedzUsuń
  4. eee skąd nagle Chada tu wypłynął? Jakoś nawiązałem nieświadomie do niego w zapowiedzi?

    OdpowiedzUsuń
  5. CoCieToObchodzi28 czerwca 2012 21:14

    Nieee, po prostu Chada jest tak zajebisty, że sam wypłynął (spod prysznica).
    Ale tak serio to fajnie by było jakbyś tak na koniec roku się przemęczył i zrecenzował album jakiegoś polskiego dukacza. Dobra beka mogła by być.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wypłynął bo płytę wydał. Wspominałeś syna Bogdana kiedyś w ankiecie to mi się przypomniał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedyś mój szwagier fan rapu polskiego chciał mnie Chadą zarazić. Puścił i było całkiem fajnie, tzn. fajnie było dopóki raper nie zaczął.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niech zgadnę, bit był z paninkiem.

    Słuchałem Te-Trisa płyty co mi tu kiedyś poleciłeś. Normalnie Tet jest dla mnie nudny, ale na "LOCIE2011" wypadł spoko. Jaram się "Ile mogę?" i "Skórą".

    OdpowiedzUsuń
  9. Też jestem za kontynuowaniem cyklu fighty rapperów ;)
    heh, z tym szwagrem to dobre...ale to jeszcze nic, pamiętam jak u mnie w klasie ziomki dyskutowali o progresie bonusa rpk co nie.
    Trife Life

    OdpowiedzUsuń
  10. Polecam zmienić szwagra (da się chyba?), jeśli próbował cię wkręcić w polskie rapy w ten sposób. Przysięgam, wybrał NAJGORSZY sposób, choć pewnie dla ciebie nie ma różnicy, jesteś już raczej nie do nawrócenia. Nie tracisz wiele, choć zdarzają się naprawdę udane rzeczy.

    Swoją drogą naprawdę krótko słuchasz rapu (2005, tak?) - zaczynałeś od polskiego, czy od razu zagraniczny?

    Staffik

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie pamiętam już co to było Archie, ale chyba coś z płyty "Proceder". W każdym- razie słuchając rapów z USA odzwyczaiłem się trochę od kwadratowych flow, a tu taki cios i to od rodziny.

    Bonus RPK- widziałem tylko koszulki u gimbusów którzy wychodzą ze szkoły, boję się słuchać czegokolwiek.

    Staff- chyba od 2004, ciężko tak dokładnie stwierdzić bo nie zapisałem sobie. Na początku słuchałem i polskich i amerykańskich, do dziś zostały mi na półce płyty pl które cenię- Muzyka Poważna, Kodex 1, Alkopoligamia, debiut Gurala, Kastatomy (albo Kastaniety- nigdy nie pamiętam a są dość głęboko schowane). Pewnie można mnie zakwalifikować jako sezonowca, rapem zainteresowałem się po wielkim boomie- ciekawiło mnie, co oferuje hip hop poza kanonicznymi w 2004 Mezem i 18L. W każdym razie poznając jednocześnie rap z USA i ten z PL... bilans wychodził fatalnie dla rodzimych wykonawców. Przynajmniej w 2004. Uczepiłem się więc rapu murzynieckiego i trwam w najlepsze, choć poglądy przez te 8 lat zmieniły się diametralnie- pamiętam, że w bodajże 2006 poszły ploty, że Pharoahe Monch ma się przenieść do Shady Records- ja byłem przeciwnikiem i na h-h.pl ciskałem w komercyjność takiego zagrania.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chada jest wirtuozem flow przy Bosskim Romanie z Firmy.

    OdpowiedzUsuń
  13. CoCieToObchodzi30 czerwca 2012 21:05

    No to porównaj Chade z, dajmy na to, panami z Trzeciego Wymiaru.
    Chciaż takie losowe porównania nie mają zbyt wielkiego sensu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja wiem, że 3W są lepsi, ale po co mi 3W skoro są raperzy z USA którzy robią to samo, tylko lepiej, jak BTNH czy nawet kanoniczne Das EFX? Po co mi OSTR skoro są stare płyty Premiera albo Large Pro? Polonezy są spoko, ale jak ktoś mi zaproponuje Camaro...

    OdpowiedzUsuń
  15. CoCieToObchodzi30 czerwca 2012 23:41

    Wiem, i ja tak uważam, jest to właściwie główny powód dla którego słucham właściwie tylko rapsów z USA, ale postanowiłem do porównania do Chady dać kogoś z rodzimego podwórka.
    (Arczi to jedna z twoich imaginacji?) Bo to do niego(?) było jakby co nie.

    OdpowiedzUsuń
  16. No dokładnie, z tym 3W i Das EFX.
    Z tymi koszulkami to też śmieszna sprawa, najlepsze to "Świat jest piękny tylko ludzie to ku*wy", gdzie tu sens i logika?!
    Aha, może byś się zastanowił nad recenzjami mało znanych, ale ciekawych undergroundowych rzeczy z Złotej Ery.
    Wiem że wypowiadałeś się na podobny temat, ale to było odnośnie znanych w środowisku Klasyków.
    Trife Life

    OdpowiedzUsuń
  17. Pomysł dobry, ale raczej nie na ten blog, nie czuję się specjalistą w tym zakresie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Była mowa o kwadratowym flow to dałem prawdziwy przykład kwadratowego flow.

    OdpowiedzUsuń
  19. http://www.youtube.com/watch?v=Z09lYqdxqzo


    Podajcie kilka kawalkow w podobnym klimacie, moze nawet plytek jesli znacie. Fajnie mi sie w takim klimacie cwiczy, chyba, ze znacie cos lepszego.

    OdpowiedzUsuń
  20. Słyszałem kiedyś polski rap chrześcijański, ale oczywiście to były jeszcze większe no skille niż Chada (tak, da się...) i to nawijające pod bit Lexa Lugera :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Sieah, Trip Lee jest chrześcijaninem, ale nie jest katolikiem. On jest prędzej baptystą. Katolicyzm to jedno z trzech głównych gałęzi w chrześcijaństwie, więc: katolik to chrześcijanin, ale nie każdy chrześcijanin to katolik. Wiem, że pewnie Cię to nie obchodzi, ale musiałam się wpierdolić :) Jak kogoś nie razi te ciągłe odwołania do Boga, to polecam: http://www.youtube.com/watch?v=7RWEllqh5J0 lub: http://www.youtube.com/watch?v=pk2LfTkdnUA

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja pierdolę. sieah, ale to się topornie czytało. Jak felietonowe wypociny Tego Typa Mesa. Tylko silna wola sprawiła, że dotrwałem do końca. Szydera z Poznańskich Słowików? That was low.

    PS
    Słuchałeś już jakiegoś rapera rozprawiającego o religii i nawet na SLG o tym napisałeś, że dobra rzecz. Pamiętam bo wtedy z ciekawości sprawdziłem ten album. Tu też sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  23. CoCieToObchodzi7 lipca 2012 12:39

    Ja słyszałem jakiegoś gościa w rozmowach w toku chyba.
    Oczywiście łezki na widowni były.

    OdpowiedzUsuń
  24. anonimowy- nie napisałem, że jest katolikiem, choć z niektórych fragmentów można tak faktycznie wnioskować. Ale masz rację w jednym- niezbyt mnie to obchodzi.

    Archie pewnie chodzi o Braille- Native Lungs. Różnica jest taka, że jego brałem w ciemno, bez świadomości tego, jaki podgatunek tworzy. Tripa wybrałem celowo. Zresztą pewnie jak wyda coś innego, to też sprawdzę, choć niekoniecznie zrecenzuję.

    OdpowiedzUsuń
  25. god mc jay hova14 lipca 2012 22:15

    pomódlmy się wszyscy za sieaha, gdyż nie wie, że błądzi...

    OdpowiedzUsuń
  26. Dla mnie już za późno. Tu nawet miewam często agnostyczne zapędy- typu- JEŚLI piekło istnieje, to chcę tam trafić, byle nie do rozmodlonych nudziarzy na górze.
    W ogóle pasuje mi islamskie spojrzenie na niebo z tymi hurysami, ale za dużo wyrzeczeń by mnie czekało, by spełnić wymagania.

    OdpowiedzUsuń
  27. Odbijając trochę od tematu: będziesz sie brał za recenzowanie nowego Nasa?

    OdpowiedzUsuń