Przeprowadzane na miejscu oględziny zewnętrzne zwłok umożliwiają wstępną ocenę okoliczności i przyczyny śmierci. Po dokonaniu wstępnych czynności, sfotografowaniu, zaznaczeniu położenia zwłok na szkicu oraz opisaniu ich wyglądu i położenia w protokole lekarz sądowy powinien zadbać o prawidłowe, ostrożne umieszczenie zwłok na noszach, w specjalnym worku foliowym i jak najszybsze przekazanie ich do prosektorium.
Jak się macie? Bo ja się mam dobrze.
Donek Tusk ma się dobrze, kociarz Jarek i jego pionek z tabletu mają się dobrze. Benek XVI wbrew pozorom będzie się miał dobrze, a bankowcy ze Szwajcarii dobrzę będą się mieć i tak.
Horrorcore za to nie ma się dobrze. Nigdy nie było przesadnego popytu na tego typu twórczość, ale w 2013 rynek zbytu jest wręcz nieistniejący i tak naprawdę nikt nie chce już słuchać o spożywaniu mózgów i uprawianiu seksu ze zwłokami.
Ilu znacie aktywnie działających horrorkorowców? Necro, ICP, Ganksta NIP, ja jeszcze pamiętam niezłą nawet płytę Bomshot & Holocaust- Warghosts, i można by chyba na tym wyliczankę zakończyć, gdyby nie został jeszcze niewymieniony zarówno samozwańczy, jak i mianowany przez fanów królem tego podgatunku, Brotha Lynch Hung. Nie jest to może i dokonanie wiekopomne, bo konkurencja niespecjalnie zwarta i gotowa, ale tytuły nadane zawsze spoko.
Raper, który nie bacząc na spadek zainteresowania słuchaczy tekściarstwem inspirowanym przez perypetie Hannibala Lectera, postanowił zrobić nie jedną, ale trzy płyty realizujące koncept okrutnego, seryjnego zabójcy. Znowu jest sielsko, rodzinnie, zawadiacko i krwawo.
To chyba jedyny wykonawca, który może się ucieszyć z faktu, że wzbudził w tobie uczucie niesmaku.
Skoro jest retardcore (Tyler The Creator, Riff Raff, Lil B), autismcore (Roc Marciano, Ka), trannycore (Kanye West, A$AP Rocky, Lil B znów), a i przedstawiciela homocore’u nam ostatnio dodano (Frank „Chris Brown przecież nie uderzysz człowieka w sukience” Ocean), to teraz czas na jeden z najstarszych dopływów głównego nurtu w rapie, rozpoczynany dawno temu na południu, jak wszystko w muzyce amerykańskiej zresztą.
Dla tych, którzy ostatnie 3 lata siedzieli pod kamieniem, albo tych, którzy słuchają polskiego rapu (czyli tych, których niezmiennie proszę o to, by nie odwiedzali tego bloga), oraz dla innych upośledzonych- cała trylogia, chronologicznie- „Dinner And A Movie” (recenzowany tu na blogu), „Coathanga Strangla” i niniejsze „Mannibalector” przybliżają nam dzieje towarzysza obywatela, który boryka się z różnorakimi, codziennymi problemami zwykłego Amerykanina- nadwagą, łysiejącym trawnikiem, karaluchami w kuchni i koncepcjami na to, jak przeprowadzić pierwszą rozmowę o seksie z synem. Typowa janeska rodzina w obliczu dwudziestopierwszowiecznych sytuacji, takich jak aborcja oraz in vitro (dla ciebie jebany kato-cebulaku to to samo nie?) nie stoi biernie, tylko ewoluuje razem z resztą społeczeństwa.
Nazwałbym „Mannibalector” płytą familijną, dozwoloną od lat 5+ do 105+, przyjazną każdemu słuchaczowi niezależnie od poglądów politycznych, orientacji seksualnej czy wyznawanej religii. To świetna rozrywka dla dla całej rodziny, przy której ty i twoje dzieci przeżyjecie chwile radości i wzruszenia. Nauczycie się też wielu praktycznych rzeczy, a z całej historii wyniknie pouczający, ponadczasowy morał. Raper oprowadzi nas po swoim mieszkaniu, szczególną uwagę przywiązując do kuchni i przekazania wielu wartościowych, zacnych przepisów na niestandardowe, zdrowe potrawy. Jako, że to ostatnia część serii, to pozwolę sobie na małe podsumowania i porównania z poprzednimi epizodami.
Donek Tusk ma się dobrze, kociarz Jarek i jego pionek z tabletu mają się dobrze. Benek XVI wbrew pozorom będzie się miał dobrze, a bankowcy ze Szwajcarii dobrzę będą się mieć i tak.
Horrorcore za to nie ma się dobrze. Nigdy nie było przesadnego popytu na tego typu twórczość, ale w 2013 rynek zbytu jest wręcz nieistniejący i tak naprawdę nikt nie chce już słuchać o spożywaniu mózgów i uprawianiu seksu ze zwłokami.
Ilu znacie aktywnie działających horrorkorowców? Necro, ICP, Ganksta NIP, ja jeszcze pamiętam niezłą nawet płytę Bomshot & Holocaust- Warghosts, i można by chyba na tym wyliczankę zakończyć, gdyby nie został jeszcze niewymieniony zarówno samozwańczy, jak i mianowany przez fanów królem tego podgatunku, Brotha Lynch Hung. Nie jest to może i dokonanie wiekopomne, bo konkurencja niespecjalnie zwarta i gotowa, ale tytuły nadane zawsze spoko.
Raper, który nie bacząc na spadek zainteresowania słuchaczy tekściarstwem inspirowanym przez perypetie Hannibala Lectera, postanowił zrobić nie jedną, ale trzy płyty realizujące koncept okrutnego, seryjnego zabójcy. Znowu jest sielsko, rodzinnie, zawadiacko i krwawo.
To chyba jedyny wykonawca, który może się ucieszyć z faktu, że wzbudził w tobie uczucie niesmaku.
Skoro jest retardcore (Tyler The Creator, Riff Raff, Lil B), autismcore (Roc Marciano, Ka), trannycore (Kanye West, A$AP Rocky, Lil B znów), a i przedstawiciela homocore’u nam ostatnio dodano (Frank „Chris Brown przecież nie uderzysz człowieka w sukience” Ocean), to teraz czas na jeden z najstarszych dopływów głównego nurtu w rapie, rozpoczynany dawno temu na południu, jak wszystko w muzyce amerykańskiej zresztą.
Dla tych, którzy ostatnie 3 lata siedzieli pod kamieniem, albo tych, którzy słuchają polskiego rapu (czyli tych, których niezmiennie proszę o to, by nie odwiedzali tego bloga), oraz dla innych upośledzonych- cała trylogia, chronologicznie- „Dinner And A Movie” (recenzowany tu na blogu), „Coathanga Strangla” i niniejsze „Mannibalector” przybliżają nam dzieje towarzysza obywatela, który boryka się z różnorakimi, codziennymi problemami zwykłego Amerykanina- nadwagą, łysiejącym trawnikiem, karaluchami w kuchni i koncepcjami na to, jak przeprowadzić pierwszą rozmowę o seksie z synem. Typowa janeska rodzina w obliczu dwudziestopierwszowiecznych sytuacji, takich jak aborcja oraz in vitro (dla ciebie jebany kato-cebulaku to to samo nie?) nie stoi biernie, tylko ewoluuje razem z resztą społeczeństwa.
Nazwałbym „Mannibalector” płytą familijną, dozwoloną od lat 5+ do 105+, przyjazną każdemu słuchaczowi niezależnie od poglądów politycznych, orientacji seksualnej czy wyznawanej religii. To świetna rozrywka dla dla całej rodziny, przy której ty i twoje dzieci przeżyjecie chwile radości i wzruszenia. Nauczycie się też wielu praktycznych rzeczy, a z całej historii wyniknie pouczający, ponadczasowy morał. Raper oprowadzi nas po swoim mieszkaniu, szczególną uwagę przywiązując do kuchni i przekazania wielu wartościowych, zacnych przepisów na niestandardowe, zdrowe potrawy. Jako, że to ostatnia część serii, to pozwolę sobie na małe podsumowania i porównania z poprzednimi epizodami.
Nieodzownym elementem każdej części trylogii o Wieszakowym Dusicielu (Coathanga Strangla) jest nie tylko eksternistyczna lekcja ludzkiej anatomii, ale także propagowanie zdrowego trybu życia, niezmiennie związanego z właściwą dietą.
Nie inaczej jest na „Mannibalector”. W takim np. „Can I Have A Napkin?” Lynch Hung nie tylko obiecuje niesfornemu czarnuchowi, który mu fika, że dostarczy jego durną odciętą łepetynę jego babci w koszyku, ale obrazowo informuje nas, że potrzebuje wykałaczki, bowiem między zębami zostały mu resztki mięsa. Niestety, nie dodał przepisu na ową sztukę.
Tatar? Bitki? Kotlety? Klopsiki? Pozostaje zgadywać. Nowatorstwem pewnym jest kapryśność i rozrzutność szefa kuchni. W „Krocadil„ resztki z gotowania poleca on bowiem utylizować w kwasie, co na pewno podnosi koszt całego przedsięwzięcia, choć można to zrozumieć, w końcu upchanie zwłok w kontenerze może rodzić problemy.
Nikt bez problemów ze słuchem nie powie, że Lynch zmiękł, albo, że przerzucił się na kiełki i marchew. Hmmm, raz co prawda wspomina, że lubi jeść warzywa (konkretnie w mocno chorym ”Sweeney Todd”), ale zaraz potem wyjaśnia, że takie własnoręcznie stworzone, po solidnym ciosie Ak-47 w potylicę.
Kanibalizm jest w dalszym ciągu tematem przewijającym się przez praktycznie wszystkie, a kawałki ludzkich zwłok spożywane są na większości, nomen omen (znowu), kawałków, nie mogło być inaczej, skoro nawet znany wcześniej, singlowy „Meat Cleaver” to, w dużym skrócie, kanibalizm, zabijanie lasek, filetowanie i na dodatek ruchanie zwłok (zakładam, że jeszcze przed flietowaniem, bo chora wyobraźnia podpowiada, że lepiej, jak się ociera więcej niż wchodzi w gładkie).
Po zrobieniu sobie sesji ze wszystkim trzema częściami muszę powiedzieć, że gdzieś tak od połowy „CH” teksty te wywierały na mnie coraz mniejsze wrażenie, choć wiadomo, że torturowanie gościa a następnie gwałcenie zwłok jego kobiety w „ICU” może nas na chwilę obudzić. Po długim seansie ocucić może nas może też robienie torebek z ludzkiej skóry, multi-kanibalizm ( z chłopakami z jMyaday) wspominki tego, jak zachęcał własną mamusię do seksu oralnego w „Sweeney Todd” (to naprawdę schizowy track), czy przytomne tłumaczenie małemu dziecku powodów, dla których zaszlachtowało się przed chwilą ich rodziców.
Są jak widać mocne momenty, ale człowiek się niestety może do nich przyzwyczaić.
Zwłaszcza elementy ukrywania się w szafach przyszłych ofiar mi się opatrzyły, wiem, że ta płyta to manifestacja obsesji i paranoi, ale na następnej płycie oczekuję fetyszu chowania się w kominku albo pod zlewem.
Muszę przyznać, że koncept, choć realizowany luźno i bez specjalnego nacisku na prowadzenie uporządkowanego dziennika zdarzeń, trochę ratuje trylogię przed porażką. Przypuszczam, że jakby zostały puszczone na rynek bez takiego zamysłu, to miałyby popularność ostatniej płyty Ja Rule’a. Ratuje ją też to (trylogię, nie płytę Ja Rule’a), że może się w nią wciągnąć słuchacz niekoniecznie zafascynowany horrorami,choć powinien sobie robić przerwy jeśli zdecyduje się na lekturę całej trylogii.
Nie inaczej jest na „Mannibalector”. W takim np. „Can I Have A Napkin?” Lynch Hung nie tylko obiecuje niesfornemu czarnuchowi, który mu fika, że dostarczy jego durną odciętą łepetynę jego babci w koszyku, ale obrazowo informuje nas, że potrzebuje wykałaczki, bowiem między zębami zostały mu resztki mięsa. Niestety, nie dodał przepisu na ową sztukę.
Tatar? Bitki? Kotlety? Klopsiki? Pozostaje zgadywać. Nowatorstwem pewnym jest kapryśność i rozrzutność szefa kuchni. W „Krocadil„ resztki z gotowania poleca on bowiem utylizować w kwasie, co na pewno podnosi koszt całego przedsięwzięcia, choć można to zrozumieć, w końcu upchanie zwłok w kontenerze może rodzić problemy.
Nikt bez problemów ze słuchem nie powie, że Lynch zmiękł, albo, że przerzucił się na kiełki i marchew. Hmmm, raz co prawda wspomina, że lubi jeść warzywa (konkretnie w mocno chorym ”Sweeney Todd”), ale zaraz potem wyjaśnia, że takie własnoręcznie stworzone, po solidnym ciosie Ak-47 w potylicę.
Kanibalizm jest w dalszym ciągu tematem przewijającym się przez praktycznie wszystkie, a kawałki ludzkich zwłok spożywane są na większości, nomen omen (znowu), kawałków, nie mogło być inaczej, skoro nawet znany wcześniej, singlowy „Meat Cleaver” to, w dużym skrócie, kanibalizm, zabijanie lasek, filetowanie i na dodatek ruchanie zwłok (zakładam, że jeszcze przed flietowaniem, bo chora wyobraźnia podpowiada, że lepiej, jak się ociera więcej niż wchodzi w gładkie).
Po zrobieniu sobie sesji ze wszystkim trzema częściami muszę powiedzieć, że gdzieś tak od połowy „CH” teksty te wywierały na mnie coraz mniejsze wrażenie, choć wiadomo, że torturowanie gościa a następnie gwałcenie zwłok jego kobiety w „ICU” może nas na chwilę obudzić. Po długim seansie ocucić może nas może też robienie torebek z ludzkiej skóry, multi-kanibalizm ( z chłopakami z jMyaday) wspominki tego, jak zachęcał własną mamusię do seksu oralnego w „Sweeney Todd” (to naprawdę schizowy track), czy przytomne tłumaczenie małemu dziecku powodów, dla których zaszlachtowało się przed chwilą ich rodziców.
Są jak widać mocne momenty, ale człowiek się niestety może do nich przyzwyczaić.
Zwłaszcza elementy ukrywania się w szafach przyszłych ofiar mi się opatrzyły, wiem, że ta płyta to manifestacja obsesji i paranoi, ale na następnej płycie oczekuję fetyszu chowania się w kominku albo pod zlewem.
Muszę przyznać, że koncept, choć realizowany luźno i bez specjalnego nacisku na prowadzenie uporządkowanego dziennika zdarzeń, trochę ratuje trylogię przed porażką. Przypuszczam, że jakby zostały puszczone na rynek bez takiego zamysłu, to miałyby popularność ostatniej płyty Ja Rule’a. Ratuje ją też to (trylogię, nie płytę Ja Rule’a), że może się w nią wciągnąć słuchacz niekoniecznie zafascynowany horrorami,choć powinien sobie robić przerwy jeśli zdecyduje się na lekturę całej trylogii.
Elementem spajającym całą trylogię, poza oczywiście głównym bohaterem jest duet policjantów depczących Dusicielowi po piętach. Cóż, nie są to orły z CSI: Miami, a raczej pustaki Komendy Rejonowej Parczew, dlatego też nawet zawężając krąg podejrzanych i przesłuchując naszego Wieszakowego nie są w stanie udowodnić mu, że to właśnie on wysyła ludzi na tamten świat.
W przekroju wszystkich trzech części policjanci pojawiają się w skitach, a to gonią podejrzanego, a to składają wizytę w domu Lyncha, a to podczas rutynowej kontroli na drodze trafiają akurat na niego. Nie są to długie przerywniki, ale ciekawe i dodają kolorytu całej historii przedstawianej przez rapera. Szkoda więc, że na „Mannibalector” znajomi gliniarze pojawiają się tylko raz, w owym rutynowym skicie. Przez to całe story traci trochę klimatu, bo panowie grali głosami przekonująco, a ich występy były całkiem zabawne. Mimo, że końcowy track na płycie jest naprawdę mocny i sugestywny, to liczyłem na jakieś hmmm… bardziej ostateczne rozwiązanie, z udziałem 5-0. A tu, nomen omen, klops, ale raczej z popularnej ostatnio ułańskiej koniny, a nie dopiero co ukatrupionego sprzedawcy odkurzaczy.
W przekroju wszystkich trzech części policjanci pojawiają się w skitach, a to gonią podejrzanego, a to składają wizytę w domu Lyncha, a to podczas rutynowej kontroli na drodze trafiają akurat na niego. Nie są to długie przerywniki, ale ciekawe i dodają kolorytu całej historii przedstawianej przez rapera. Szkoda więc, że na „Mannibalector” znajomi gliniarze pojawiają się tylko raz, w owym rutynowym skicie. Przez to całe story traci trochę klimatu, bo panowie grali głosami przekonująco, a ich występy były całkiem zabawne. Mimo, że końcowy track na płycie jest naprawdę mocny i sugestywny, to liczyłem na jakieś hmmm… bardziej ostateczne rozwiązanie, z udziałem 5-0. A tu, nomen omen, klops, ale raczej z popularnej ostatnio ułańskiej koniny, a nie dopiero co ukatrupionego sprzedawcy odkurzaczy.
Lynch Hung nie miał kochającej mamusi i tatusia (nerwowych spieszę pocieszyć, że mamusi i drugiej mamusi czy tatusia i drugiego tatusia też nie miał), mogliśmy posłuchać o tym na „I Don’t Think My Momma Ever Loved Me” z „Coathanga Strangla”, stąd też zapewne awersja rapera do rodzinnego ogniska. Parę razy przewija się niepokojący motyw mordowania całyych rodzin. Na „Mannibalector” mamy o tym mówione w „Disappeared”, na „CH” było „Friday Night”, a na „D&M” było szczególnie zapadająca w pamięć sugestia, że zwłokami zywi się razem ze swoim synem. Jak ci jeszcze mało, to na nowej płycie jest kawałek „Mask & Knife”, w którym BLH opowiada o szlachtowaniu domowników i porywaniu ich dzieci, a na „MDK’ obiecuje, że zgwałci twoją pierworodną. Na sam koniec zostawiłem zamykające płytę „Dead Bitch”, w którym to kochany synalek Brotha postanawia odwiedzić mamusię, następnie dźga ją nożem, by w ostateczności dowiedzieć się od kumpla, że ów czyn jest zdeka niemożliwy, bo rodzicielka Lyncha nie żyje od ładnych paru lat. Warto się zastanowić nad morałem z tej historii i zapytać się, czy nie mają racji ci, którzy blokują legalizację.
Co ciekawe Lynchu nie robi z tematu trudnego dorastania większego halo, poza jednym wspomnianym na początku tego ustępu trackiem nie uświadczymy zbyt często poruszania tej sfery jego życia. Przewija się ona, ale raper nas nią nie epatuje, tak jak epatują swoją seksualnością geje, feministki, pedały, żydzi, lewacy, palikociarze, internetowcy, wygadane wykształciory, homoseksualiści, zwolennicy UE, ruscy, szwaby, angole, cioty, żabojady i wszyscy inni, którzy cały czas organizują parady i których prawdziwy Polak nie lubi.
Nie lubi też pewnie zwolenników aborcji i murzynów, a w przypadku Lyncha dostaje to, o zgrozo, w pakiecie 2w1, bowiem „Look It’s A Dead Body” zaskakuje nas stwierdzeniem, że Lynch do takowych bezbożnych zabiegów doprowadził już kilka razy. Mam nadzieję, że chociaż wyrwanemu płodowi dał spokojnie zgnić i nie wsunął go z oregano i pieprzem.
Co ciekawe Lynchu nie robi z tematu trudnego dorastania większego halo, poza jednym wspomnianym na początku tego ustępu trackiem nie uświadczymy zbyt często poruszania tej sfery jego życia. Przewija się ona, ale raper nas nią nie epatuje, tak jak epatują swoją seksualnością geje, feministki, pedały, żydzi, lewacy, palikociarze, internetowcy, wygadane wykształciory, homoseksualiści, zwolennicy UE, ruscy, szwaby, angole, cioty, żabojady i wszyscy inni, którzy cały czas organizują parady i których prawdziwy Polak nie lubi.
Nie lubi też pewnie zwolenników aborcji i murzynów, a w przypadku Lyncha dostaje to, o zgrozo, w pakiecie 2w1, bowiem „Look It’s A Dead Body” zaskakuje nas stwierdzeniem, że Lynch do takowych bezbożnych zabiegów doprowadził już kilka razy. Mam nadzieję, że chociaż wyrwanemu płodowi dał spokojnie zgnić i nie wsunął go z oregano i pieprzem.
Każdy z nas wie, jak to niefajnie, jak nie ma komu przybić piątala/pożyczyć na piwo/odbić dziewczynę. Przyjaciele i koledzy po trochu nas definiują- w jakim towarzystwie się obracasz, taki jesteś. Skoro jesteś tym, co jesz (ja np. dzisiaj jestem naleśnikiem z serem i powidłami), to jesteś też tym, z kim się zadajesz. Wiadomo dobre ziomy, że kwestia tego, co je Brotha Lynch Hung może być trochę hmmmm, drażliwa, więc warto się skupić na tych, z którymi się on raczy prowadzać.
W takim „Fuck Off Skit” z „D&M” możemy usłyszeć niezadowolonego kumpla obiecującego zerwanie wszelkich kontaktów z psycholem, a w”Murder Over Hard” inny kolega z kolei po wstępnym oporze decyduje się pomóc Lynchowi w pozbyciu się zwłok po dexterowemu, do rzeczki. Pomaganie nic nie kosztuje, chciałoby się zacytować pewien billboard (takie coś prostokątne, co wywieszają w dużych miastach, zazwyczaj reklamuje jakiś produkt/usługę albo rozpowszechnia jakąś organizację, nie wiem, jaki jest odpowiednik billboardu w Tychach czy Parzęczewie, ponoć „żywopłot”). Na „CH” mamy znów wyrzuty w „Fuck Off Again” jak i całkiem zabawny skit „Eating Fingers”, w którym to chłopaczyna, dobry zapewne, którego prześladuje policja i przeszkadza w sprzedawaniu amfetaminy gimnazjalistom (dlatego na zawsze HWDP!!!!!!!!), wymięka w drodze do chawiry Lyncha, uważa bowiem z niewiadomych przyczyn, że Lynch to chory skurwysyn, czym wywołuje zgodny rechot pozostałych.
Na „Mannibalector” też znajduje się miejsce dla totumfackich, w końcu na „Eating You” ludzkie mięso jedzą z Lynchem ziomy z jMayday, na „Fucked Up” znajomemu ciężko uwierzyć w chore rzeczy, które Lynch opowiada, a na „Something Aboout Susan” kolega posłuży mu za cenne źródło informacji w dość nietypowej sprawie.
Nieodzownym elementem kariery każdego rapera jest kontakt z fanami. Twitterek, Fejsiunio, Majspejsiunio, tumblrunio, instagrunio- wszystkie te platformy należy ogarniać i poruszać się sprawnie. Strange Music pod tym względem jest naprawdę prężna, o każdym projekcie można poczytać naprawdę sporo, o „Mannibalector” również można było. Fajnie też, że znalazła się apostrofa do fanów w tekście na samym albumie. Co prawda w „Meat” BLH odwołuje się tylko do fanów, którzy kradną jego płyty z sieci, i obiecuje im szybką i nagłą śmierć, ale zawsze miło usłyszeć to tak, jakby raper, gwiazda nieważne jakiego formatu, zwracał się bezpośrednio do nas. Czy to nie piękne?
A ty, ancymonku, zakupiłeś nowy cd króla horroru?
Udział ludzi postronnych, bohaterów drugoplanowych, choć niewielki, to istotny, może nia na Oscara, ale w sam raz na Nagrodę Kompleksu Kinowego Hotelu Robotniczego „Beton” w Pyrzycach.
Jak mówimy o kumplach, to warto wspomnieć o featuringach, wg mnie w przekroju całości najlepiej wypadli- Yelawolf, Hopsin i Tech N9ne na „Mannibalector”, Tech i Krizz Kaliko na „D&M”, G-Macc i COS na „CH”, za to marnie wyszły featuringi Trizza, Snoopa, Dazza i Kurupta i całej menażerii nołnejmów na „D&M”.
„Mannibalector” prezentuje się na tle poprzedniczek zacnie. Goście dobrani są oszczędnie i z pomysłem, pasuja do nie tylko stylu Lyncha, ale i konceptu płyty. Powtórzę, najwiekszą ich zaletą jest to, że występują rzadko, zupełnie jak wyborcy Kongresu Nowej Prawicy, z tym wyjątkiem, że na szczęście można ich (gości, nie wyborców) spotkać także poza internetem.
W takim „Fuck Off Skit” z „D&M” możemy usłyszeć niezadowolonego kumpla obiecującego zerwanie wszelkich kontaktów z psycholem, a w”Murder Over Hard” inny kolega z kolei po wstępnym oporze decyduje się pomóc Lynchowi w pozbyciu się zwłok po dexterowemu, do rzeczki. Pomaganie nic nie kosztuje, chciałoby się zacytować pewien billboard (takie coś prostokątne, co wywieszają w dużych miastach, zazwyczaj reklamuje jakiś produkt/usługę albo rozpowszechnia jakąś organizację, nie wiem, jaki jest odpowiednik billboardu w Tychach czy Parzęczewie, ponoć „żywopłot”). Na „CH” mamy znów wyrzuty w „Fuck Off Again” jak i całkiem zabawny skit „Eating Fingers”, w którym to chłopaczyna, dobry zapewne, którego prześladuje policja i przeszkadza w sprzedawaniu amfetaminy gimnazjalistom (dlatego na zawsze HWDP!!!!!!!!), wymięka w drodze do chawiry Lyncha, uważa bowiem z niewiadomych przyczyn, że Lynch to chory skurwysyn, czym wywołuje zgodny rechot pozostałych.
Na „Mannibalector” też znajduje się miejsce dla totumfackich, w końcu na „Eating You” ludzkie mięso jedzą z Lynchem ziomy z jMayday, na „Fucked Up” znajomemu ciężko uwierzyć w chore rzeczy, które Lynch opowiada, a na „Something Aboout Susan” kolega posłuży mu za cenne źródło informacji w dość nietypowej sprawie.
Nieodzownym elementem kariery każdego rapera jest kontakt z fanami. Twitterek, Fejsiunio, Majspejsiunio, tumblrunio, instagrunio- wszystkie te platformy należy ogarniać i poruszać się sprawnie. Strange Music pod tym względem jest naprawdę prężna, o każdym projekcie można poczytać naprawdę sporo, o „Mannibalector” również można było. Fajnie też, że znalazła się apostrofa do fanów w tekście na samym albumie. Co prawda w „Meat” BLH odwołuje się tylko do fanów, którzy kradną jego płyty z sieci, i obiecuje im szybką i nagłą śmierć, ale zawsze miło usłyszeć to tak, jakby raper, gwiazda nieważne jakiego formatu, zwracał się bezpośrednio do nas. Czy to nie piękne?
A ty, ancymonku, zakupiłeś nowy cd króla horroru?
Udział ludzi postronnych, bohaterów drugoplanowych, choć niewielki, to istotny, może nia na Oscara, ale w sam raz na Nagrodę Kompleksu Kinowego Hotelu Robotniczego „Beton” w Pyrzycach.
Jak mówimy o kumplach, to warto wspomnieć o featuringach, wg mnie w przekroju całości najlepiej wypadli- Yelawolf, Hopsin i Tech N9ne na „Mannibalector”, Tech i Krizz Kaliko na „D&M”, G-Macc i COS na „CH”, za to marnie wyszły featuringi Trizza, Snoopa, Dazza i Kurupta i całej menażerii nołnejmów na „D&M”.
„Mannibalector” prezentuje się na tle poprzedniczek zacnie. Goście dobrani są oszczędnie i z pomysłem, pasuja do nie tylko stylu Lyncha, ale i konceptu płyty. Powtórzę, najwiekszą ich zaletą jest to, że występują rzadko, zupełnie jak wyborcy Kongresu Nowej Prawicy, z tym wyjątkiem, że na szczęście można ich (gości, nie wyborców) spotkać także poza internetem.
No tak, jak ktoś będzie chciał znaleźć wady wszystkich wspomnianych tutaj części historii Dusiciela, to bez wątpienia bez wahana bez ociągania bez zastanowienia bez pohamowania bez przedłużania bez owijania w bawełnę i bez cięcia w przysłowiowego członka wskaże na warstwę muzyczną. „D&M” było pod tym względem takie sobie, „CH” dużo, dużo lepsze i przede wszystkim bardziej klimatyczne, „Mannibalector” sytuuje się gdzieś pośrodku. Nie jest ona ani dobrze dosmażona, ani przesadnie i zawaliście krwista. Idąc mięsnym tropem jest jak kurczak obok cielęciny (CH) i parówek (D&M). Jak „D&M” był płomieniem na kurtełce Żuroma, a „CH” to był Thích Quảng Ðức , tak „Mannibalector” może być swojskim Rysiem Siwcem.
„CH” jest Rakimem, „Mannibalector” Raheemem Devaughnem, a „D&M” Rahimem. „D&M” jest Robertem Biedroniem, „CH” … no, sami rozumiecie.
Prawdą niezaprzeczalną jest to, że na nowej płycie nie zachwyci nas żadna melodyjka. W starych czasach większą część obrazu malowali uczniowie i pomagierzy, samemu wielkiemi mistrzowi zostawiając jedynie finalne machnięcie paru kresek i podpisanie się pod całością.
Owszem, sporo tu mroku, czasem zaskoczy jakies upiorne pianinko, smyczek czy gitara elektryczna, ale brakuje tu trochę takiego właśnie muśnięcia pędzla geniusza. „Meat Clever” jeszcze umnie tej szufladce, ale takie np. „MDK” brzmi jak jakieś zapyziałe zakurzone nagranie wydobyte z piwnicy starej, horrorkorowej Mafijki Trzy Sześć. Podobać może się jeszcze cieszące mocnym basem i smyczkami „Stabbed” czy dobrze współgrające z tematyką tracka spokojniejsze, klasyczniejsze „Something About Susan” czy „Can I Have A Napkin”.
Zabrakło mi tu trochę szaleństwa, równego temu emanującemu z tekstów rapera. Jak na tak chory materiał to podkłady są odrobinę zbyt konserwatywne. Jak ktoś się mnie spyta, bym podał płytę, która operuje na podobnych akcentach i ma dobrą produkcję, z przyjemnością odpowiem- ostatnie płyty Slaine’a, Madchilda, Bekaya.
„CH” jest Rakimem, „Mannibalector” Raheemem Devaughnem, a „D&M” Rahimem. „D&M” jest Robertem Biedroniem, „CH” … no, sami rozumiecie.
Prawdą niezaprzeczalną jest to, że na nowej płycie nie zachwyci nas żadna melodyjka. W starych czasach większą część obrazu malowali uczniowie i pomagierzy, samemu wielkiemi mistrzowi zostawiając jedynie finalne machnięcie paru kresek i podpisanie się pod całością.
Owszem, sporo tu mroku, czasem zaskoczy jakies upiorne pianinko, smyczek czy gitara elektryczna, ale brakuje tu trochę takiego właśnie muśnięcia pędzla geniusza. „Meat Clever” jeszcze umnie tej szufladce, ale takie np. „MDK” brzmi jak jakieś zapyziałe zakurzone nagranie wydobyte z piwnicy starej, horrorkorowej Mafijki Trzy Sześć. Podobać może się jeszcze cieszące mocnym basem i smyczkami „Stabbed” czy dobrze współgrające z tematyką tracka spokojniejsze, klasyczniejsze „Something About Susan” czy „Can I Have A Napkin”.
Zabrakło mi tu trochę szaleństwa, równego temu emanującemu z tekstów rapera. Jak na tak chory materiał to podkłady są odrobinę zbyt konserwatywne. Jak ktoś się mnie spyta, bym podał płytę, która operuje na podobnych akcentach i ma dobrą produkcję, z przyjemnością odpowiem- ostatnie płyty Slaine’a, Madchilda, Bekaya.
„Mannibalector” to dobre, zręcznie poskładane zakończenie najbardziej krwawej w historii rapu trylogii. Nie mogę powiedzieć, by Wieszakowy wzbudzał taką fascynację jak jego pierwowzór z „Milczenia Owiec”, ale to pewnie po części wina tego, że ma o jedną formę wyrażania się mniej (choć teledysk do „Meat Clever” może i tę lukę zapełnić). Całość w porównaniu do poprzedniczek nie prezentuje nowej jakości, ale elegancko uzupełnia formułę wymyśloną na potrzeby tego konceptu.
Nie sądzę, bym ten cd wrzucił do grona najlepszych płyt roku 2013 w jakiejkolwiek kategorii innej niż „najlepszy horrorcore”, ale czasu spędzonego przy nim nie uważam za stracony. Nawet jeśli epatowanie okrucieństwem już po 10,15,20-tym kawałku może powodować obojętne wzruszenie ramion, to miejcie świadomość, że rynek nie jest łaskawy dla niszy reprezentowanej przez psychola z Sacramento, więc dajcie mu szansę choćby z ludzkiej, zwykłej litości.
Przyjmijcie dobrą radę, pójdźcie po płytę Brotha Lynch Hunga, zanim on przyjdzie do was.
Bo wtedy nie będzie już tak zabawnie.
Ankietę wygrał ASAP, ale sieah olał to i wrzucił inną recenzję, props za odwagę, hejt, bo chciałem o Rockym poczytać
OdpowiedzUsuńWyniki ankiety unieważnione, skargi kierować na adres illuminati@666.atl(antyda).
OdpowiedzUsuńOczywiście mój głos na "Mannibalector" był wart więcej niż wszystkie inne oddane na pozostałe opcje, dlatego recka tego a nie A$APA.
ASAP pewnie będzie na Glamrap.
OdpowiedzUsuńze smutku przez to co zrobił sieah, będę zmuszony w ramach żałoby przesłuchać dyskografię 2 chainza.
OdpowiedzUsuń"ASAP pewnie będzie na Glamrap."
OdpowiedzUsuńwhat he said.
"będę zmuszony w ramach żałoby przesłuchać dyskografię 2 chainza."
to krótka żałoba będzie, ile 2 chainz wydał materiału (jako 2 chainz)?
Ludzie, przecież każdy z was wie jak brzmi ASAP i o czym jest nawet bez słuchania tej płyty: dziwki, hajs, dragi w tekstach; modulowany głos Rocky'ego; leniwe, senne bity, dobre powolne bangery; nie wierzę, żeby ktoś z was spodziewał się czegoś innego po tej płycie.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że Mannibalector, przecież zakończenie trylogii and shit.
ASAP w WWA Kendrick na Openerze, jedziesz sieah?
OdpowiedzUsuńNa Rocky'ego pójdę, z Lamarem nie obiecuję. Fajnie, że zaczęli do nas przyjeżdżać raperzy z prawdziwego zdarzenia, a nie ciągle jakaś kurwa Eliminati.
OdpowiedzUsuńNiech przyjedzie Jay-Z albo T.I. to będę mógł spokojnie umrzeć
OdpowiedzUsuńDrake staje się mężczyzną, mam rację sieah?
OdpowiedzUsuńhttps://soundcloud.com/octobersveryown/drake-5am-in-toronto
Tylko takiego Drejka da się słuchać. Mam nadzieję na jak najmniej jęczenia i sądząc po singlach jest to możliwe.
OdpowiedzUsuńP.S
Kto się teraz będzie na ślizgu kłócił z grabiaszczym i haderem? ;(
Znaczy wymieniał poglądami nie.
sieah mógłbyś zrecenzować też Killah Priesta (wiem - jeszcze tej nie skończyłeś, ale kiedyś na tym blogu recenzje 2-3 albumów miesięcznie to była norma)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=QK8mJJJvaes , fajne nie? z przykrością zauważę, że nie wymieniłeś go w rankingu świeżaków z szansą na sukces. Cha!
OdpowiedzUsuńNie wiem o jakim rankingu mówisz, ale we wpisie "Sieah ocenia Freshmanów XXL" Macklemore'a wymieniłem jako "asa" (czyli najwyższa możliwa nota).
OdpowiedzUsuń"sieah mógłbyś zrecenzować też Killah Priesta"
kto by to czytał ziomie dobry
Szkoda, że akurat pod nim napisałeś:
OdpowiedzUsuń"Zapewne nie zwojuje chartsów, nie zrobi kariery..." . Nie, żartuje, napisałeś o nim w marcu, a jego komercyjna kariera zaczęła się może w październiku... Łał prognoza godna uznania..
Chyba chodzi mu o to:
OdpowiedzUsuń"Zapewne nie zwojuje chartsów, nie zrobi kariery, ale warto mieć baczenie na płytę z Ryanem Lewisem."
No jednak zwojował chartsy, czy karierę zrobi to zobaczymy w przyszłości, jednak sprzedaż The Heist dobrze wróży (pewnie będzie złoto).
Jestem pewny panowie, że nie znajdziecie NIKOGO, żadnego internetowego mądrali, który przed premierą "The Heist" by zapowiadał (tak) dobrą sprzedaż tej płyty.
OdpowiedzUsuńsieah zamierzasz sprawdzać EP'kę " Pink Slime " od Mac Miller x Pharrell? Ja słyszałem już dwa oficjalne tracki i są super, myślę, że Ty też powinieneś się zainteresować tym materiałem. 5
OdpowiedzUsuńsieah, ale że serio nie wracasz na slg? Neva? :/
OdpowiedzUsuńWiele osób przeczyta, wierzę
OdpowiedzUsuń1. zamierzam sprawdzić.
OdpowiedzUsuń2. neva
3. to się zastanowię ale wiecie, co z takich zapowiedzi zwykle u mnie wychodzi
Prawilnie przypominam, że to już 16 rok bez króla... RIP BIGGIE!
OdpowiedzUsuńsieah masz oryginał " Lace Up "?
OdpowiedzUsuńMam.
OdpowiedzUsuńdlaczego nie wrócisz na slg? tęksnimy
OdpowiedzUsuńsieah, czemu nie wrócisz na slg? tęsknimy...
OdpowiedzUsuńSieah, interesujesz się też coś np. francuską sceną rapu, lub jakąkolwiek spoza US?
OdpowiedzUsuńSieah, interesujesz się też coś np. francuską sceną rapu, lub jakąkolwiek spoza US?
OdpowiedzUsuń1. Nie wrócę, bo już mnie slg znudził. Pojawię się tam przy okazji głosowania w plebiscycie na płyty roku (o ile mi konta nie skasują).
OdpowiedzUsuń2. Francuski odpada, bo nie znam języka. Poza sceną z US chętnie sprawdzam to, co ludziska wrzucą z Kanady i Australii. Sekretnie zapoznaję się też ze sceną angielską.
Co myślisz o wczorajszym podpaleniu Żuroma o którym wszyscy teraz mówią
OdpowiedzUsuńNic nie wiem o podpaleniu Żuroma. Mam tę przewagę nad wami, że zaściankowego polskiego rapu nie śledzę, ale możecie dać info- kto go podpalił, za co.
OdpowiedzUsuńPodpalił się sam jak Ryszard Siwiec.
OdpowiedzUsuńwracasz do poprzednich części trylogii? dla punktów odniesienia, czy coś
OdpowiedzUsuńOczywiście, słuchałem ostatnio wszystkie 3 po kolei.
OdpowiedzUsuńCo myślisz o tym, że 2Pac będzie gościnnie na " Hotel California " ?
OdpowiedzUsuńMyślę, że to fatalny pomysł. Jeszcze czekam, aż będzie na płycie Nicki i Riff Raffa.
OdpowiedzUsuńSieah, słuchałeś może Kardinala Offishalla? Polecisz lub odradzisz? Kojarzyłem kolesia tylko za "Dangerous" z Akonem, bo napierdalali to w radiach co parę godzin parę lat temu, ale jak usłyszałem jego zwrotkę na w remixie "Swag" Davida Bannera to zajarałem się niesamowicie.
OdpowiedzUsuńNiestety, poza featuringami nie kojarzę niczego od niego.
OdpowiedzUsuńco masz do Parczewa?
OdpowiedzUsuńhttp://www.sharebeast.com/sodlqbe30yvj
OdpowiedzUsuńSłyszałeś tą masakrę od Hit Boy'a? To zasługuje na Twoją recenzję, co jest odpowiednim wyznacznikiem zajebistości tego darmowego albumu.
No proszę kolejny mikstejp. Poprzedni na dużym propsie. Sprawdzę na pewno.
OdpowiedzUsuńCo myślisz o tym, że kobiety raperki zachowują się jak faceci tylko, że np nawijają o swoich " big fat pussy " #nickiminaj czy jest to seksowne czy raczej niesmaczne?
OdpowiedzUsuńSĄ SNIPPETY WEEZY'EGO!!!!
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=aiHmOAKHo6Y
Sieah, a nie masz takiego wrażenia, że te płyty są dość grubo wtórne (tzn. wiem, że masz, ale nie kłuje cie to w uszy?) i część utworów to trochę wypychacze? Przecież z Coathanga Strangla, które słuchałem wiele razy, pamiętam parę kawałków, które były wspaniałe, ani do tekstu ani do muzyki nie można było się przyczepić, ale o czym jest (haha, trudno zgadnąć) i jak brzmi np. "Red Dead Bodies", "Therapy Session", "Suicide Watch" to za chuja nie mogę sobie przypomnieć. Pamiętam, że ta płyta słuchana w całości jest naprawdę dobra, ale jej tzw. replay value jest znikomy, a przecież to nie jest żadna reguła wśród concept albumów.
OdpowiedzUsuńmasz w planach recenzję nowej płyty schorowanego williama?
OdpowiedzUsuń"Co myślisz o tym, że kobiety raperki zachowują się jak faceci tylko, że np nawijają o swoich " big fat pussy " #nickiminaj czy jest to seksowne czy raczej niesmaczne?"
OdpowiedzUsuńZawsze przy takich pytaniach pojawia mi się w głowie scena z filmu "Notorious". Lil Kim, wtedy jeszcze nie strasząca facjatą, ma zaprezentować grubemu swoje raperskie skillsy. Zaczyna ciskać wersy gangstersko-braggerskie, Biggie jej przerywa i mówi mniej więcej coś w tym stylu "kurwa lala nikt nie chce słuchać kobiet rapujących w ten sposób, ogarnij", na co przepyszna aktorka grająca Kim zaczyna prezentować tematykę kurewską, puszczalską i całkiem fajnie uwodzicielską. Biggiemu oczywiście taki obrót spraw się podoba, nie tylko dlatego, że potem było dobre pukanko.
Przydługa dygresja ta posłuży mi do wniosku- kobiety rapują o tym, o czym faceci chcą, by one rapowały. Faceci natomiast chcą, by akcentowały swoją seksualność, by dawały in (nam) znać, że można je zdobyć i elegancko zaliczyć, a potem zapomnieć.
Kobiety, które z tej szufladki uciekają, nie mają co liczyć na sukces. Na szczęście także te, które w szufladce się mieszczą, nie zawsze wskakują na szczyt, może pamiętacie pewien eksperyment pod nazwą Jacki-O, a z bardziej świeżych przykładów przypomnijcie sobie komicznie żałosną sprzedaż płyty Kreyashawn. Tak było chyba zresztą zawsze, Lady Of Rage, choć zacna z niej panna była, nie zwojowała list przebojów.
Taki obrót spraw to raczej reguła, a że od każdej są wyjątki (Lil Kim, Nicki), to kwestia oczywista.
"masz w planach recenzję nowej płyty schorowanego williama?"
OdpowiedzUsuńto możliwe.
Kuźwa jeszcze jeden, nie zauważyłem.
OdpowiedzUsuńZ tym replay value to może być prawda, konceptowe płyty zawierają bowiem o wiele mniej uniwersalnych utworów.
Z wtórnością to nie wiem, płyty takie nie wychodzą co tydzień, odstęp między kolejnymi seriami części odpowiednio duży, w sumie czekałem na "Mannibalector", a nie czekałem np. na nic nowego od Currensy'ego.
Syta recenzja propsy
OdpowiedzUsuńsieah sprawdzałeś już Hoodie Allen? Stary, przecież to jest biały Bobby Ray. To są śpiewane gej rapowe refreny, to jest cząstka Chiddy Bang, to jest minimalny procencik Ashera Rotha, to jest niebezpieczne uciekanie w stronę popu, to jest robienie rzeczy tak znienawidzonych przez fanów Romba Marcianio czy tam innych KAtorżniczych raperów typu joey MADa$$. Jaram sie, Ty też powinieneś dać mu szansę!!!
OdpowiedzUsuńPS.próbka jego możli... OOOOO PATRZ KTO NAWET WPADŁ W GOŚCI, NO POPATRZ TY SIĘ :)
http://www.youtube.com/watch?v=-hTD6uEgTVw&feature=player_embedded
Nie sprawdzałem, ale to co zapodałeś nie jest zachęcające. Gość ma dość pedalską manierę rapowania, to mieszanka Mac Millera i Drake'a. Ale sprawdzę więcej, może się przekonam, dzięki.
OdpowiedzUsuńsieah kto jest Twoim ulubionym rapperem, numerem 1 ?
OdpowiedzUsuńUlubionym? Pewnie Jay-Z.
OdpowiedzUsuńNatomiast najlepszym MC w historii jest Kool G Rap.
Cały internet spuszcza się nad wyciekiem Weezy'ego, cały internet uważa, że Weezy wydał album roku #ślizg
OdpowiedzUsuńCzy sieah zabierze głos w tej sprawie.
sieah błagam o recenzję nowego Wayne'a, bo jak za rączkę nie poprowadzisz to przez listę gości nie przebrnę
OdpowiedzUsuńWiem panowie, że beze mnie nie będziecie wiedzieć, co o płycie myśleć. Cierpliwości.
OdpowiedzUsuńJak ci podszedł remix bitch dan`t kill my vibe z Hovą?
OdpowiedzUsuńNie jestem fanem oryginału, remixu też nie, ale fajnie wyszła ta kolaboracja.
OdpowiedzUsuńRecka Weezka musi być, jebać ewentualne ankiety.
OdpowiedzUsuńHej, mam do Ciebie takie pytanie, jako że na temat rapu masz sporą wiedzę. Czy znasz może jakiegoś rapera/zespół rapowy, który w swoich utworach poruszałby tematykę fantasy, a najlepiej dark fantasy? Nie mylić z sci-fi ani horrorem. O ile w metalu jest tego trochę to w rapie się nie spotkałem, a takie egzotyczne zachcianki mnie naszły. Czy coś takiego w ogóle istnieje? :)
OdpowiedzUsuńsieah idź tą drogą: http://www.mediabistro.com/articles/details.asp?aID=11756& (Tylko z prafdziwym hib hobem. Tym z południa ofkorz.)
OdpowiedzUsuńAnonimowy- a jakie zespoły lub raperów już znasz, żebym nie wymieniał na darmo, może np. znasz Deltron 3030 i Dr. Octagona, to poszukam dalej.
OdpowiedzUsuńArchie- wydaje mi się, że spełniam warunki jakie mistrz Piczforka przedstawił w odpowiedzi na pytanie o rady dla świeżaków. Może więc i mnie kariera czeka.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=imGsY0EMygg#!
OdpowiedzUsuń1:40 początek żenady. Nadal czekasz na płytkę Papuza? :(
sieah - Odpisuj bloga tak żeby nie wyglądał jak relikt z 2001 roku i działaj. Taka wskazówka: http://blog.teamtreehouse.com/beginners-guide-to-responsive-web-design
OdpowiedzUsuńkolabo roku będzie
OdpowiedzUsuńhttp://www.glamrap.pl/images/stories/d6/KHALED-457.jpg
1. Hahah ten bit u Papuza poza jakąkolwiek kontrolo!!!! Pytasz mnie, czy nadal czekam, a czy ja deklarowałem gdzieś, że czekam?
OdpowiedzUsuń2. Archie- nie chce mi się, to jest mój blog, nie zarabiam na nim, niespecjalnie mi zależy, by zawitały tu jakieś nowe osoby zachęcone odpicowanym layoutem, mogę oczywiście zrobić, by było kolorowo i młodzieżowo, ale po co?
3. Pewnie jakiś track na płytę Khaleda, bo na single z "Mastermind" jeszcze za wcześnie (a z produkcji streeta by pewnie nie robili takiego halo). Jay i Ross i Timbo (ten ostatni zapewne odrodzony po sukcesie nowego Justina) to zawsze dobre kolabo zwiastuje. Niemniej zastanawia kwaśna mina Timbalanda.
sieah - chodziło o responsive web design (technologię). Strona dostosowuje się do czytania na różnych mobilnych urządzeniach dzięki temu zawsze jest przejrzyście. Kiedyś wszystkie strony będą tak projektowane, bo ludzie non stop surfują po Internecie z telefonów. Odpal tamtą stronę na telefonie, a zobaczysz o co chodzi. Wygląd wybierasz sam i nie musi napierdalać kolorami jak świąteczne lampki u Griswoldów.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=GJUMcEVwBJQ nine nagrał kawałek z blajstarem z poznania. Sprawdz bo pewnie nie wierzysz
OdpowiedzUsuńArchie- a są problemy z przeglądaniem tego bloga na komórkach? Wszedłem tu zarówno z nowego Samsunga Galaxy, jak i ze starej Nokii 500, i wyświetlało się zacnie.
OdpowiedzUsuńAnonimowy- niespecjalnie się wkurzam, polski rapier wziął taki feat, na jakiego go materialnie stać. A Nine pewnie oddał jakiś odrzut i coś tam zarobił. Każdy dobrze na tym wyszedł, choć mam wątpliwości, by zagorzali fani RPS i Gandziora znali Nine'a. Zresztą nikt już nie zna Nine'a bo to nawet w minionym tysiącleciu gwiazda nie była, nie obwiniam ich.
Sieah, ostatnim czasy na slg nazbierało się hipokrytów,i brakuje prawdziwych kolesi takich jak Ty, zostali hadero,Archie a reszta opierdala parówki każdym gościom, zrób jakiś dzień sieaha na ślizgu wpadaj tylko w jeden dzień dissuj,propsuj,opiniuj, tylko to co chcesz odpowiadaj raz na tydzień, świerzaki są nudne w chój, pierdolą bez sensu, nie czują klimatów,schematów i są zjebani
OdpowiedzUsuńwracaj bro,czekamy.
No nie znam właśnie nic za bardzo z rapu w klimatach fantasy. Jakoś głęboko w tym nie siedzę i kojarzę głównie tylko tych raperów, których kojarzy każdy, kto choć trochę słucha tej muzyki. Tak więc byłbym wdzięczny za wpisanie tu każdego, kto przyjdzie Ci do głowy. Coś co pozwala się przenieść myślami w świat elfów smoków itd. Sci-fi w sumie jednak też może być.
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=dkjQzT-0Vkc#!
OdpowiedzUsuńI co sieah? Nieodżałowany zuch Master P " made it " po raz kolejny, co sądzisz?
czy ten kawałek nie jest piękny, YMCMB ostatnio pokazuje, że nie bez powodu trzyma łapę na grze od tylu lat
OdpowiedzUsuńhttp://batshare.com/2m7a0vf88h0x
Fajnie, że Percy dalej działa, może tym razem uda mu się zbudować coś na dłużej.
OdpowiedzUsuńczekam na reckę Weezy'ego, pewnie do czerwca się pojawi, liczę na dyskusję
OdpowiedzUsuńhttp://www21.zippyshare.com/v/2839782/file.html
OdpowiedzUsuńWypadałoby sprawdzić tak na dobrą sprawę sieah.