Ocena 4,5/5
Na sequel "Only Built 4 Cuban Linx" apetyt miał każdy fan rapu, od kiedy tylko ów następca genialnego debiutu z 1995 został zapowiedziany.
Kto z nas nie pamięta takich ulicznych bangerów jak "Verbal Intercourse", "Incarcerated Scarfaces" czy "Criminology"? Mocne, dosadne teksty Chefa uzupełniane żywymi, dynamicznymi wersami Ghosta, całość dopełniana przez kapitalne podkłady od samego RZA. Płyta wycisnęła to, co najlepsze z całego dorobku Kool G Rapa i "Illmatica", dostawała max w skali ocen u każdego szanującego swój fach recenzenta.
Była to wg mnie najlepsza płyta z 1995 roku, najlepsza płyta solowa od członków Wu-Tang Clanu, jedna z najlepszych płyt ze wschodu (top 10 bez problemu), mam ją na oryginale i chwalę sobie bardzo.
Siłą rzeczy, jakbym był Raekwonem, to po dwóch mniej uznanych albumach (Immobilarity dość słabe, Lex Diamond Stories średnie) nazwałbym swój kolejny release "Only Built 4 Cuban Linx 2".
Proste dość- wszechobecna komercja, chicken noodle soup, stanky leg, auto-tune, ludzie pochyleni z troską nad losem rapu, damy im to, czego chcą, surowego, mocnego ulicznego rapu, mainstreamowego, ale nie burackiego, ulicznego, ale akceptowalnego nawet dla fanów mainstreamu, mocnego brzmieniowo, ale z uznanymi w głównym nurcie producentami.
Nas póki co nie robi "Illmatic 2", ale Chef zdecydował się na taki dość populistyczny ruch. Trzeba od razu dodać, że chwała mu za to.
Dostaliśmy to, czego chcieliśmy. OBFCL2 to świetny następca genialnego debiutu, i choć dzieli je właśnie ta granica (świetny-genialny), bo 1995 był i nie wróci, to i tak 2009 można uznać za wielki powrót Raekwona.
Jak tylko przejdziemy przez "Intro" w którym Popa Wu, nie wiadomo czemu tutaj nazwany Papu Wu, wprowadza nas w koncept i klimat płyty, dochodzimy do "House Of Flying Daggers" i już wiemy, że będzie dobrze:
"Fly criteria, bury me in Africa
With whips and spears, and rough diamonds out of Syria
A true don, only I could do wrong
Rock fitted hats, get crack money and drive a sick blue joint
Retard-less, I'mma blow regardless". Poparte doskonałym klipem, bitem nieodżałowanego J-Dilli, pretendent do singla roku.
Płyta tekstowo jest bardzo mocna, dosadna, mroczna i brutalna. Mamy tu zarówno dość krawą historyjkę pod niepozornym tytułem "Fat Lady Sings"
"Little young Keyon rushed him, yeah, shorty was a vet
Gillette soldiers, shorty hit the neck
Blood squirted, look like laundry detergent, the Dred fell out
Right from there, he gon' need a surgeon"
relację z zakładu penitencjarnego, tym razem pod niezaskakującym tytułem "Penitentiary", w którym Rae otrzymuje prezent w swojej dziennej racji żywnościowej pozwalający mu uporać się z nieproszonymi goścmi, na wyjątkowo mrocznym bicie od BT, czy też kolejną brutalną mocną historię rodem z getta pod tytułem "Sonny's Missing"
Mouth bloody, muddy Gucci joints on, them shits was nine hundred
Couldn't wait to kill him, his sons wanted it
Champion hoody was gone, they broke his neck in like five places
Pushed him down the rail and it skipped his face.
Ghost opowiadający w "Gihad" historię konfliktu zdradzony gach vs. korzystający z łatwej laski hustler, także zapadł mi w pamięć.
Nie mogło zabraknąć wspomnień o zmarłym w 2004 ODB, i pojawia się tu kawałek dedykowany jego pamięci, konkretnie "Ason Jones", hmmm, trochę jakby niepasujący do konceptu płyty, ale należy zrozumieć chyba żal po stracie przyjaciela.
Warto pamiętać także o bardzo mocnym punkcie na trackliście, czyli "Black Mozart", idealny bit od RZA, refren, zwrotka Rae niczym najlepsza esencja z mafioso rapu z OBFCL.
Wyjątkowo fajnym trackiem jest też "Mean Streets", na którym Rae daje mocną zwrotkę, i nie daje się tym razem stłamsić Ghostowi (o czym później).
Płytę kończy "Kiss The Ring" ze świetną zwrotką Decka i dobrym bitem Scram Jonesa.
Należy zauważyć, że Ghostface ponownie świeci najjaśniej na płycie, zarówno na "New Wu", "10 Bricks" jak i "Mean Streets". Ktoś nieobeznany z Wu-Tang Clanem mógłby pomyśleć, że to źle, iż dany MC nie jest głównym wydarzeniem na swojej płycie. Ale pamiętajmy, że na jedynce było podobnie, i nie chodzi o to, że wersy Raekwona są takie słabe, po prostu to wersy Ghosta są takie dobre.
Leather jackets on, rocked up rock stars
Treacherous bank robbers, the plan go dub, we pop guards
The team gotta eat, seeds is hungry, that's why we ain't scared
To dump on niggas, our guns is chunky
Usually we bust niggas down with bats, swell up they joints
Elbow, wrists, they shins get cracked
We still humiliate, brutalize, Ruger pop, pulverize
Still got gear in the closet, that's stupid live
From Benetton rugby skullies, Oshkosh conductor jumpers
The train hats fit me lovely
Rae job is to make sure the coke is fluffy
While I politic his birthday bash with Puffy
Bagged Nia soon as I linked up, the kid ain't inked up
I'm an old mummy, my gold weigh as much as King Tut (yeah, yeah)
Slippers, robes is minked up, under the doorag, bro (uh, yo, yo)
My three dimensional fade is clean cut
A wersy Raekwona naprawdę nie są słabe, przykładem może być "Cold Outside", czyli kawałka, na którym akurat wg mnie wypadł lepiej niż Tony Starks.
Rae wziął sobie do serca chyba życzenia fanów, pokazał, że dalej chce, że jest głodny rapu, że nawet chłopak z tak trudnej okolicy:
I grew up on the foul side, nickel bag vile side
Purple tops, two for fives
I had seven grams, outside with my eleven mans
On the corners with a pocket full of contrabands
Running up and down fire escapes, NARCs coming
jest w stanie nagrać coś świetnego.
Czuć tutaj jednak dalej moc, która miał mafioso rap w latach 90-tych:
We realer than the Spanglers Rep Posse squad that's dangerous
Rae płynnie przechodzi od chwalenia się ubraniami i rolexem do swojej reputacji na ulicy, wspomnień o dorastaniu, brutalności okolicy.
Płyta nie ma zasadniczo wad, są doskonałe bity od zróżnicowanego grona producentów (Dre, Necro, RZA, Scram Jones, Dilla, Ice Water, Erick Sermon, nawet legendarny Marley Marl), lirycznie jest to, co być powinno na płycie Raekwona, nie są to jakieś fajerwerki naszpikowane metaforami i panczami, i jakby to był album, powiedzmy, od Nasa czy AZ, to możnaby narzekać, ale Rae raczy nas swoją wizją liryczności, w której głównie przemyca nam slang i brudne, krwawe ulice, pełne dilerów i zabójców.
Nawet jeśli RZA nie produkował całości, nawet jeśli nie dał rady zawsze równać poziomem do gości, nawet jeśli "2" to ruch populistyczny, nawet jeśli nie ma tym razem Nasa, nawet jeśli znowu nie ma Kool G Rapa, nawet jeśli jedynka była na innym poziomie genialności, nawet jeśli tekstowo nie wynalazł prochu, to otrzymaliśmy album, który ma szansę stać się klasykiem.
U mnie już ma taki status, 5/5 nie mogę przyznać, bo to już jednak nie ta era, w której Wu wyznacza standardy rapu, Tony Montana i jego "You're fucking with me? you're fucking with the best!" nie zbuduje już dzisiaj nurtu na nowo. Mocne 4,5 jednak należy się.
PŁYTA ROKU
OdpowiedzUsuńW
OdpowiedzUsuń