Ocena 4/5
"Hov's a livin legend and I'll tell you why
Everybody wanna be Hov and Hov's still alive"
Jay-Z- Never Let Me Down (College Dropout)
Jay-Z, Shawn Carter, Hova, Jigga. Człowiek instytucja, ikona, businessman, w swojej długiej karierze protegowany, opiekun, uczeń i nauczyciel zarazem.
Kiedy Jay-Z coś stwierdzi, na jakikolwiek temat, możesz być pewien paru rzeczy, np. tego, że fora internetowe będą roztrząsać to do znudzenia (vide masoneria sugerowana niby w tekstach), dziennikarze muzyczni rozłożą to na części pierwsze i wywnioskują (jak zawsze), że ten akurat tekst to efekt kryzysu w związku z B,.a nawet tego, że The Game szybko to skomentuje w którymś kolejnym kawałku.
Tak właśnie było z D.O.A. (Death Of Autotune) pierwszym singlu, na genialnym samplu z Janko Nilovica i Dave'a Sucky'ego, który, jak wynika z wersu w 3 zwrotce, jest raczej pociskiem w stronę T-Paina, nie Lil Wayne'a, gdyż panowie Carter przecież się lubią:
"Wayne scorchin, I'll applaud him
If he keep goin, pass the torch to him"
(z "Everyday A Star is Born")
Rozgorzała dyskusja, fani podzielili się na tych "za" i tych "przeciw", T-Pain przez jakiś czas nawet skandował na koncertach "Fuck Jay-Z!".
Cóż, singiel ten nie zabił auto-tune'a, który ma się dalej dobrze, ale jest mimo wszystko dość potężny w swojej wymowie. O kontrowersjach, podtekstach, awanturach, nieporozumieniach można by przy opisywaniu tej płyty jeszcze ze 4 strony A-4 zapełnić, ale czas chyba, by się zająć samą recenzją.
Zanim dojdziemy do "Death of Autotune", Hova raczy nas dwoma kawałkami, pierwszy to przypomnienie, kim Hova jest w biznesie. czym się zasłużył:
"A small part of the reason the President is black
I told him I got him when he hit me on the jack"
Jako intro sprawdza się świetnie Następna pozycja to naprawdę bardzo dobre "Thank You", ironiczny, prześmiewczy trochę track.
3 zwrotka będzie zapewne długo pamiętana, do dziś wielu raperów zachodzi w głowę, o kim to tam mowa jest. Czyżby o Panu 50 Cencie?
Możliwe, wszak zarówno "Curtis", jak i "BISD" słabo się sprawdziły jako konkurencja mainstreamowa.
Dalej mamy omawianie już "D.O.A.", nadchodzi kolejny singiel, czyli "Run This Town" z gościnnym występem Rihanny i samego Kanyego, tym razem użyczającego także swych umiejętności raperskich.
Uczucia mam mieszane, Jay-Z świetnie pojechał w obu zwrotkach.
Kanye także fajnie, problemem jest chyba jęczenie Rihanny w refrenie, szkoda, że nie zatrudniono tu Alicii Keys, która zniszczyła,zmiażdżyła, oszołomiła na kolejnym singlu, czyli "Empire State Of Mind", jak dla mnie mainstreamowym tracku roku 2009, naprawdę, rap nie może być już bliższy ideału niż tutaj.
Kolejne tracki są różnej jakości, "Real as it Gets" z protegowanym Jaya z czasów jego szefowania Def Jamem, Young Jeezy'ym, jest znośny, nic więcej niestety.
"On To The Next One" jest już niesłuchalne, głównie przez podkład od Swizza, szkoda, bo parę fajnych wersów się zmarnowało
"Hov' on that new shit, niggaz like "How come?"
Niggaz want my old shit, buy my old album
Niggaz stuck on stupid, I gotta keep it movin"
Niggaz make the same shit, me I make The Blueprint"
Czy też nawiązanie do znanej już afery z Cristallem.
"I used to drink Cristal, the muh'fucker's racist
So I switched gold bottles on to that Spade shit
"Off That" ze wschodzącą gwiazdą od Lil Wayne'a, czyli Drake'iem, ma chyba trochę nieywkorzystany potencjał, Można było z tego banger zrobić prawdziwy,tak jest tylko kolejnym kawałkiem na płycie. Jay dalej pokazuje jednak liryczne umiejętności:
"This ain't black vs. white, my nigga we off that
Please tell Bill O'Reilly to fall back
Tell Rush Limbaugh to get off my balls
It's 2010, not 1864"
Zawiódł Timbaland, pierwszy i jedyny raz na tym albumie.
Kolejny song przypomina słuchaczom,. kogo słuchał Hova, kogo respektował, kim się interesował, trzeba przyznać jest to interesujące.
Nawet jeśli refren trochę niedomaga, a zwrotka J.Cole'a brzmi trochę jakby wyrwana z innego kawałka (nie jest związana z konceptem).
Nie ma problemów natomiast z "Venus Vs. Mars" świetny bit od Timbo, kapitalne gry słów, punche,przekorna historyjka o nieudanym związku z kobietą.
Prawdziwy banger, nawet hejterzy, którzy mają kapliczkę z Nasem, się tym jarają.
"Already Home" z kolejną wschodzącą gwiazdą, Kidem Cudi, jest dobre.
Bit jest świetny, Hov przypomina znowu niektórym, czego dokonał, i dlaczego powinni przestać wieszać na nim psy. Interesujący jest fakt, że Jay wspomina o tym, że nazywają go "Joe Camel".
Jest to trend internetowy, forumowy, byłem zaskoczony tym, że Jay-Z o tym wie.
"I don't surf the net
No i never been on myspace"
("Beach Chair" z Kingdom Come)
Ktoś tu skłamał?
"Hate" to chyba najsłabszy kawałek na płycie. Pojawia się tu nawet, niby martwe już, autotune w refrenie. Wersy Jaya także niewysokich lotów.
"Reminder" to kolejny już banger od Timbalanda, Jay-Z jest tu Jayem-Z, złowiekiem, który zmienia wszystko w złoto
"What the hell have y'all won?
... Only thing you can identify with is losing
Ten #1 albums in a row, who better than me?
Only The Beatles, nobody ahead of me
I crush Elvis and his Blue Suede Shoes
Made the Rolling Stones seem sweet as Kool-Aid too
'96, '97, '98, '99
2000, 2001 and beyond
Oh-two, oh-three, oh-four, oh-five
Oh-six and seven, oh-eight, oh-nine
Back-to-back, double plat', I did what you won't
Men lie, women lie, numbers don't
Ain't nothin changed for, me 'cept the year it is
I think I have to send you a reminder, here it is"
"So Ambitious" to cudowny bit od The Neptunes, a kawałek opowiada o tym, jak Jay pokonywał przeszkody, zdobywał swoją pozycję, widząc obłudę i arogancję innych.
"Young Forever" to kolejny już z cyklu "ostatni kawałek zrobię w stylu melancholijnym", który ciągnie się już od "Dynasty..." nie pasował na "American Gangster" (który był jednak albumem robionym, jak pamiętamy, bardzo spontanicznie)
czy "The Black Album", ale był taki na "Blueprint" czy też "Kingdom Come", nawet na starym już "In My Lifetime".
Sampel z Alphaville, osobiste i nietypowe wersy Hovy, kawałek ma swój ciekawy klimat.
O, to już wszystkie? Na to wygląda. Czas oceniać chyba całość tak?
Jaką mamy skalę ocen?
Proszę-
1- MARNE ŚPIEWANIE POD PUBLIKĘ NA PRZYMUS ZA 2ZŁ
2- Kool Herc pewnie by powiedział "Szajse"
3- Rokuje na przyszłość, ewentualnie w przypadku artysty z długim stażem- mała wpadka/nie na poziomie poprzednich
4- Będziemy o tym pamiętać za rok, dwa
4,5- j.w, ale z zadatkami na klasyka.
5- Geniusz, klasyk, 5/5 jak w The Source zanim ci je dali Lil Kim, najpewniej płyta roku, pięciolecia, dekady.
"The Blueprint 3" wystawiam mocną czwórkę. Płyta jest mocna lirycznie, z małymi nierównościami głównie w
sferze produkcyjnej, z dwoma słabszymi kawałkami, słucha się jej jednak znakomicie.
Czego innego wymagać od muzyki?
Jay pokazał się również jako promotor wschodzących gwiazd, bo czy może być dla rapera lepsza reklama niż featuring u największej gwiazdy tej muzyki? Kto, poza internetowcami, słyszał wcześniej o J.Cole'u? Pytanie naturalnie retoryczne.
FAJNIE, ALE NIE SLUCHALEM I NIE ZAMIERZAM
OdpowiedzUsuńto ty nook? może spróbuj choć jeden kawałek...
OdpowiedzUsuńSLYSZALEM EMPIRE STATE OF MIND I NUMER JEST DOBRY, ALE NIE ZE WZGLEDU NA JAY'A
OdpowiedzUsuńpotwierdzam :PPPPP
OdpowiedzUsuńjak dla mnie to jedna ze słabszych płyt Jaya, dużo gadał - mało zrobił, nie wiem, wolę go chyba jednak w wersji oldschooltowej, może świat i jego muzyka poszła do przodu - wolę chyba jednak prostsze beaty :) fajnie, że tak się rozwodzisz nad każdym utworem, nie zwróciłam uwagi na niektóre haki w tekstach ;) pozdrawiam! Jay-Z "best rapper alive" mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuń