Believe me it could be done somethin's got to give
It's got to change cause I've got a son
I've got to do the right thing for shorty
And that means no more getting high drinking forties
So I get back lookin' type slick again
Jak masz czasem wyrzuty sumienia, że nie udało ci się spełnić obietnic noworocznych, to smutna konstatacja po analizie powyższego tekstu pomoże trochę z samopoczuciem. Kariera może człowieka zniszczyć, przetoczyć po dnie, pozbawić honoru, zdrowia, rozsądku i nawet rodziny. DMX z człowieka sukcesu, świętującego triumfy komercyjne z kolejnymi pięcioma płytami, z jednej z najbardziej rozpoznawalnych twarzy tej muzyki zmienił się w przykry i pusty wrak istoty ludzkiej. Wraku, do którego nie przyznaje się już nikt. Od Jaya-Z do Machine Gun Kelly'ego- tak wygląda ta sinusoida.
Jest wiele powodów, dla których DMX powinien już dawno powiesić majk na kołku i zająć się pielęgnacją ogródka. "Undisputed" przejdzie do historii jako wiarygodne tego świadectwo.
Wskrzeszenie kariery tak ciężko doświadczonego przez życie, i własną głupotę, rapera nie mogło się udać. I, co dość smutne, dziś nikogo nie obchodzi to, że DMX wydał właśnie nowy album.
Jest wiele powodów, dla których DMX powinien już dawno powiesić majk na kołku i zająć się pielęgnacją ogródka. "Undisputed" przejdzie do historii jako wiarygodne tego świadectwo.
Wskrzeszenie kariery tak ciężko doświadczonego przez życie, i własną głupotę, rapera nie mogło się udać. I, co dość smutne, dziś nikogo nie obchodzi to, że DMX wydał właśnie nowy album.
Płyta zresztą rodziła się w bólach, klecona pomiędzy kolejnymi odsiadkami rapera, złożona z tracków sprzed kilku lat, układana trochę na szybko. Finansowo wystarczyło tylko na featuring MGK, który pewnie, z racji tego, że uważa X'a za jednego ze swoich ulubieńców, nie wziął za swój udział dużo.
Nie spodziewam się, by proces twórczy u DMX'a kiedykolwiek był złożony i wielowątkowy, niemniej w 2012 raper raczy nas personą rodem z 2000 roku, nie dodając niestety niczego nowego, nie wnosząc do rapgry niczego świeżego.
Nikt już nie nabierze się na stare zagrywki, a nowe są niespecjalnie ekscytujące. Do nich mógłbym zaliczyć dość komicznie brzmiący śpiew DMX'a w "I Get Scared"" czy próbę przeniesienia klasycznego twierdzenia o nietańczących gangsterach na nurt wiksy w "I Don't Dance", do starych kolejny odcinek religijnego bełkotu na "Prayer". Zestarzał się też przekaz samego rapera. Liryka na tej płycie jest jak wyrwana pierwsza strona z książki, oferuje tytuły, zajawki nie finalizując ich treścią. Wiele razy usłyszysz tu o tym, co X przeszedł, zostaniesz uświadomiony, że nie masz o takich rzeczach pojęcia, i skarcony będziesz, że hejtujesz go, choć nie wiesz o jego ciężkich bojach. Szkoda tylko, że nad żadnych z powyższych problemów nie skupia się na dłużej, wychodząc chyba z założenia, że wszyscy na całym bożym świecie śledzą jego losy i zrozumieją każdy zawoalowany niuans w mig. Otóż nie, ja jestem białym przedstawicielem wyższej klasy średniej i za Chiny nie jestem w stanie wczuć się w przekaz złamanego przez rzeczywistość ćpuna gangstera. Linijki na tej płycie są zbyt proste, puste i ordynarne, by wzbudzić w człowieku jakiekolwiek odruchy, nie wiem, współczucie, zrozumienie, którąkolwiek strunę chciał w nas X nimi poruszyć.
Szkoda trochę, że większość linijek można zbyć wzruszeniem ramion, bo biografia oparta na wielkim upadku sprzeda się praktycznie zawsze. Rozliczające się z religią, bogiem i szatanem "Head Up" jest tak płaskie i płytkie, że bełkot Lil B brzmi przy nim jak "Nowa Heloiza". Nie lepiej jest z tekstami ulicznymi, zalatują one trochę starym, dobrym rokiem 1998
Nie spodziewam się, by proces twórczy u DMX'a kiedykolwiek był złożony i wielowątkowy, niemniej w 2012 raper raczy nas personą rodem z 2000 roku, nie dodając niestety niczego nowego, nie wnosząc do rapgry niczego świeżego.
Nikt już nie nabierze się na stare zagrywki, a nowe są niespecjalnie ekscytujące. Do nich mógłbym zaliczyć dość komicznie brzmiący śpiew DMX'a w "I Get Scared"" czy próbę przeniesienia klasycznego twierdzenia o nietańczących gangsterach na nurt wiksy w "I Don't Dance", do starych kolejny odcinek religijnego bełkotu na "Prayer". Zestarzał się też przekaz samego rapera. Liryka na tej płycie jest jak wyrwana pierwsza strona z książki, oferuje tytuły, zajawki nie finalizując ich treścią. Wiele razy usłyszysz tu o tym, co X przeszedł, zostaniesz uświadomiony, że nie masz o takich rzeczach pojęcia, i skarcony będziesz, że hejtujesz go, choć nie wiesz o jego ciężkich bojach. Szkoda tylko, że nad żadnych z powyższych problemów nie skupia się na dłużej, wychodząc chyba z założenia, że wszyscy na całym bożym świecie śledzą jego losy i zrozumieją każdy zawoalowany niuans w mig. Otóż nie, ja jestem białym przedstawicielem wyższej klasy średniej i za Chiny nie jestem w stanie wczuć się w przekaz złamanego przez rzeczywistość ćpuna gangstera. Linijki na tej płycie są zbyt proste, puste i ordynarne, by wzbudzić w człowieku jakiekolwiek odruchy, nie wiem, współczucie, zrozumienie, którąkolwiek strunę chciał w nas X nimi poruszyć.
Szkoda trochę, że większość linijek można zbyć wzruszeniem ramion, bo biografia oparta na wielkim upadku sprzeda się praktycznie zawsze. Rozliczające się z religią, bogiem i szatanem "Head Up" jest tak płaskie i płytkie, że bełkot Lil B brzmi przy nim jak "Nowa Heloiza". Nie lepiej jest z tekstami ulicznymi, zalatują one trochę starym, dobrym rokiem 1998
Y'all niggas duck, but I swing back
Y'all niggas run, but I bring gats
Y'all niggas whisper, "X is a crackhead"
Aight fuck it, I'mma just crack heads
czy takie kwiatki:
Listen boo, you’s a bitch, you been a bitch
You know how niggas do
Run up in a bitch, fuck her well
And the bitch, you call them bitches
But then in a week or 2, fucking all them bitches
nie dodają płycie kolorytu, a jedynie podkreślają, jaką warstwą kurzu obrósł DMX, który przecież rapowo dorastał jeszcze w czasach wielkich- 2Paca, Notoriousa, wczesnego Nasa i Jaya. I o ile dwaj ostatni odnajdują się bez trudu w nowych realiach, to -owi sporo brakuje już nawet do średniaków dzisiejszej rapgry.
X nie ma charyzmy i czucia rapgry Rossa, talentu do pisana zabawnych panczy Wayne'a, storytellerskich umiejętności Nasira czy flow i double entendresów Jaya-Z.
Ciekawsze teksty pisze już Tyga czy Jadakiss, co niespecjalnie dobrze świadczy o warsztacie szczekającego wariata z Yonkers. Nawet próba odtworzenia niesamowitych wręcz emocji z najlepszego chyba kawałka w jego dyskografii, magicznego "Slippin" w "Slippin Again" wychodzi co najwyżej poprawnie. Dalej nie jest lepiej "Sucka 4 Love" jest żenujące pod każdym względem, spełniając bodajże każdy wymóg z regulaminu Klasycznego Wypełniacza, a "I Got Your Back" przechodzi obok ucha i mózgu, racząc nas miałką wizją DMX'a i kobiety, która niby miałaby cierpliwość dla takiego zakapiora. Szukałem tutaj czegoś, co mogłoby uratować podmiot liryczny, pokazać, że Crack Man dalej potrafi, albo chociaż że mu się jeszcze chce. Bez powodzenia. Nie ma się wrażenia, że to pełnoprawne, spójne dzieło, raczej czuje się tu jak po ściągnięciu jakiegoś wyjątkowo obskurnego syfu z datpiff.
Nie ma co ukrywać, X stracił sporo ze swej magii, zabawniej i co ważne, bardziej rozrywkowo pokrzykują dziś Waka Flocka czy Meek Mill, chropowatym głosem raczy nas posiadający równą dyskografię Young Jeezy, a badboyów mamy i tak dużo, od zawsze.
Podsumowując, ten sam, stary dobry poziom sprzed 12 lat nie wystarczy już dziś, by mnie zainteresować. Dla innych z kolei może to być zaleta. DMX jest raczej obok obowiązujących trendów, nie słychać, by próbował przypodobać się targetowi Young Money czy MMG, nie ma tu żadnych obowiązkowych featuringów roku 2012 (Chris Brown, Busta Rhymes, Drake, Tyga, 2 Chainz), więc cóż, jak takie rzeczy cenisz w rapie, jak chcesz 180 stopni w przeciwnym kierunku od tego, co jest modne, to może znajdziesz tu coś dla siebie. Miej świadomość jednak, że jest sporo ciekawszych propozycji na tym biegunie. Nawet dla tych, którzy nie chcą być Yuri Kochiyamą w przyszłości.
Nie ma co ukrywać, X stracił sporo ze swej magii, zabawniej i co ważne, bardziej rozrywkowo pokrzykują dziś Waka Flocka czy Meek Mill, chropowatym głosem raczy nas posiadający równą dyskografię Young Jeezy, a badboyów mamy i tak dużo, od zawsze.
Podsumowując, ten sam, stary dobry poziom sprzed 12 lat nie wystarczy już dziś, by mnie zainteresować. Dla innych z kolei może to być zaleta. DMX jest raczej obok obowiązujących trendów, nie słychać, by próbował przypodobać się targetowi Young Money czy MMG, nie ma tu żadnych obowiązkowych featuringów roku 2012 (Chris Brown, Busta Rhymes, Drake, Tyga, 2 Chainz), więc cóż, jak takie rzeczy cenisz w rapie, jak chcesz 180 stopni w przeciwnym kierunku od tego, co jest modne, to może znajdziesz tu coś dla siebie. Miej świadomość jednak, że jest sporo ciekawszych propozycji na tym biegunie. Nawet dla tych, którzy nie chcą być Yuri Kochiyamą w przyszłości.
Szczęśliwie, przynajmniej dla mojego odbioru "Undisputed", podkłady ratują trochę całą sytuację. Ciekawe to, bo przy wielkich powrotach to zazwyczaj one zaniżają poziom. Tutaj mamy starego znajomego DMX'a, który nie opuścił kolegi w potrzebie i zapodał brzmiący dipsetowo "What They Don’t Know", który naprawdę dobrze współgra z agresywnym stylem rapera. J.R. Rottem, znany choćby z "Push It" Rozaya czy "Hip Hop Police" Chamillionaire'a, tym razem idzie w pulsujące, klubowe rytmy w "I Don't Dance" i daje nam w prezencie całkiem zręcznie skomponowany singiel.
Pamiętany już tylko przez największych hardkorów Dame Grease z kolei akcentuje swoją delikatniejszą stronę, i ową stronę pomaga akcentować X-owi, racząc nas spokojnymi, nastrojowymi i klimatycznymi podkładami, w tym "Have You Eva" z wajbami rodem z lat 80-tych. Warto zauważyć, że pod względem bangerów "Undisputed" trzyma się mocno. Dipsetowo brzmi też "I’m Back", a rytmy z dobrych dla Ruff Ryders czasów stara się przypomnieć anonimowy Snaggs w "Get Your Money Up" oraz zupełnie nieznani Caviar i G'Sparkz w "Frankenstein". Skąd X ich wziął? Jacyś kumple od żyletki i kreski?
Tak czy siak, muzycznie płycie niewiele brakuje, i tu bym szukał głównych zalet tego projektu. Dobrze, że chociaż warstwa dźwiękowa brzmi może nie nowocześnie, to chociaż satysfakcjonująco. Szybkie, żywe rytmy wymieszane z utworami oferującymi klimat do zadumy i zwolnienia, to w odróżnieniu od oferującego rozwolnienie tylko rapera, naprawdę dobra i spoko opcja. Spoko opcja, opcja spoko, to była spoko opcja. Wyobrażam sobie jakiegoś 16-letniego cebulaka z brakami w uzębieniu w bluzie od Chady mówiącego "spoko opcja", i dlatego obniżam ocenę DMX'a do 0/5.
Tak, żart, jesteście przenikliwi, nie powiem.
Jay-Z powiedział w 2007 roku, że jak chcecie jego starego stylu, to kupujcie jego stare albumy. Przy całym geniuszu tego stwierdzenia może ono posłużyć, po lekkiej modyfikacji, jako motto do "Undisputed".
Chcecie dobrego stylu DMX'a, kupcie jego stare płyty. Najpewniej 2 pierwsze.
"Undisputed" można sobie zostawić na koniec. Dołożyć do "listy płyt, które mam sprawdzić, ale i tak tego nie zrobią, bo nie ma czasu i po co".
Każdy ma taką listę.
Chcecie dobrego stylu DMX'a, kupcie jego stare płyty. Najpewniej 2 pierwsze.
"Undisputed" można sobie zostawić na koniec. Dołożyć do "listy płyt, które mam sprawdzić, ale i tak tego nie zrobią, bo nie ma czasu i po co".
Każdy ma taką listę.
PS: DMX miał brzydką żonę, mówiono nawet, że to Canibus w przebraniu. Sami zobaczcie:
Zdjęcie w spoilerze w celach bezpieczeństwa
Po co taka informacja w recenzji? Też nie wiem.
Haha, dobra beka z tą żoną :D. Na szczęście moja jest jej przeciwieństwem :).
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że recenzja Cruel Summer jako następna ? Ewentualnie Brother Ali, który już do sprawdzenia w dobrych sklepach.
co bedzie nastepne na warsztacie sieaha? cruel summer? bedzie w jakims zbiorczym podsumowaniu chociaz kilka zdan o dedication 4? wiem ze to mixtape ale nie mozna o nim nie wspomniec ;d
OdpowiedzUsuńMoże Cruel Summer, jeszcze nie wiem. O mikstejpie pewnie w podsumowaniu na koniec. Tak btw płyta DMX'a wyszła w rocznie ataku na WTC, ciekawe czy specjalnie tak.
OdpowiedzUsuńA będzie w końcu jakaś kontynuacja jakiegoś cyklu ?
OdpowiedzUsuńA jak nie będzie to co?
OdpowiedzUsuńSpodziewałem się stolca w stylu ostatniego KRS-a, więc w sumie się pozytywnie rozczarowałem. Ale płyty w nawet nie przesłuchałem do końca bo odsłuch zawsze kończyłem wraz z dojazdem do roboty (gdzieś na Head Up, ten wyjący refrenik tak mi obrzydzał dojście do roboty że szkoda gadać) a wracając już mi się nie chciało tego słuchać (właśnie przez wrażenia po tym refreniku). Jakieś 3/6 i certyfikat płyty, której naprawdę nie trzeba przesłuchać
OdpowiedzUsuńAlego nową płytę zrecenzuj, wiem, że chłopców z Rhymesayers nie kochasz za bardzo, ale Ali akurat daje radę z tej ekipy
Bardzo przyjemnie się to czyta. Serwuj więcej recenzji okraszonych dużą ilością ciekawostek jakie są w tym tekście! ;-)
OdpowiedzUsuńczemu nie dodałeś zazwyczaj jakże bekowego podsumowania, plus i minus to jedyne czego nie widzę
OdpowiedzUsuńNo bo nie ma, postanowiłem zrezygnować z tego.
OdpowiedzUsuńSzkoda, dobrze i humorystycznie podsumowywało ukute przez Ciebie recenzje :)
OdpowiedzUsuńCzy mógłbyś podać swojego emaila, albo napisać na speclulz(malpa)gmail.com
OdpowiedzUsuńmam propozycje dotyczącą twoich recek.
sieah, jak będą chcieli cię zwerbować to pamiętaj żeby zażądać grubej bańki.
OdpowiedzUsuńsieah o c b na slizgu, caly czas dyskusja miedzy toba a innymi uzytkownikami, gdzie ladnie w pupke dostajesz, pionier cykanstwa i dirty southu sieahital soul, ladnie.
OdpowiedzUsuńhaha no nie wiem, sądząc po reakcch innych forumowiczów, mieszających cię z błotem, sądzę, że to ty jednak dostałeś w pupkę :)
OdpowiedzUsuńElo sieah, mam pytanie, tak z czystej ciekawości z zupełnie innej bajki niż DMX. Czasami poczytuję forum ślizgu, a ty jako jeden z jego przedstawicieli pewnie będziesz znał odpowiedź. Co sprawia, że większość z was stawia Carter 3 Wayne'a ponad Carterem 4? Właściwie to nie tylko wy, bo przecież recenzje też trójka dostała lepsze niż czwórka. Zupełnie nie rozumiem tego fenomenu, czym C3 przeważa nad C4? Obie płyty znam na pamięć prawie i jak dla mnie 4 jest zdecydowanie lepsza. Co o tym myślisz?
OdpowiedzUsuńRecka RICANstruction będzie? Bo z tego co kojarze czekałeś mocno.
OdpowiedzUsuńCzy najpierw gud mjuzik?
narobiło się teraz tych płyt, Good Music, Ali, Lupe, Rino, Murs, nadchodzi Chino- nie wiem co recenzować ;(
OdpowiedzUsuńAnonimowy- wydaje mi się, że trójka jest lepiej pomyślana, nie ma dziwnych eksperymentów, miała znacznie lepsze single, a Wayne był w szczytowym okresie swych możliwości. Czwórka tylko cementuje jego pozycje, nie tworzy mu nowych ścieżek rozwoju.
Recenzuj Cruel Summer, bo to abstrahując od jakości na pewno najciekawsza premiera
OdpowiedzUsuńRecenzja "Cruel Summer" trafiła na Glamrap, a teraz coś zniknęła :(
OdpowiedzUsuńNotabene mocno ugrzeczniona w porównaniu do tekstów publikowanych na blogu, STARZEJESZ SIĘ SIEAH :(
Niemniej propsuję inicjatywę (nawed jeśli stoi za tym gruby dolar, tony koksu i hektolitry szampana), znacznie podwyższa poziom merytorycznego tego portalu, który dotychczas najwyżej nadawał się do hejtingu w komentarzach (DZIAŁAM TAM AKTYWNIE XD).
Dałeś zamieścić swój tekst na glamrapie i nie zdissowałeś całej polskiej sceny w tym wpisie? Co się z toba dzieje? Przecież rapiery zaglądają na glamrap.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, to dwa pierwsze teksty, jak zamówią następne, to obiecuję ciskać po swojemu, ale mi potem kurwa nie mówcie, że czemu nienawidzę OSTR Eldo Pfk?
OdpowiedzUsuńOSTR leży przysypany kurzem i nikt o nim już nie pamięta, Eldo będzie biegał po dziczy jak Cejrowski... Zaktualizuj listę bo zaczynasz wypadać z obiegu, mane.
OdpowiedzUsuńale sie sieah sprzedaues, nie wierze.... tez liczylem na wiekszy hejting polskiej sceny.
OdpowiedzUsuńtrzydziesty dzień wrześniowy
By nienawidzić sieaha miałem powód nowy
staff
po co ci ten glamrap? ja pierdole co za żenada
OdpowiedzUsuńHajs się musi zgadzać. ;)
OdpowiedzUsuńTo od teraz żadne recenzje nie będą się pojawiać na blogu ? Bo była zapowiedź do recki CS, a później wylądowała ona na glamrapie. Ja się tak nie bawię. sieah wróć!!!1one1!one!!!
OdpowiedzUsuńPytanko jest.
OdpowiedzUsuńBędą recki z glamrapu na blogasku, czy to na wyłączność?
Skąd w ogóle taki pogląd? Blog to blog, nie porzucę pisania chyba że mnie sam rap znudzi.
OdpowiedzUsuńGlamrap to glamrap. Kolejne doświadczenie w życiu i dostęp do szerszej publiki.
Abstrahując od dostępu do szerszej publiki imbecyli i gimbusów i od tego, że hajs się musi zgadzać za co propsy to wypadałoby sieah' poprawić jakość tych recek, wiadomo że tym durniom, którzy glamrap moderują można rzucić byle ochłap, bo i tak pewnie nawet nie słuchali płyt o których recenzje był deal, to czytają też osoby o większych wymogach w kategoriach: humor, analiza, pancze, hejting Ostrego
OdpowiedzUsuńnajlepsze to jest to, że jak jest news o tym, że jakiejś Guovie (wtf?!) nie podoba się nowy Pezet to jest 60 komentarzy, a pod recką takiego nowego Lupe Fiasco jest raptem dwadziesciapare komentów.
OdpowiedzUsuńbędzie recka Brata Aliego nowego? Albo LP Machlemore'a z Ryanem Lewisem?
Też się zdziwiłem, bo widziałem, jakie bydło się wypowiada pod recenzjami polskich płyt. Cóż schwarz, może to wynikać z dwóch czynników:
OdpowiedzUsuńa) fani zagranicznego rapu nie zaglądają na glamrap
b) fani polskiego rapu są niestety znacznie głupsi i wolą się ciskać o to czy Tede wygrał czy Peja.
Nie wiem co będzie. Na pewno któryś z nich, jeszcze Chino czeka na sprawdzenie, Ali tak samo. Nie ma czasu solidnie przysiąść i rozkminiać teksty.