poniedziałek, 23 lipca 2012

Podsumowanie I połowy 2012 roku





 
 
Tak, tak, obrazek powyżej nie kłamie, wasz ulubiony niedzielny recenzent oczyści rankingi z tych, którzy są nie najsest, ale łorst.
Lekko spóźnione, acz jak zawsze kompetentne podsumowanie roku musi zostać tu pokazane przed gorącymi, jesiennymi premierami, które zapewne lekko namieszają w już powoli formujących się rankingach a.d. 2012. Póki co bieżące 7 miesięcy obrodziło w produkcje zarówno bardzo udane, jak i te bezgranicznie wręcz denne. Jak zawsze starałem się oceniać obiektywnie, jak zawsze nie wyszło to do końca tak, jak bym chciał. Ale co wam będę mówił, sami przeczytajcie. Nie wiecie, czy pisać na forum, że jakąś płytą się jaracie? Albo boicie się, bo jesteście fanami Chady/Jimsona/Magika i w razie dyskusji zabrakłoby wam anglo-argumentów? Ten cykl jest m.in. dla was.
Nie obrazicie się też chyba, jeśli oceny będą powiązane z niedawno zakończonym Euro 2012.





Aktualne 12 miesięcy na pewno nie będzie gorsze niż poprzednie, za to na 75% mogę powiedzieć, że nie będzie tak masakryczne jak okres styczeń-grudzień 2010.
Warto jednak zobaczyć na podstawie zwięzłego, merytorycznego wpisu wszystko to, co raperzy postanowili nam w tym roku zaprezentować. Tradycyjnie podzielona wyliczanka będzie na części, tym razem mówiące o tych bardzo udanych, jak i tych rozczarowujących. Onegdaj pisałem też o średniakach, ale chyba nie warto marnować na nich miejsca.
W lekturze przyda się trochę znajomości tematu, bo nie chciało mi się zaznaczać przy ocenach formatu wydawnictwa (legal/mixtape).
Zaczynamy więc, na początek naturalnie dzieła udane bardziej.






---------------------------------------------------------


5/5 czyli Xavi Hernandez

Póki co tylko jedna płyta zasługująca na taką ocenę (w 2010 dałem ją 4 razy- Eminem, Kanye, Kno, K-Rino), ale za to jaka sugestywna. Recenzowałem ją zresztą na blogu, link znajdziecie poniżej.







Killer Mike & El-P- R.A.P. Music

Pełna recenzja








---------------------------------------------------------


4,5/5 czyli Andrea Pirlo


Poniżej płyty, które są naprawdę piękne, zachwycające pod wieloma względami. Niewiele im zabrakło do maksymalnej oceny, ale zostaną zapamiętane i będą katowane za rok, dwa, schodami na strych. Wstyd ich nie znać, wstyd nie próbować chociaż kupić. Wielkie pokłony dla artystów wymienionych powyżej, szkoda, że nie na wszystkich starczyło miejsca w natłoku pełnych recenzji na blogu.






B.o.B.- Strange Clouds

Pełna recenzja




Honors English - State of the Art

Krótka recenzja

Zapewne kojarzony przez niewielu, nowy podopieczny całkiem dobrze znanego producenta Needlza wkracza w rapgrę potężnym akcentem. Świetne tekstowo, zróżnicowane klimatycznie, najeżone genialnymi konceptami, na dodatek wspomagane przez bezbłędną produkcję wspomnianego bitmejkera. Sam fakt, że "State Of The Art" można mieć za darmo, jest zbrodnią. Należy wyczekiwać kolejnych propozycji od tego zawodnika. Płyta świetna pod każdym względem.




Hilltop Hoods - Drinking From the Sun

Krótka recenzja

Australijscy czarodzieje znowu pokazali, że można robić rap zarówno ambitny, jak i przyjemny dla ucha. Choć nie ma takich odjazdów jak atak zombie na miasto z poprzedniego, równie genialnego albumu, to liryka w całej swojej rozciągłości jest niezwykle dojrzała i bogata w dorosłe, rozsądne przemyślenia. Kapitalna, żywa, wspomagana instrumentami produkcja powoduje, że nie da się pić ze Słońca bez uśmiechu na twarzy. Czapki z głów, po raz który już?



Chiddy Bang- Breakfast

Krótka recenzja

Żwawe, dopracowane pop-rapowe brzmienia dla wszystkich spragnionych rapu bardziej lekkiego i przystępnego. Choć nie obejdzie się bez porównań do B.o.B, to duet tworzący Chiddy Bang zrobił wiele rzeczy po swojemu. Singiel "Ray Charles" to przykład geniuszu, którego panom nie brakuje. Nie wszystkim oczywiście takie granie przypasuje, ale przy odrobinie otwartej głowy wejdzie do waszych rankingów z piorunującą szybkością.



K-Rino - Deeper Elevation

Krótka recenzja

Na zawsze pozostanę konsekwentnym promotorem talentu tego człowieka. Nie ma co, beze mnie nikt pewnie w Polsce by gościa nie kojarzył. Chodzą już plotki o kolejnej płycie w przygotowaniach, a tymczasem można spokojnie cieszyć się najbardziej aktualnym wydawnictwem. Jest tu co zwykle- świetne pancze i technika, piękne storytelle, kapitalne koncepty, zdrowe kawałki z morałem. Nikt nie przebija tego człowieka w kwestii inwencji tekstowej, przy jego popisach opowiastki Nasa to "Dzieci z Bullerbyn". Warto też wspomnieć, że słoń zszedł już Ericowi z ucha jakiś czas temu, podkłady które sobie serwuje są naprawdę wysokich lotów. Koniecznie sprawdźcie, choćby dla mocnego "No Redemption" i jak zawsze komicznej okładki. K-Rino wydał już ponad 18 płyt, a dalej nie kończą mu się tematy, sprawdźcie jak to wygląda u Too Shorta.


---------------------------------------------------------


4/5 czyli Mesut Özil


Czwórka to bezpieczna ocena (jedynie 3,5/5 ją pod tym względem wyprzedza). Można ją dać dowolnej płycie, także tej oczekiwanej z wielkim napięciem przez cały świat, i większość się odpierdoli, niewielu będzie drążyć temat. Jest jednocześnie oceną trudną, gdyż tak naprawdę nie wiadomo, co oznacza. Jest czymś pośrednim, nie określa ani średniaka, ani geniusza. Takie oceny jednak w toku mojej przygody z rapem w 2012 się pojawiły- lista poniżej.



Nas - Life Is Good

Pełna recenzja (to chyba proste)



8Ball - Life's Quest

Krótka recenzja

Sam zdziwiłem się, że trzymający się jednej konwencji na płytach w duecie z MJG, raper z Memphis tak odmiennie podszedł do liryki na nowej solówce. Prezentuje się tu jako człowiek znacznie dojrzalszy, daleki (choć nie zawsze i nie zapomniał tu bynajmniej o swojej uliczno-bangerskiej naturze) od przepychu i blichtru mainstreamowego. Pokazuje się jako odpowiedzialny ojciec i pałający prawdziwym, niespauperyzowanym uczuciem do zwyczajnej o dziwo niematerialistycznej kobiety (choć takie przecież nie istnieją). Jak dodać do tego dwa storytellingi- w tym jeden naprawdę przejmujący i realistyczny- to mamy zupełnie innego człowieka. Brzmi gejowsko? Cóż. Jedno z większych zaskoczeń póki co. Diddy by tego nie puścił.



Maybach Music Group Presents: Self Made 2

Krótka recenzja

Mam nadzieję widzieć Oficera w zestawieniu najlepszych także po szybko zbliżającej się premierze solówki. Będę też ochoczo punktował buńczuczne zapowiedzi Archiego dotyczące jego sprzedaży (Meeka też). Póki co, druga część składanki wydaje mi się lepsza, bardziej zróżnicowana i lepiej pomyślana niż poprzedniczka. Świetne featuringi, genialne spokojniejsze kawałki doprawione tradycyjnymi mocniejszymi bangerami dały ciekawszy obraz niż prze-trapowana jedynka. Meek Mill jakby mniej wkurza, talent Stalleya i Wale'a jest nad wyraz widoczny, Omarion dał radę we wstawkach wokalnych. Ten kolektyw może jeszcze z siebie coś zacnego wypluć.



Lil Wyte - Still Doubted

Krótka recenzja

Lekko zapomniany już szalony białas działa nadal. Czasy świetności Mafijki już dawno minęły, ale Wyte nie zapomniał, jak się rapuje. Jeśli brakowało ci w tym roku płyty podobnej do "A World With No Skies", to "Still Doubted", choć jednak inne bardzo, może ci się spodobać. Towarzyszące słuchaczowi przez całą długość trwania płyty mrok, żal, narkotyki, przemoc, rozczarowania rodzinne, gorycz i wściekłość mogą być sugestywne, ostrzegam jak co. Nie zawsze chciało mu się tak samo stopniować napięcie, i czasem wyraźnie brakuje konceptu, niemniej całość należy ocenić bardzo pozytywnie, także pod względem muzycznym.



Ski Beatz - 24 Hour Karate School Presents: Twilight

Krótka recenzja

Trzecia, najbardziej udana część serii pokazuje w końcu Ski-Beatza jako człowieka orkiestrę, zdolnego łączyć różne style, umiejętnie używającego świetnych instrumentów dętych, świetnie poruszającego się w klasycznych klimatach, elegancko dobierającym tło pod konkretnych MC's. Ci nie zawiedli- Stalley, Currensy, Smoke DZA, genialny jak zawsze Murs- to tylko ci najbardziej znani. Ustrzegł się Ski w tym projekcie wielu błędów części poprzednich, i choć raz powinęła mu się noga, to w końcu może być dumny ze swojej producenckiej płyty. Szczęśliwie nie poszedł za ciosem i nie zaprosił Pattisona na jakiś szalony wokalny featuring.



Krizz Kaliko - Kickin' & Screamin'

Krótka recenzja

Mimo, że Krizz pewnie nigdy nie będzie nikim innym, niż małych Tech N9ne-em, to trzeba przyznać, solowy album doszlifował praktycznie perfekcyjnie. Płyta jest ciekawa, buntownicza, niepokojąca i często ostra. Nie brakuje też komicznych, udanych odstępstw od reguły (Kali Baby, Dixie Cup) jak i tych mniej udanych (Species). W kwestiach technicznych nie brakuje mojemu imiennikowi niczego. Sądząc po podkładach, tradycyjnie już bogatych w ostre gitarowe wstawki, także w tej kwestii maczał palce wielki mentor. Jestem pewien, że dał tej płycie i samemu Krisowi wiele, chwała mu za to.



O.C. & Apollo Brown - Trophies

Krótka recenzja

Przyznam się, po dość emeryckim "Oasis" z A.G. nie oczekiwałem od O.C. niczego wielkiego. I choć owszem, niczego takiego nie otrzymałem, to z jego kolaboracji z w miarę świeżym jeszcze producentem wyszło dzieło bardzo strawne. Wielką zasługą są tu wielowątkowe, zahaczające nawet o apokalipsę czy łowców czarownic na mrocznych ulicach, teksty rapera. Omar Credle pokazał, że staruszki potrafią dziarsko dotrzymywać kroku rozpędzonym młodziakom. Oczywiście- Apollo także spełnił swoją rolę- chodziło o przywrócenie klimatu starej, dobrej nowojorskiej szkoły bitmejkingu, i kolega wywiązał się z tego lepiej niż poprawnie. Epickość i brud ulic Wielkiego Jabłka towarzyszą nam do samego końca.



Big K.R.I.T. - 4eva N a Day

Krótka recenzja

Nieznacznie słabsze od "ReturnOf4Eva" i całkiem podobne od legalnego debiutu, wydawnictwo to pokazuje możliwości Krita w pełnym spektrum. Utalentowany producent sięgający po bardzo udane soulowe sample, nie najgorszy tekściarz, dający sobie radę praktycznie w każdej konwencji. Hustler, obieżyświat, marzyciel, wspominkowicz. Jakby legal był choć odrobinę inny od tego mikstejpu, to pewnie i on znalazłby się w tym zestawieniu. Przydałby się jakiś progres, panie raperze.



Maino - The Day After Tomorrow

Krótka recenzja

Tego nikt się nie spodziewał, ale Maino urzekł mnie swoją szczerością, plastycznością opisów i faktycznymi emocjami, potęgowanymi zwłaszcza na końcu płyty. Przestałem się dziwić, czemu Rakim go promował. Choć podkłady w większości od anonimów (poza Buckwildem) to przygrywają raperowi świetnie, mieszają syntetykę ze spokojniejszymi, naznaczonymi czasem epickością, nastrojowymi kompozycjami. Nie sposób obok tak zaprezentowanej charakterności przejść obojętnie.



Copywrite - God Save the King

Krótka recenzja

Copywrite to MC wyjątkowy, każdy to wie. Nie tylko pozbierał się po zebraniu solidnego wpierdolu, ale także nagrał w 2010 świetną, mocno wykręconą płytę. Na nowym albumie jest trochę mniej konceptastyczny i nieprzewidywalny (choć pewne wyznanie w "Sorrow" może szokować), za to pokazuje, że z techniką, panczami i flow jest za pan brat, co więcej, czuje się w tych klimatach prawdziwym królem. Wydaje się też, że najnowsze dzieło jest lepiej wyprodukowane. W każdym razie, z takimi umiejętnościami, niech bóg lepiej ma w opiece jego przeciwników, nie tytułowego władcę.



Saigon-Warning Shots 3: One Foot In the Grave

Krótka recenzja

Po bardzo udanym legalnym debiucie Sai powrócił z mikstejpem. Mikstejpem udanym, zróżnicowanym tekstowo, fajnie wyprodukowanym (dobra mieszanka klasyki i bangerów) i co ważne- mającym spory replay value. Nie wierzę co prawda, by raper ten miał kiedyś zająć miejsce Hovy albo Nasa, ale potencjał koleżka ma spory, i na trzeciej części ostrzegawczych strzałów pokazuje to wiele razy. Ciekawe tylko, ile jeszcze będzie eksploatował "Bring Me Down pt.2"? Może czas już dać spokój temu bądź co bądź świetnemu trackowi?



Rick Ross - Rich Forever

Krótka recenzja

Rożne plotki krążyły o Rossie- że jest iluminatem, że ma więcej w obwodzie klaty niż Dżoana Krupa, a także to, że ten mixtape to tak naprawdę "Ridge Forever"- zakamuflowany hołd dla arcyklasycznie głębokiej postaci z "Mody Na Sukces". Tak czy owak fajnie, że chce się grubemu nagrywać nie tylko dobre płyty, promować nowych ludzi, ale także poświęcać czas na dopracowanie darmowego przecież mikstejpu. Jest tu wszystko to, co w tym raperze jest dobre, sama esencja.


---------------------------------------------------------


2 lub 2,5/5 czyli Aleksandr Kierżakow


Płynnie omijamy średniaków z kategorii 3 lub 3,5/5 (dla ciekawych tego, kto tam jest- sprawdzać moje RYM). Płytom z tej kategorii nie udało się. Jeszcze nie ma tragedii, ale jest już bardzo źle. Nie są to raczej jakieś wielkie niespodzianki, raczej spodziewane upadki dawno już przebrzmiałych legend. Słuchając tych akurat albumów błagałem o outro.

Na 2,5 zasłużyli:



Masta Ace & MF DOOM - MA DOOM: Son of Yvonne

Krótka recenzja

Wymęczone, zwiędłe, starcze i zupełnie nieemocjonujące wydawnictwo od dwóch weteranów otwiera to zestawienie. Fajnie, że chciało się Ace'owi napisać niezłe nawet teksty, natomiast pochodzące z bezczelnego recyclingu podkłady Dooma są mocno ułomne, z dwoma poważnymi wpadkami, z ponad połową porywającą niczym przemówienia niezapomnianego posła Filipka. Jeśli to miał być hołd dla matki, to lepiej było kupić kwiaty i życzyć sto lat, zamiast marnować prąd i materiały w tłoczniach. Ta płyta jest tak mierna, że nawet w kategorii "najgorsza okładka" wygrać nie może. To dopiero heca.



Oh No - Ohnomite

Krótka recenzja

Ile trzeba było tych ogórków? Tak, tak. Ładna ta nowa sekretarka. Hmmm, znowu mam niedoprasowane mankiety. Już 13, za 2 godziny do domu hehe. Może dziś w Fallout 3 pociskam jak junior będzie spać? Hehe, hehe. Życie jest dobre, masz rację Nasir.
Nie... coś jest nie tak. Coś mnie ogranicza, coś tłamsi, coś uciska. Co to? Muszę znaleźć powód i to szybko. Wiem, mam coś na głowie! Kurwa, to słuchawki, a w nich lecą jakieś flakowate smuty. Weźcie to wyłączcie. Nawet dobre występy gościnne Chino XL i Termanology'ego nie zmuszą mnie, bym puszczał to jeszcze raz. Piękny Cygan może wam sobie kurwa grać w najlepsze, ale ja za "Ohnomite" podziękuję raz na zawsze.



Too $hort - No Trespassing

Krótka recenzja

Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny niepokonanym. Choć ten cytat równie dobrze opisuje jego autora, to Short Dog chyba swoją szansę już stracił. Stał się skamieniałym reliktem starej szkoły rapowania próbującym się w nowych trendach. Czasem mu to wychodzi (Still Blowin), czasem nie. Warsztatem zawsze był w tyle za konkurencją, nieważne w jakiej erze, zostawały więc tylko charyzma, ucho do bitów i umiejętność pisania chwytliwych kawałków. Tego wszystkiego zabrakło trochę na nowej solówce. Short potrzebuje wakacji i solidnych przemyśleń. Proponuję jakąś szkołę Shaolin- już mu tam cnotliwi mnisi kijem wybiją z pustego baniaka nagrywanie takich spaghetti-albumów.


Oceną 2/5 mogą się szczycić:


+
50 Cent- Lost Tape + 5 (Murder By Numbers)

Krótka recenzja

Popsuł nam się Fiddy ostatnio, dwa darmowe wydawnictwa stojące, albo może raczej leżące na paskudnie niskim poziomie potwierdzają to boleśnie. 50 nigdy nie miał zbyt wiele do powiedzenia, ale w 2012 jego persona może odstraszać, a oklepane zagrywki muszą nużyć. Brakuje tu iskry, charyzmy, nawet hitów brakuje. 50 musi poważnie zastanowić się nad karierą, zwłaszcza, że przecież ponoć legal nadchodzi. Może czas na nowy image? Nie "przeżyłem 9 kulek" tylko "człowiek, który nie kłania się zabójczym hamburgerom?"





Kid Ink - Up & Away

Krótka recenzja

Co pisałem we wpisie o Freshmanach?

Zalety: Dobre ucho do bitów, znośny warsztat
Wady: Fatalne niektóre eksperymenty, nadużywanie autotune, brak charakterystyczności i ekscytujących tekstów/panczy.
Werdykt: You got to be Kid-Ink me! Przepadnie chłopak szybko, nikt nie będzie pamiętał za rok. Donnis status

Cóż, szkoda, że miałem rację. Kid Ink próbuje brzmieć jak Lil Wayne albo Drake, tyle, że jakością wykonania jego ksero mogłoby może obsadzić "Konkurs Na Najlepszy Sopran Gospodyń Domowych Parczewo 2012". Dodać do tego nachalne pomaganie sobie zużytym już autotune i silenie się na robienie cykaczy= i wiecie już wszystko. Można sprawdzić da bitów czy 1 czy 2 udanych kawałków, ale czy nie macie niczego innego do roboty?



Mac Miller - Macadelic

Krótka recenzja

Przyznaję, Mac Miller potrafi dawać beztroską, radosną muzykę, dobrą do odprężenia się czy puszczenia sobie na rozweselenie. Powinien pozostać w tej stylistyce.
Na tym mikstejpie wyraźnie mrocznie chciał wypaść, zapewne też bardziej... artystycznie?
Chyba jednak lepiej mu szło jako pociesznemu studentowi, choć należy docenić chęci.
Spokojniejsze bity w połączeniu z rozleniwionym Mac'iem niestety ciągną się niemiłosiernie, przez co mixtape nudzi mocno. Nawet track z Kendrickiem mnie zmorzył. Lepiej się pan pilnuj, bo Asher Roth zapowiedział powrót.



Nicki Minaj - Pink Friday: Roman Reloaded

Krótka recenzja

Czarna Barbie zamiast tworzyć nową, ekspresyjną i wyuzdaną jakość femcee'ingu, podkasała kiecę, zakrzyknęła "ruralizacja, głupcze!" i pędem ruszyła w stronę najbliższej remizy grającej eurodance. Odnajdą się tylko fani dirty dancingu na kartoflisku, żelu na włosach/obcisłych koszulek u panów oraz białych kozaczków u tlenionych panien. Kto wie, czy nie największe rozczarowanie roku 2012. A miało być tak pięknie, Nicki. Wiem, że Lady Gaga może inspirować, ale fani czekali chyba jednak na coś innego...



DJ Premier & Bumpy Knuckles - KoleXXXion

Krótka recenzja

Głupio się tak ciągle wyżywać na zgasłym już dawno Premierze, ale mógłby on mi też trochę pomóc, ograniczając swoje występy do pojedynczych podkładów na płyty, w której to kategorii jest na pewno niezły. Nie wiem komu polecić ten album, chyba nawet najzapieklejsi fani starej nowojorskiej szkoły się tu zanudzą. Freddie jak to Freddie, trochę ratuje ocenę swoją charyzmą i agresją, ale cudów zdziałać nie może, tym bardziej, że tekściarzem wielkim nie jest. Zostaw sobie tę płytę na później, najlepiej na emeryturę i pociesz się wtedy, że tobie się jeszcze przynajmniej chce.




---------------------------------------------------------


1,5/5 czyli Ludovic Obraniak


Z tysięcy rzeczy, za które należy dziękować Based Godowi, na wyróżnienia zasługuje tutaj szczególnie cudowna opcja "mute", pozwalająca rozkoszować się muzyką tworzoną nawet przez bohaterów następnych kilku linijek. Można oczywiście tłumaczyć sobie, że większość z nich to już stare pierdoły, które czują się zagubione w nowych trendach i niejako dryfują, zostawione na pastwę losu przez fanów, którzy dawno temu znaleźli sobie nowych idoli. Chciałoby się rzec- to będzie dla nich zimny prysznic, przełom, po tym na pewno podniosą się silniejsi. Problem w tym, że nie wróżę żadnemu z niżej wymienionych jakiegokolwiek artystycznego wzlotu. Zresztą, jako taki fanbase ma tylko jeden z nich. Wszyscy wiemy, że od tej części zacząłeś czytanie wpisu, więc miejmy to już z głowy.



Ka - Grief Pedigree

Krótka recenzja

Tak zwykle kończy się nacieranie z motyką na Słońce, albo próba realizacji ambitnego projektu bez posiadania niezbędnych umiejętności. Ka chciał stworzyć mroczny obraz, brudny i niebezpiecznie wibrujący pejzaż Nowego Jorku, a wydalił z siebie bezpłciowy bełkot. Miał być, że będę dalej brnął, duszny i niepokojący Nowy Jork, tymczasem emocji wystarczyło na przaśny i zapadły Nowy Sącz. Nie ma człowieczyna za grosz flow, głosem nie nadrabia, próbuje kreślić tekstami monumentalne sceny, wychodzą reżyserskie cięcia z "Zaćmienia". Akompaniują marniutkie, płaskie i niemiłosiernie nudne podkłady. Omijać!



Public Enemy - Most of My Heroes Still Don’t Appear on No Stamp

Krótka recenzja

Wciąż najważniejsza chyba grupa wszech czasów powinna zakończyć nagrywanie płyt na przełomie nowego tysiąclecia. Kolejne pozycje z ich dyskografii nikogo już nie interesowały, nawet jeśli niektóre miały swoje dobre momenty. Jeśli jesteście niewolnikami nałogu, lubicie poznawać na nowo (i płacić za nie) te same rzeczy opakowane w inną folię, to możecie się pokusić o sprawdzenie. Te same problemy, te same teksty, nawet podkłady podobne. Czy można dziesiątej podobnej płycie z kolei dać cokolwiek wyższego niż 1,5? Cóż, Chuck dalej ma jeden z najwspanialszych głosów w tym gatunku, okruchy jego dawnej charyzmy ratują płytę przed jeszcze niższą oceną. Jakbym wybierał, które płyty pojawią się na znaczkach, to na pewno nie znalazłby się na nich ten gniot o wyjątkowo długim tytule. Tytule, którego zapamiętanie może wzbudzić większe emocje niż sam album.



Prodigy - H.N.I.C. 3

Krótka recenzja

Ok, wiemy, że z tego rapera już raczej nigdy nic nie będzie, miał chłopak swoje wielkie momenty w latach 90-tych, odcina kupony już od dawna, niemniej takie "Ellsworth Bumpy Johnson EP" było zaskakująco dobrze zrobione. Prodigy nawet rozleniwiony do granic możliwości potrafi z siebie wykrzesać sporo, jak tylko dostanie klasyczny, nowojorski podkład. Na trzeciej części Czarnucha u Władzy wybrał jednak inną drogę, postanowił zmierzyć się z zawsze trudnym testem cross-overu. Jay-Z czy 50 Cent wykonali to perfekcyjnie, Prodigy usiłujący nawet raz jechać jak Wiz Khalifa, poległ z kretesem. Tłumacząc ohydne wypełniacze chęcią nagrania "hardkorowych tracków o kobietach", nazywając świętokradczo owe wypryski spadkobiercami "Me & My Bitch" Biggiego, kopie sobie P grób znacznie szybciej, niż jakikolwiek gangster stojący nad nim ze spluwą by wymagał. To chyba najgorsza próba przejścia na drugą stronę w historii nowojorskich prawdziwków.



Future - Astronaut Status

Krótka recenzja

Ostatnio, przypominając sobie dyskografię Juvenile'a doszedłem do wniosku, że bezlitośnie chłopaczyna marnował podkłady Manniego Fresha swoim bełkotem, przynajmniej dopóki nie porzucił denerwującej maniery znanej choćby z "Ha". W tym miejscu muszę zacnego człowieka z Nowego Orleanu przeprosić, bowiem nadchodzi absolutna katastrofa wokalna w postaci cudaka z Atlanty, który nagminnie, nawet bardziej uparcie niż Kid Ink, nadużywa autotune'a, nie ma za grosz talentu, lirycznie morduje chęć do życia i na dodatek rozpycha się pewnie na rynku muzycznym. Podkłady, nawiązując do wstępu, dostaje za to naprawdę niezłe, przykro się więc każdemu normalnemu słuchaczowi robi. Te podkłady (jeden nawet, co ciekawe, od Organized Noize) na pewno uratowałyby niejedno głodujące afrykańskie dzieciątko. Nie odważyłem się sprawdzać legalnego debiutu pod tytułem "Pluto", bo odczuwam do disneyowskiego archetypu zbyt dużą sympatię.



KRS-One - The BDP Album

Pełna recenzja



---------------------------------------------------------



Rankingi, rankingi, kogo one tak naprawdę obchodzą? Oczywiście skromnego redaktora rapbzdur. Nie macie więc co liczyć na to, że podobne nie pojawią się w przyszłości.
Jakkolwiek nie zareagujecie, połowę 2012 roku można określić rozdziałem zamkniętym.

Gdybym miał dać jej ocenę, tak jak daję ją płytom, postawiłbym solidne 4/5.

22 komentarze:

  1. Ubolewam, bo nie ma nawet za bardzo czego podsumowywać

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie kurwa czekałem na to podsumowanie. W końcu kurwa. Pisz to szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. CoCieToObchodzi24 lipca 2012 16:53

    No to czekam, i liczę na reckę "Wolf" Tylera The Wibratora jak wyjdzie w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przesadzałbym, nie jest tak dobrze jak w ostatnich latach ale wciąż jest kilka przejebanych produkcji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na pewno nie tak dobrze, jak w 2010, ale z 2011 można chyba spokojnie porównać, przynajmniej pierwsze półrocze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sporo tego stuffu będzie. Ściana tekstu na 100%, ale pochowam sporo w spoilery. Pożałujecie, że czekaliście, a ja kurwa potem sprawdzę, czy czytaliście dokładnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Słaby ten rok. Materiały od ciekawych zawodników, a okazuje się, że są poniżej odpowiedniego poziomu. Żebym wolał nowy album Nasa od nowego albumu Rossa? CO SIĘ DZIEJE Z TYM ŚWIATEM? ;-<

    OdpowiedzUsuń
  8. U jak Arczi krytykuje Rossa to znaczy, że szału nie ma. Ja zostawię sobie chyba na weekend słuchanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. CoCieToObchodzi26 lipca 2012 21:37

    Dobry wpis, lepszy niż poprzednie, bo z mini-recenzjami.
    Ba, nawet mrożoną pizzę sobie upichciłem do czytania.
    Jak tak patrzę na tą listę to dochodzi do mnie, że prawie nic z tego roku nie przesłuchałem (6 pozycji naliczyłem). B.O.B do przesłuchania, K-Rino trzeba sprawdzić (co z tego, że chuja rozumiem, i tak się spuszczałem nad Annihilation of the Evil Machine)->(no może nie do końca chuja, ale sporo mi brakuje wiedzy z angielskiego).
    Nicki chciałem sprawdzić, ale jak przesłuchałem single na jutube to szybko sobie to z czachy wybiłem. No i grubas do przesłuchu dochodzi.
    No i do sprawdzenia rzeczy z poprzednich lat + '90-'00.
    Kurwa, dlaczego ja tak późno zacząłem rapu słuchać, albo dlaczego tak późno się urodziłem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Buńczuczne zapowiedzi to miałem względem sprzedaży Milla i nadal je podtrzymuję. Da Prynce'a nawet nie ma na okładce "Complexu" gdzie jest G.O.O.D. Music family, hehe. "Self Made Vol. 2" też mi się nie podobało i obstawiałbym sprzedaż na poziomie pierwszej części, a tu wynik prawie dwa razy lepszy. Z tegorocznych rzeczy to od Rozaya "Rich Forever" jak dla mnie przebija "GFID". Nie zdziwię się jak spodoba Ci się ten album choć przy pewnych wersach z "Pirates" to wyjebiesz z butów. Ciężko mi ocenić w jakiej liczbie egzemplarzy to się sprzeda w pierwszym tygodniu. Obstawiam, że gorzej od "Teflon Dona" (BTW: Na empik.com i Merlinie za niecałe 30 PLN można nabyć #POLECANKO). Ciekawe jak Bawse sobie poradzi w zestawieniu Forbesa bez mocnej solówki.

    8Ball mnie rozczarował. Za dużo śpiewania na tej jego płycie, która jest taka pod dupeczki. No, ale Premro w storytelingach sprawdza się i przy "Lucky's Theme Song" jeży się włos na głowie.

    Zamiast nowego albumu Rossa sprawdź lepiej: Mickey Factz - "Mickey MauSe", STS - "GOLDRush", The Airplane Boys - "Alignment" i QuESt - "Fear Not Failure".

    OdpowiedzUsuń
  11. Teflon Don nabyty już dawno, za prawilną cenę zaraz po premierze- pewnie 6 dych wydałem, ale nie pamiętam.

    Podejdź do 8Balla jako odrębnej (i obszernej zresztą też) całości, jak zapomnisz o tym, że z MJG ostatnio same bangery ciskają to docenisz inny kierunek, w którym poszedł.

    Mam teraz do sprawdzenia jeszcze trochę rzeczy- w tym post-apokaliptyczny rap od niejakiego Graveyard Shiftera, ale może dodam twoje propozycje, dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja od siebie polecam Gangrene (dziwne, że dałeś Oh No a grupe pominąłeś) no i pozostałe produkcje z Strange Music a szczególnie Prozaka. Wu-Block też jak widziałem lata już po sieci no i mógłbyś jebnąć recke Aesopa na przekór truskulom i hejterom

    OdpowiedzUsuń
  13. Gangrene zostało zaliczone do średniaków (3,5/5)
    Co do Aesopa to parę razy próbowałem, przy różnych płytach, nie dałem rady przebrnąć przez jego dworcowe flow i takiż głos. Wiem, że to dobry tekściarz, więc powstrzymuję się zwykle przed wydawaniem ocen.

    OdpowiedzUsuń
  14. A co powiesz o The Stoned Immaculate?

    OdpowiedzUsuń
  15. Prodigiemu okładka się przynajmniej udała.. Props?

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja wiem czy udała... napakowane plecy murzaja niekoniecznie pasują do moich kosmetycznych standardów. Powiedzmy, że okładka udana tak samo jak płyta.

    "A co powiesz o The Stoned Immaculate?"- solidna płyta, 3,5/5

    OdpowiedzUsuń
  17. A miałem sobie Ace'a nowego wreszcie porządnie przesłuchać, bo nie mogłem pogodzić się z pierwszym wrażeniem, że coś strasznie miałko to brzmi i zwaliłem to na fakt, że nie słuchałem porządnie tylko w tramwaju. A tak to chyba sobie podaruję i wrócę do katowania Nasa.

    Podsumowanie ładne, tylko ten Chiddybang trochę za wysoko, bo to trochę taka muzyczna beza - niby słodka i smaczna, ale tylko w małych ilościach, bo po większej porcji można sobie rzygnąć

    OdpowiedzUsuń
  18. Pewnie, że tak. Pop rap nie jest dla każdego.

    OdpowiedzUsuń
  19. ALE BREDNIE O FIFTIM, 2 ZAJEBISTE MIXTEJPY PRZECIEZ, PRODIGY TEZ DAŁ KAWALK DOBREJ MUZYKI

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale uargumentowałeś. Nie wiem doprawdy od czego zacząć. To może o fiftim- 2 absolutnie nie ZAJEBISTE MIXTEJPY PRZECIEZ, PRODIGY TEZ DAŁ KAWALK mocno nieDOBREJ MUZYKI

    OdpowiedzUsuń
  21. przecież Prodigy wyjątkowo chujową płytę nagrał

    OdpowiedzUsuń