wtorek, 10 maja 2011

Tyler, The Creator- Goblin [May 10, 2011]


Ocena:



Liryka

Muzyka

Klimat

Każdy ma w życiu ambicje. Jeden chce być najmądrzejszym filozofem wśród bezrobotnych, których szeregi filozofowie zwykle zasilają, drugi marzy o tym, by jego zdanie na forum internetowym znaczyło najwięcej, inny z kolei chce jak najmocniej rzucić w policjanta stadionowym krzesełkiem, by nakoksowani kumple goryle uznali go za durnia alfa. W muzyce pełno jest takich ambicjonalnych popaprańców, często zresztą mających problemy z własną psychiką (choćby Kool Keith), którzy mają całą masę ambicji. A że zwykle się nie udaje? Ale walczyli chociaż. Jedni chcą nagrać płytę najmądrzejszą, inni najbangerowszą, inni z kolei najtruskulowszą. Czapki z głów dla wszystkich. Dziś doszła jednak nowa kategoria, dość niespodziewana, ale chyba jednak nieunikniona. Oto przed wami raper, który chciał nagrać płytę najgorszą.
Witajcie w piekle.


1 krąg piekła, nieochrzczeni
Rezydent:

Doprawdy, nie wiem, co Dante chce od Homera, i czemu go umieszcza w piekle.

No ok, może nie będzie o chrzczeniu, ale coś tam o narodzinach będzie, co prawda odpychające porównanie, ale co tam.
Tyler to idealny przykład tego, jak napięcie przedpremierowe, promocja, hype, rozgłos na forach internetowych potrafi człowiekowi zaszkodzić.
Jest to dość charakterystyczny, ale jednak wtórny, nudny i nieimponujący raper.
Dziwię się tym wszystkim "zszokowanym" gimbusom, którzy nie mogą dowierzyć, jak kontrowersyjny Tyler jest. Dla mnie, po wysłuchaniu tego cd, Creator to taka niedorobiona, nie do końca może przepoczwarzona, obdarowana niedorozwojem i zapętlona larwa jakiegoś pasożyta, którego mógłby wydalić w chwili słabości odbytem Marshall Mathers. Jakbyś wziął patyk, pogrzebał solidnie, oddzielił te bardziej żywotne żyjątka i sięgnął po najbardziej paskudny mikroorganizm, wtedy może, po tygodniowym dojrzewaniu w słońcu, parokrotnym wywróceniu na podłogę słoika przez lekkomyślną Hailie, mógłby wykluć się Tyler (tyle w kwestii porównywania go do Eminema).
Skoro tak rodzi się legenda, skoro on ma być przyszłością rapu, to ja proszę wskazać, które drzwi prowadzą do black metalu.

2 krąg piekła, zboki
Rezydenci:

Franceska da Rimini i Paolo Malatesta.

Tyler marzy, by zaruchać. Tyler marzy, by kobieta mu zrobiła pałę.
Tyler rapuje o tym iście po neandertalsku, zanudzając człowieka po trzecim takim wersie. Zero luzu i hustlerskiej otoczki, którą ma choćby Too Short, czy autentyczności wizerunku kobieciarza, jak u LL Cool J'a. Oczywiście przyjmuję do wiadomości, że Tyler robi to z, nomen omen, pozycji trochę zdystansowanej, że serio siedzi przed TV i wali gruchę (jak tam nawinął w którymś numerze), że chodziło raczej o disrespect i przedmiotowe, ironiczne traktowanie lasek. Niestety, jak porównać tę chujnię do tego, co zaprezentowali Kool Keith i Tim Dog, czy G Rap i Dj Polo, to nie jest dobrze.
"Boppin Bitch" to jeden z gorszych syfów, które miałem okazję usłyszeć. A miałem okazję usłyszeć sporo. Porównajcie to sobie choćby do kanonicznego w tej dziedzinie "Talk Like Sex" wspomnianych G Rapa i Polo. Ten drugi to do dziś przebanger, ten pierwszy chcesz wyłączyć, zanim się zacznie (hehe, ohoho).
Najprawdziwszy as z asów na tej płycie, czyli "Bitch Suck Dick", to piękne przedstawienie. Horrendalnie wkurwiający bit (Ice Cube, sorry za hejty w stronę "She Couldn't Make It On Her Own", to naprawdę piękny podkład w porównaniu z tym), prostacki, silący się na luz, charyzmę i obycie w podgatunku rapu okołokurewskiego, z apogeum paskudztwa w refrenie, w którym pętla z podkładu i wykonanie wokalne refrenu zachęca cię do skoku przez okno. Takie coś nie miało prawa pojawić się na żadnej legalnej płycie.
Sporo Tyler o kobietach rapuje, dużo o ruchaniu, ale nic z tego nie wynika. Nudziarz raczej z niego jest w tej kwestii. Do takich tekstów potrzeba przede wszystkim autentycznych doznań seksualnych chyba, by brzmieć znośnie.
Tyler brzmi nieznośnie, wnioski sami wyciągnijcie.

3 krąg, obżartusy i pijusy
Rezydent:

Sorry Pun, i tak byłeś wielki, to znaczy... no wiesz.

Nie ma umiaru Tyler w powtarzaniu, jak to go teraz wszyscy cenią, a jak on ma to w dupie. Średnio 3 razy na jeden track, oczywiście ten, który nie katuje nas jego wizjami ruchania. Kanye, Gza, Wiz Khalifa, telewizja, radio, twitter i cały internet- im wszystkim główny aktor tej sztuki klaruje, że ma ich w dupie, i że Wolfgang także ma ich tam. Na wszelki wypadek powtarza to 1500 razy, by zrozumieli w końcu.
Ja zrozumiałem za pierwszym.

4 krąg, skąpcy i rozrzutnicy
Rezydent: Sknerus

Żaden raper nie ma jego swaggeru i skarbca


Własnoręczne robienie sobie bitów to ryzykowne przedsięwzięcie, o ile nie nazywasz się KRS-One, Diamond czy Rakim. Można się na tym ostro przejechać.
Pusty śmiech mnie ogarnia, jak słyszę, że bity Tylera to efekt inspiracji Neptunesami. No żesz błagam... bity Neptunes dają się słuchać, nie są zbieraniną dźwięków, tworzą imponującą całość. Nigdy nie ma się wrażenia, że coś zostało zrobione na "odwal się". Chcecie powiedzieć, że "Goblin" to spadkobierca "Clones"?
Aha, czy raczej haha. Praktycznie żaden podkład nie jest tu dobry, są tylko znośne. Serio ktoś się takim syfem jara?
Chyba lepiej jednak nie sępić, i załatwić sobie kogoś, kto umie robić podkłady.
To nie jest minimalizm, to jest prostackość. Dobry minimalizm był ostatnio u E-40.
Tu go nie stwierdziłem.

Gładko przejdziemy do 7 kręgu, bo nie wiem, czy chciałoby mi
się tyle pisać, a wam tyle czytać.

7 krąg, m.in. samobójcy
Śp. Mag Magik Łuszcz

Skoczył, byś ty nie musiał, jak Chrystus


Samobójem okropnym są te długie tracki, niby rozliczeniowe z własnym życiem, hejterami, rodziną, światem. Zazwyczaj takie tracki są najlepsze na płycie, tutaj są za długie, i nudzą już pod koniec.
Samobójem są ci wszyscy nołnejmiarscy goście, którzy rapować nie "umią", flow nie mają, charyzmy zero, ksywek nie zapamiętasz, bo po co. Można ich zbyć wzruszeniem ramion, tak samo zresztą jak warstwę tekstową.
Lyricsy to zbieranina czerstwych panczy:

Rape a pregnant bitch and tell my friends I had a threesome

(no nigga please nooooooo), ale, myśl niekurwskończona, także nudnych historii "Her", takie sobie przechwałki jak singlowy "Yonkers" czy "Tron Cat" czy dość męczące życiowe rozkminy Tylera, jak choćby "Window" czy "Golden". Wiem, że fani znajdują tu mnóstwo superlinijek, np. o tym, że dalej mieszka u babci, co przecież stawia go na szczycie artystów z kontrowersyjnymi wyznaniami, ale sorry, ja niczego ciekawego tu nie znalazłem.
Samobójem jest dawania takiego nudnego tasiemca na sam początek płyty, tytułowy "Goblin" nie nastroi cię optymistycznie do dalszego odsłuchu.
Samobójem jest wreszcie uderzające prostactwo tekstowe, i to od człowieka, który ma ponoć stanowić o przyszłości tej muzyki. Tyler gorzej rapuje o celebrytach niż Eminem, gorzej się wkurwia niż Immortal Technique czy Canibus, gorzej rapuje o dziwkach od Wiza czy Shorta, w każdej dziedzinie jest raczej odtwórcą, nie zauważyłem, by tworzył tu jakąś nową jakość.

8 krąg, m.in. pochlebcy
Mariusz Błaszczak

Prezes powiedział "ty chuju"? Wyrwano to z kontekstu!


To do was przygłupy jest, apostrofa. Narobiliście temu nudziarzowi reklamy, hajpu, sprawiliście, że straciłem bezpowrotnie kilkadziesiąt minut, które mogłem poświęcić na coś, co jest ciekawsze niż "Goblin", np. drapanie się pogrzebaczem po dupie.
Po co było tak się orgiastycznie tym cieszyć? Jakbyście dali temu albumowi tyle szacunki i uwagi, na ile zasługuje, to nie musielibyście teraz tego czytać.

Małe podsumowanie:

Czyli co Tyler zrobił jedynie źle:
+ 2 nawet znośne kawałki
+ ma jakiś tam swój charakterystyczny styl


Czyli co Tyler zrobił fatalnie:
- PODKŁADY
- nuda
- toporne wykonanie
- żenujący goście


9 krąg, m.in. ci, którzy zawiedli zaufanie swych gości
Tyler, The Creator

O jaki jestem w chuj zły i kontrower-kurwa-syjny!


Gości, czyli oczywiście nas, słuchaczy.
Ja wiem, że "Bitch Suck Dick" to parodia mainstreamowego rapu, że sporo rzeczy tutaj jest z przymrużeniem oka, ale czemu mrużyć musimy także uszy słuchając kakofonii, która uderza z prawie każdego tracka?

Dlaczego mam się katować płytą wybitnie nieudaną tylko dlatego, że hipsterzy się tym całym fenomenem Tylera masturbują?
Płyta prezentuje antymuzykę, antyrozrywkę, jest alternatywą dla dobrego rapu (najlepszy dowód, że alternatywa nie zawsze jest dobrą rzeczą).
Doprawdy nie wiem, komu ten cd polecić.
Chcesz chorych, odchyłowych klimatów- sprawdź Slaine'a czy Killah Priesta.
Chcesz dobrych patentów na pastisz rapu- ostatnia płyta PackFM'a.
Chcesz dobrej muzyki- sprawdź wszystko inne.

Alternatywny rap może być piękny, nie psuj sobie jego obrazu tym gniotem.

13 komentarzy:

  1. Hipsterzy cię zjedzą za to.

    OdpowiedzUsuń
  2. czemu tak o tym głośno na rapgenius choćby

    OdpowiedzUsuń
  3. Beka, próbowałem to wysłuchać, odbiłem się po 4 trackach. Nuuuuuda

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurwa ten idiota z całym Odd Future będzie na hiphop kempie :/ , wyjebałbym to ścierwo, bo w ogóle tam nie pasują...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzuć w przygłupa butelką albo nożem. Będzie chociaż beka.

    OdpowiedzUsuń
  6. sieah zrecenzowałbyś coś nowego, a nie tak się opierdalasz. Co do Tylera to nie wytrzymałem ani jednego numeru bez skipowania. Nie mam bladego pojęcia jak tym można się jarać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Spoko tekst, ale nie warto było sie wysilać na tak chujowa płytę.

    OdpowiedzUsuń
  8. beka z cIEBIE.
    fajnie że w recenzji zwracasz się do ludzi, którym sie płyta podobała AVE

    OdpowiedzUsuń
  9. Ci, którym płyta się nie spodobała, i tak tego nie przeczytają, bo wiedzą to wszystko i bez tej lektury.
    Srave

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz święte prawo do takiej oceny, ja jednak słucham Odd Future od dość dawna - czyli mniej więcej w momencie przed boom'em na całe OF za oceanem i ciężko mi się z tym zgodzić , tak samo jak z opiniami że jest hipsterem , że to idiotyczne kontrowersje, za dużo hajpu bla , bla ,bla...
    Od dawna jestem na ich tumblr'ach i nawet na koncie na YouTubie - spytacie się dlaczego ?
    Dlatego że też byłem na początku zdystansowany, jednak mając dużo tolerancji dla różnej muzyki przyszedł moment intrygi i tak zacząłem ich śledzić.
    Było warto bo znam ich trochę lepiej i zbiera mnie na śmiech gdy czytam różnorakie wpisy mówiące o czymś wychodzącym od nich "totalne gówno,szmira i chuj nie słucham bo mnie uszy bolą od tego" .
    Także wierzę że chociaż sięgnąłeś po jego starsza produkcje - przeanalizowałeś teksty, znałeś jego historie ogólnie ... nie interesowałeś się głębiej bo stwierdziłeś że nie ma sensu ?
    To po co pisałeś tą recenzje ?
    Bez wbicia się w temat nie warto nad nim polemizować. Ale gromkie pięć że i tak przesłuchałeś.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może i bym tak zrobił, jakby płyta nazywała się "Bastard... the story continues" albo coś w tym stylu. A jak to jest prezentowane jako brand new, to nie widzę powodu, by sprawdzać wcześniejsze płyty i na dodatek wnikać dość idiotyczny wizerunek Tylera.

    OdpowiedzUsuń
  12. Już pierwszy utwór broni się sam, odbijając wszystkie feedbacki krytyków i słuchaczy na temat płytki jaką jest "Bastard" + jego jak i całej ekipy Odd Future.
    Na końcu płyty "Bastard" Tyler uśmierca w sobie pewną osobę co ma oznaczać pewną zmianę - odpal kawałek "Inglorious"...
    Potem przejdź do Goblina i patrz jak zmienia pułap osobowości jak i przekazywanych myśli i nie am tu znaczenia czy nawija o ruchaniu, robieniu loda czy czymkolwiek innym - tak naprawdę większość z nich ma podwójne znaczenie, jeśli się nie zgadzasz to i tak sa takie które wydają się dość bezpośrednie lecz bez zgłębienia tematu za wiele się nie rozumie.
    Doktor TC na końcu drugiej sesji [na drugiej płycie] przyznaje ze jest jego sumieniem - Tyler's Conscience
    podobnie jak Tron Cat, Wolf Haley, Ace - wszystkie te kreacje to Tyler. Co najlepsze dopasuj je do aparatu psychicznego wg. Freud'a, gdzie ID - to pochodzące z podświadomości popędy czyli Tron Cat które działają na Ego - sam Tyler. W momencie w którym Superego - Dr TC, na poziomie nieświadomości a później na przedświadomości nie mogą podołać samemu ID - czyli najgorsza jednostka zdolna do samych złych rzeczy - Wolf Haley. Wg. mnie koncepcja ciągnięta już druga płytę jest bardzo dobra jak na typa który ma tyle lat - wyobraź sobie że OF są nie zależni od dawna i to teraz labele się o nich biją a nie na odwrót.
    Tyler reżyseruje swoje teledyski, robi własną muzykę, własne teksty - wszystkim zajmuje się sam. Nie jest ogromnym objawieniem czy cokolwiek - myślę że warto na niego patrzeć bo sezonowcem raczej nie jest [oczywiście mogę się mylić]. Wierzę w niego bo ma potencjał, ma oryginalny styl taki czy inny ważny że swój przy czym jest inteligentny potrafiąc wszystko tak ubrać w słowo mówiąc nawet o robieniu laski że ciężko to niektórym Sherlockom przyjąć bo coś im nie styka i ciężko pokminić, cóż oczywiście można słuchać klasyków - spoko znam je, czas żeby ktoś świeży pokazał coś innego.
    Pozdrawiam 5

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie przekonuje mnie to tłumaczenie. Nawet jeśli jestem w stanie pochwalić twój tok rozumowania i tłumaczenia, to to jest muzyka, ona ma jakoś brzmieć, dostarczać przyjemnych doznań audio-i czasem nawet-wizualnych. Próbowałem znaleźć tam to drugie dno, o którym mówisz, znalazłem tylko toporne, szczeniackie, bucowate mielenie tych samych tematów, tylko że z perspektywy osadzonego przez hipsterów na tronie pseudowizjonera. Wiesz, Soulja Boy też swoje pierwsze nagrywki robił sam, sam się promował, produkował, lansował na Myspace. Nie jest to powód do zbytniego ekscytowania się jego pierwszym cd (innych nie słuchałem).

    OdpowiedzUsuń