niedziela, 3 kwietnia 2011

Brotha Lynch Hung- Coathanga Strangla [April 5th, 2011]


Ocena:



Liryka

Muzyka

Klimat


Horrorcore to specyficzny, ciągle rozbudowywany, choć już niezbyt nowy nurt w amerykańskim rapie. Brotha Lynch Hung może nie był pierwszy w tej konwencji (Geto Boys byli), ale dziś jest jednym z najbardziej prominentnych przedstawicieli branży chorych linijek. Nie będzie tu sztampowego braggadocio, nudziarskich storytelli o bzdetach czy deklaracji pozostania prawdziwym w zalewie komercji.
Bo Lynch Hung sam dla siebie jest odniesieniem, na komercję ma wyłożone, i samodzielnie dzierży tytuł najlepszego rapera horrorkorowego.
Oto on, bad boy, ostatni słuchalny krwawy MC, chłodzący w zamrażarce noworodki i podglądający szcześliwe rodziny z nożem w ręku.
Główne wydarzenie płyty, która naświetli wam, jakby to było, jakby Jeffrey Dahmer potrafił rapować. Pójdziesz do piekła za samą myśl o wysłuchaniu tego albumu.


Zastanawialiście się kiedyś, co jest inspiracją dla raperów uprawiających ten podgatunek?
Ok- truskulowcy mają swoją tradycję, prawdziwość, dorobek raperów z golden age, raperzy-hustlerzy wzorują się na Hovie i Notoriousie, raperzy-gangsterzy marzą, by zdobyć choć promil szacunu i sławy, jaką mieli wielcy mafiosi i realni gangsterzy, nawijacze bangerowi chcą powtórzyć sukces No Limit i Cash Money, raperzy zaangażowani dalej próbują szturchać trochę już nadgniłego trupa segregacji rasowej, a Gucci Mane jest inspiracją dla samego siebie.
Co więc zwykło zachęcać raperów pokroju Lynch Hunga do pisania swoich lyricsów?
Horrory klasy B? Słynni mordercy? Brutalne seriale TV? Ciężkie dorastanie (na zasadzie "un morderco? a w życiu panocku, un zawsze się kłanio i to dobry chłopak jest un") albo niepowodzenia w życiu prywatnym?
Mógłby być dobry temat na jakiś maturalne wypracowanie, moglibyście coś takiego cymbały wykombinować, a nie po raz setny "Poezja i obraz miasta w tekstach rapera Eldoki".
Mamy nadzieję w każdym razie, że to są tylko opowieści, że raperzy nie próbują tego w domu, że "a posteriori" nie jest zwrotem, którego lubią używać przy wymyślaniu konceptów na nowe kawałki.
Tak czy siak, po tym marnym intro podmiot liryczny przechodzi do omawiania "Coathunga Strangla", bo tego, że to zacny cd, należało dowieść.

Wiertniczy z Milwaukee


Poprzedni cd rapera, "Dinner and a Movie", nie był doskonały, acz ciekawy...
Nie, źle, był bardzo ciekawy, acz niedoskonały. Świetnie opowiadane historie, umiejętnie budowany klimat, trochę traciły przez dziwne niekiedy bity, dziwne niektóre featy (Snoop?), a także przez to, że płyta była za długa. Niezbyt podobało mi się też to, że praktycznie na każdym tracku był jakiś gość. Wiem, że to u Lyncha już tradycja, ale niekoniecznie musi mi się to podobać.
Nowy album powiela część grzechów poprzednika, głównie w postaci całych zastępów nołnejmów w roli gości. Nie wiem także, czy to dobry pomysł robić płyty 20+ trackowe w 2011. Cd tym razem nie przedstawia jakiejś jednej opowieści, nie stanowi spójnej całości, ma się czasem wrażenie, że można było te 3 czy 4 tracki odrzucić.
Pomimo tego marnego narzekanctwa otrzymałem to, co chciałem, krwisty, a może raczej krwawy, soczysty, a może raczej ociekający przemocą i okrucieństwem, klimatyczny, a może raczej schizowy, dopracowany, ciekawy materiał.
Brotha Lynch Hung opowiada swoje historie w sposób niezrównany, płynnie przechodząc z opisów, porównań do świetnej techniki, zmian flow czy całkowitych nawet zmian klimatu, nastroju. Główną rolę gra tu oczywiście liryka, która nie mogłaby być chyba lepsza, i co do której nikt normalny nie ma prawa mieć zarzutów.
No tak, ale w sumie normalni nie będą tego słuchać...

Bestia z Andów

Splat splat, ręka, noga, głowa. Flaki na tej płycie latają dość swobodnie. Już intro opowiada o uratowaniu jakiejś panienki napadniętej przez Brata, która z przejęciem opowiada, że ten chciał jej wykroić kawałki ciała. Cudowne.
Na innych trackach wcale nie jest weselej. Każdy to wyraz, wytwór jakiejś fobii, jakiejś chorej fantazji. Na "Friday Night" Lynch, wraz ze znanym jego fanom kolegą COS-em, opowiadają, jak zabawiają się w tytułowe piątkowe noce. Fap fap przy xvideos!!!!- tak pomyślałeś pewnie patałachu z Polski B.
Nie, nie każdy ma tak jak ty. Panowie mają normalne zwyczaje, i wyrzucają zwłoki do zbiornika z piraniami, na kolację smażą ludzkie mózgi, po uprzednim wymordowaniu całej szczęśliwej rodziny.
"Mannibalector" to kolejny chory song, powiązany oczywiście z głównym bohaterem kultowego filmu "Harry Potter i Tajemnica Skrzącej Waginy Hobostropiteków"... a może to co innego było? Nie pamiętam, nie rozumię :(.
W każdym razie, można się spodziewać, czego będzie track dotyczył, co Lynch trzyma w lodówce, co jada na obiad. Opowiada też historię nauczyciela, który lubił "dogłębnie" nauczać swoje uczennice, do czasu, gdy zaczepił córeczkę COS'a, przez co głowa belfra służy teraz mu do zgoła innych celów.
Nie wiem, czy to bardziej chore, czy nie, ale Lynch zastosował się też do starej, dobrej zasady, że zwłoki nie stawiają oporu, i postanowił sprawdzić, czy cipeczka po śmierci rzeczywiście nie nadaje się do niczego. W "Look It's A Dead Body" macie relację z tego jakże interesującego aktu seksualnego, za to w "ICU", najmniej apetycznym storytellingu A.D. 2011 opowiada, jak to śledził, nękał, i zamordował nic niepodejrzewającą parkę, laskę zgwałcił, oczywiście także po śmierci, a typka torturował, ciął, po czym się jego wnętrznościami pożywiał. I takie tam. Usual day to day stuff co.
Jest także całkiem sporo krwawego, mocnego braggadocio (choćby świetne tytułowe "The Coathanga"), i tracków w trochę innych klimatach.
Na "I Don't Think My Momma Ever Loved Me" czyni wyrzuty rodzicielce, że nie przytulała go dość mocno i czule, dlatego skończył jako taki psychopatyczny skurwysyn. Z drugiej strony mógłby wziąć pod uwagę, że przytulanie dzieciaków to dziś ryzykowne zajęcie, prokurator i Rzecznik Praw Dziecka nie patrzą na takie zachowania przychylnie, a Magik z góry ocenia takie postępowanie jako złe.
Co ciekawe, wspomina też na tym tracku, że niedobrze mu w nowej wytwórni, czyżby jakieś niesnaski na linii N9ne-Lynch? Oby nie, ten label to gwarancja regularnego wydawania nowego materiału od Brata.
"Sooner Or Later" to za to trochę dissu na dupeczki, na hejterów i ogólnie na tych, którzy mogą Lyncha wkurzać. Skończą źle, albo w rzece, albo na jego talerzu, także jakby się Brat obraził za końcową ocenę, to miło było was znać, choć szczerze was nienawidzę bałwany.
Warstwa liryczna to najmocniejsza strona produkcji, i, co ciekawe, nołnejmy wcale nie psują ogólnego wrażenia, prawie w każdym przypadku bardzo dobrze dostosowali się do rozpędzonego Lyncha. Tracki z nimi to także mocne strony tej płyty, co, przypominając sobie poziom płyt "collabo" kolegi Brata z labelu Strange Music, Tech N9ne'a, może niektórych zaskoczyć. Bo życie jest dziwne, powiedział nękany smutkiem student ochrony środowiska, czy innej tam chujni, przed strzeleniem sobie w łeb.

Dusiciele z Hillside

Cieszy mnie, że produkcja tym razem wypadła znacznie lepiej. Jest ona mroczna tam, gdzie trzeba, a że trzeba często, to i często takie właśnie akcenty usłyszymy.
Fajnie, że zwłaszcza te najbardziej chore tracki (The Coathanga, Mannibalector, Look It's A Dead Body, Red Dead Bodies, ICU) zostały ubrane w takie właśnie niewesołe podkłady. Te właśnie kawałki błyszczą, są najciekawsze, najbardziej zapadają w pamięć.
Zdarzyły się dwa dość zastanawiające akcenty, mianowicie podejrzanie podobne do siebie, i spokojniejsze zdecydowanie, bity, czyli "Spit It Out i "Sooner Or Later", nie zdziwię się, jak zrobił je ten sam producent (sam Lynch Hung?).
Nie stwierdziłem większych niedoróbek, ani iskry geniuszu w warstwie produkcyjnej, bity są jedynie tłem, krajobrazem, bohaterem drugiego planu. Nie przeszkadzają, i to jest istotne.
Nawet jeśli nie zawsze potrafią tak umiejętnie zbudować klimatu, jak na "Death Is Silent", to są na tyle niepokojące i chore, że człowiek zapomina o tym, że można by im coś zarzucić.
No i, co ważne, są one dostosowane do flow Brata, idealnie dopasowane, niczym garnitur na trupa w trumnie.

Wampir z Sacramento


Warto poruszyć też kwestię gości. Cała plejada anonimowych dla mnie grajków spisała się nad wyraz dobrze. Zwłaszcza COS zasługuje na pochwały, dotrzymuje kroku gospodarzowi, opowiada równie chore historie, ma równie dobre warunki jako MC.
Tech N9ne ładnie wypadł na "Takin' Online Orders", średnio na "ICU".
Marnie w zasadzie zarapował tylko ten First Degree czy jak mu tam, wystękane, wydukane wersy nie mogą się podobać.
Goście ogólnie na plus, choć szkoda, że ich tak dużo. Sam COS by wystarczył, tak, jak do zakopania trupa wystarczy łopata i dwie chętne ręce (no i trup oczywiście nie zaszkodzi, jak będzie).

[tradycyjny obrazkowy żarcik, który zawsze tu następuje, niestety, tym razem mi się nie chciało]

Ok, może przedstawię to w krótszej formie:

Zbrodniarz jak Theodore Robert Bundy:
+ Pełno chorych, plastycznych i krwawych tekstów
+ Brotha Lynch w dobrej formie
+ Dobra technika Brata
+ Zacni goście
+ Umiejętnie, solidnie zrobiona warstwa muzyczna
+ Świetny, schizowy klimat
+ Najlepsza horrorkorowa płyta od wielu lat


Urwis jak Stanisław Łyżwiński:
- za dużo gości, może to mixtape?
- za długa płyta
- ze 2, 3 tracki bym wyciął, w tym skity
- produkcja tylko w paru miejscach świetna
- "Dinner and a Movie" miało ciekawszy koncept


Finalna ocena jest pewna, niczym skalpel w rekach Hannibala Lectera.
To zdecydowanie najbardziej dopracowana horrorkorowa płyta w tym dziesięcioleciu. Jak lubisz takie opcje, nie odrzucają cię flaki i krew, nie wyskoczysz mi tu zaraz z pozytywnym hip hopem i pierdoleniem o pracy u podstaw i dawaniu szans nastolatkom na lepsze życie poprzez tworzenie muzyki, to jestem skłonny polecić ci "Coathanga Strangla".
Kto wie, może zdecydujesz, że krawędzią tego właśnie dysku podetniesz sobie gardziel? Jednego przygłupa mniej na świecie, rzadko która płyta poprzez swoje zło może uczynić dobro.
Płyta poprawiła grzech głowny "Dinner and a Movie"- czyli dziwaczne niekiedy bity, i dodała sporo od siebie. Powieliła też stare (liczba gości, długość płyty), co nie może pozostać niezauważone.

Jak tylko Brotha Lynch zdecyduje się na coś solowego w pełnym tego słowa znaczeniu, to be wary bitches, klasyk będzie nadchodził wielkimi krokami.

14 komentarzy:

  1. Pierwszy raz dzisiaj przesłuchałem i album zrobił na mnie wrażenie od razu, co bardzo rzadko mi się zdarza. Dodatkowo, zapuściłem sobie Coathanga Strangla siedząc w pełnym słońcu, a klimat i tak był :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo ziom, choć nie wiem, czy z tym słońcem to dobry pomysł, wiesz, gore, murder murder itp.

    Ok, kto teraz pierwszy doda komenta, i koment zostanie zaakceptowany, będzie miał prawo zażądać ode mnie recenzji dowolnej płyty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chuj z tym konkursem. Ciągle nie wiem, czy sieah to nie "ugrzeczniony" laikike1, ale chyba nie, no bo ugrzeczniony...
    Sieah jak nie jestes Laikike1 i go nie znasz, to nie jeb sraki i sprawdz. Uwaga-PO POLSKU ona rapuje, wiec i tak nie sprawdzisz zakuty łbie. Chyba, ze jestes nim, to wiesz sam, ze szefujesz...


    nieLaikike1

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słuchałem płyty ale recenzja dobra, szkoda że tak mało jest recenzji na takim poziomie w języku polskim. Wydaję mi się, że Brotha Lynch może udowodnić, że horrorcore to nie tylko przygłupy z Insane Clown Posse.

    Jeśli chodzi o recenzję, której mam prawo żądać jeśli zaakceptujesz komentarz to przyjemnością przeczytałbym twoją recenzję Ready to Die Notoriousa B.I.G.. Zakładam oczywiście, że być może gdzieś juz umieściłeś swoją recenzję w necie a jeśli tak to prosiłbym o link.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odczuwam jakąś dziwną niechęć do "Dinner And A Movie" - niby piszesz pozytywnie ale wyłania się z tego drugoplanowe narzekanie. Ja się jarałem tamtym albumem. A ten stestuję, pewnie jeszcze dzisiaj.
    Pozdrawiam.

    PS. Gdybym okazał się zwycięzcą konkursu, to chętnie przeczytam recenzję Jima Jonesa - "Capo", gdzie motywem przewodnim (tak jak tutaj ksywy morderców) byłyby jego ad-libsy. Efekt mógłby być ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  6. I jeszcze jedno - muszę ograniczyć przeglądanie Twojego bloga w pracy, bo po tekście o Magiku parsknąłem śmiechem, co nie zostało najlepiej odebrane :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurwa mać. Jeszcze jedno.
    Co do problemów z wytwórnią - Tech mówił w wywiadzie parę tygodni temu, że on i Brotha nie rozmawiali ze sobą przez długi czas (ponad 6 miesięcy), ale jest już wszystko OK. Może utwór nagrany podczas tego okresu?
    Pozdrawiam, to już chyba wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. ej sieah, że tak powiem mały offtop ale będzie recka nowego khalify ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ok jak co, to będzie recka Reno niedługo.

    co do innych-
    nie znam zespołu lakiluk1 czy jak im tam

    Hack- "Dinner and a Movie" było całkiem fajne. Ale nie bez wad. Podobnie jak nowy cd. Nie mam nic przeciwko obu płytom, 4/5 to bardzo dobre oceny.
    Mam nadzieję, że Tech i Lynch są w dobrych
    stosunkach, szkoda by było, by Brat musiał wydawać płyty własnym sumptem tnąc po kosztach.

    "Ready to Die Notoriousa B.I.G." wiesz wyznaję zasadę, że klasyków nie ma co recenzować, bo wszystko o nich zostało powiedziane. Powieliłbym tylko zachwyty innych. Dlatego ten blogaseq recenzuje same nowości.

    Khalifa walczył o prawo do recenzji ze Snoopem, przegrał. Ale moja ocena to 4,5/5

    OdpowiedzUsuń
  10. Big KRIT - ReturnOf4Eva

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurwa, moglo byc zajebiscie a bedzie co najwyzej dobry Reno. Jak juz sluchasz polskich smrodow, to poswiec temu Laikowi chwile:
    http://www.youtube.com/watch?v=ykOiup8LLsQ&feature=related

    Ostatni spam, wiecej nie bedzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Akurat niedawno myślałem nad zabraniem się za ten album. Po fragmencie z Jeffreyem postanowiłem, że sięgnę bez wątpienia. Wpis dokończę czytać po przesłuchaniu.

    sieah będzie recka "ReturnOf4Eva" czy marne szanse? Myślałeś nad jakimiś zestawieniami np. płyty na lato, samochodowe rozpierdalacze, najbardziej przereklamowane albumy itp. itd. ?

    OdpowiedzUsuń
  13. najbardziej przereklamowane to dobry pomysł. co do tych innych to nie wiem, będę się potem jakiemuś durniowi tłumaczyć, czemu nie uwzględniłem rapera herosa jego mokrych snów. takie składaneczki każdy raczej samodzielnie powinien układać.

    OdpowiedzUsuń