niedziela, 10 kwietnia 2011

Atmosphere- The Family Sign [April 12, 2011]


Ocena:



Liryka

Muzyka

Klimat


Gejrap (ang. gayrap, faggot-hop)- określenie opisujące nurt w amerykańskim rapie, powstałe na przełomie wieku XX i XXI (logiczne to chyba swoją drogą co, że nie XX i XXII), charakteryzujący się epatowaniem uczuciami, bolączkami i problemami w tekstach, spokojnymi, jazzowo-soulowymi bitami i znienawidzeniem wystawnego, imprezowego życia. W odróżnieniu od raperów heteroseksualnych, gejraperzy nie mają na celu pokazania swojej wyższości, zdobycia najbliższej cycatej lejdi ani kupienia sobie nowego Astona.

Typowy gejraper już prawdopodobnie uwiódł przynajmniej raz twojego ojca. Chcesz wiedzieć więcej? Czytaj dalej.


Atmosphere, czyli (obecnie) raper Slug i producent Ant, to specyficzny duet, zaczynający od buntowniczych, emo-ballad, zmieniający się jednak dość wyraźnie na przestrzeni lat. Dziś to spokojny, dorosły, wrażliwy rap (o żesz kurwa ty, od teraz każde homoseksualnie brzmiące słowo/zwrot będę zaznaczał na różowo, możecie je śmiało omijać), taki dwuosobowy Common, tyle, że Slug chyba nie maluje sobie ust.
Można śmiało stwierdzić, że muzyka Atmosphere dorastała i dojrzewała razem z gejami.
Są może mniej krzykliwi niż Manowar, ale nie można im zabronić reprezentowania idei LGBT (i Q też czasem, co to Q znaczy powiedzcie) w formie okrągłych kółeczek z dziureczką.
Ma taki rap wielu fanów, ja, powiedzmy sobie szczerze, nigdy nie byłem specjalnie zafascynowany dość nudnymi i zamulającymi konceptami panów z Minnesoty. Dałem sobie spokój z nimi już dawno temu, sprawdzałem wyrywkowo różne ich projekty, rzadko kiedy słyszałem tam coś ciekawego.
I tak sobie trwałem w nieświadomości tego, że gejrap ma się dobrze i prosperuje zacnie na obrzeżach mainstreamu, aż tu kolega zmusił mnie do kupna płyty i wysłuchania jej w całości. *
Zdania zasadniczo nie zmieniam, nie ma tu niczego specjalnie zajmującego, choć, trzeba przyznać, zdarzają się fajne momenty. No, ale do rzeczy.



Atmo powinni nagrać jakiś OST do którejś części "Zmierzhu", kultowego już daisy-vampiremovie dla mrocznych gotek i pociachanych emowców. Nie wiem nawet, czy jakikolwiek raper odnalazłby się w podobnej stylistyce. Wiem, że istnieje Sage Francis, spokojnie, tyle, że płyta Sage'a z poprzedniego roku wydała się ciekawsza, bardziej wyrazista, choć równie zamulająca. Sage to większy grafoman niż Slug, ale i większa, ciekawsza persona, bardziej interesująca swoją faktyczną odmiennością niż popłakujący chyba trochę na siłę raper z Atmo.
Pomysł na cd panowie mieli pewnie już od jakiegoś czasu. Rodzina, przeżycia z nią związane, wnioski nachodzące każdego zdrowego człowieka, że na końcu ONI są najważniejsi, nawet jeśli najlepiej z nimi się wychodzi na zdjęciu, a rozmowy o pieniądzach są okrutne i bolesne.
Twoja matka cię wydziedziczyła, bo jesteś leniwym durniem, który nie potrafi zarobić samodzielnie 2500> w wieku 25 lat? Ojciec cię napierdala po facjacie, dziadek cię źle dotykał jak byłeś mały? Wujek to kryminalista? Ciotka ma legitymacjhę PiS?
A może siostra jednym kliknięciem uśmierciła twojego wypasionego avatara w Tibii?
Czas na Atmo!

-Mamo, ja jeszcze czatuję!
-Poczatujemy razem?... CO KURWA, JAK TO ON CI WEJDZIE OSTRO?!!?!?!?!? WYŁĄCZ TO NATYCHMIAST!!!!!!!!!!

Ojciec, czyli głowa rodziny. Twój idol. To on dał ci po raz pierwszy lanie... i piwo. Sprezentował ci swój stary motor, i to nic, że wstyd byłoby tym wyjechać na ulicę, wziąłeś, bo to cząstka jego samego.

Warstwa liryczna płyty to dość dojrzała, spokojna, czasem nawet oniryczna i fantastyczna podróż po krętych drogach ludzkiego życia.
W "The Last To Say" mamy dobrze znaną wszystkim Polakom historię z tatusiem katem i mamusią workiem treningowym. Naturalnie ta durna pizda go kocha, więc go nie zostawi, wierzy, się że zmieni przecież! Kobiety to wyjątkowo tępe czasem stworzenia. Mogłaby takiego skurwysyna oskubać z pieniędzy, wyrzucić na bruk albo nawet do pierdla, ale nie, trwa taka picza w toksycznym związku, aż się przygłup zapije, albo sama go zadźga. A potem "Fakt" donosi o horrorze, dramacie biednej kobieciny. No, ale chyba nie o tym chcieliście czytać.
U Sluga tatulek umiera, mamusi zostaje trauma czy co tam, a sam Slug radzi innym kobietom, żeby takich ancymonków zostawiały. Popieramy.
Następny w kolejce jest chyba najbardziej intrygujący track na "The Family Sign", czyli "Became". Slug budzi się na odludziu, na jakimś obozie, wśród przyczep kempingowych, i łapie orient (uwaga czujna co), że mu gdzieś jego ukochana się ulotniła. Niewiele myśląc, rusza w pościg za nią po śladach na śniegu. Niestety, o krok przed nim są też jeden a potem dwa wilki, które także mają chęć odnalezienia uciekinierki, i to na pewno nie w celu zapytania się, czemu ma takie wielkie oczy. Historia jest ciekawa, z zaskakującą puentą (płętą?), która powinna chyba pozwolić każdemu na samodzielną interpretację.
To nie koniec ciekawych tracków, "Millennium Dodo" to klimatyczny kawałek dokumentujący niespokojną podróż Sluga, "I Don't Need Brighter Days" to hołd dla dawnej twórczości Atmo, tych wszystkich "fuck you lucy" wykrzyczanych gardłem młodego geja ze szlabanem od starych za przymierzanie szpilek matki. "If You Can Save Me Now" to kolejny już kawałek z serii "umarłem/umieram a dalej mam rozkminy"- taki swoisty raport z ostatnich chwil życia (w poprzednim roku podobne tracki nagrali Blacastan i Killah Priest). Slug tym razem miał pecha i poległ w wypadku samochodowym, choć końcówka zdaje się sugerować, że jakoś tam go odratowali (konkretnie "Anioł w stroju strażaka", przypuszczam, że to realna osoba była, aniołki w końcu mają skrzydełka, harfy i loczki).
Oczywiście możecie liczyć na całą garść wspomnień z jego życia, jak to was interesuje.
Fajny jest jeszcze "Something So", pokazujący Sluga jako tęskniącego ojczulka, chwytający za serce, opowiadający zresztą o rzeczach, które mogą niedługo mnie czekać (czekanie na pierwszy odgłos dziecka, u Sluga doszły jakieś komplikacje z oddechem, oby u mnie obyło się bez tego). Jako przyszły ojciec nie mogę oczywiście hejterzyć tego tracka.

Matka, wrażliwa, acz silna osoba. Do dziś pamiętasz łzy dumy w jej oczach na rozdaniu dyplomów. Zrobiłbyś dla niej wszystko, no bo kto Cię dręczył tyle lat, byś znalazł porządną żonę?

Szkoda, że nie wszystkie kawałki są tak fajnie napisane, niektóre są absolutnie nieimponujące. Nie udało się Slugowi w całości zrealizować idei płyty dla dorosłych, alternatywnych odbiorców. Taka bowiem nie mogłaby się chyba ocierać o sztampę, i robienie muzyki "na odwal się".
"Bad Bad Daddy" opisująca obojętnego, zapijaczonego ojca siedzącego w barze ma tony niewykorzystanego potencjału.
"She's Enough" ukazująca Sluga jako pantoflarza, który robi wszystko, a czasem nawet więcej, nie wydaje się trafionym konceptem. Koliduje trochę z poważnym, często smutnawym wydźwiękiem reszty płyty, "Who I'll Never Be" ma podobnie, nagrana w takim ogniskowym, festyniarskim klimacie, opisująca bóle samotnej kobiety Sluga piszącej smutne teksty i śpiewającej równie smutne teksty do księżyca. To nie mogło się udać.
Ogólnie tracki o kobietach to bolączka tej płyty, bo następne tracki, "Ain't Nobody" i "Your Name Here" mnie ostro znudziły, nie wiem, jaki był ich sens, może jakoś się komponują z resztą albumu, tylko ja nie mogę tego zauważyć?
Nagrywanie tracków o kobietach jest swoją drogą dziś wbrew pozorom trudne, o ile nie robisz bangera, które owe istoty traktuje wyłącznie przedmiotowo. Temat jest zasadniczo wyczerpany, wszystko zostało już powiedziane, no i również Slug dał się złapać w tę pułapkę.
Walczył o niemożliwe, nie da się dziś chyba zrobić niczego odkrywczego w tym temacie, choć zdarzają się oczywiście wyjątki, jak zawsze.



Babcia, chętnie wspominasz jej uśmiech, szarlotkę i wiedzę o tobie, którą ukryła przed matką, może szkoda, że widujesz ją już tylko na portrecie na cmentarzu, ale żyła pełnią życia, zazdrościłeś jej tego.

Szczerze mówiąc nie te mało ciekawe tracki byłyby tu największym problemem dla mnie podczas oceny tego cedeka. Trochę za mało tu faktów, które przypomną nam, że Slug to MC, mistrz ceremonii. Czasem Slug po prostu recytuje, a to już nie do końca jest fajne. Nic by się smutnym trackom nie stało, jakby były w pełni zarapowane, dalej mogłyby być sobie smutne, ale już wg tego, co nakazał Kool Herc. A to istotne, w końcu nazwa bloga zobowiązuje. Jak ocenić rapera, który robi wszystko, by taka ocena była niemożliwa?
Porównując "The Family Sign" do "Us", nagranej przez kolegę z tej samej wytwórni, Brothera Ali, widać, i słychać, że można nagrać płytę z głębszymi tekstami pozostając normalnym raperem, operującym dobrą techniką, flow.
Czemu Slug nie mógł? No wiecie, skoro nawet Kno mógł, to tym bardziej sprawa wydaje się dziwna.
Szkoda też, że nie ma żadnych gości, wspomniany Ali mógłby trochę życia wnieść, i zachęciłby pewnie Sluga do równania poziomu na jakimś esencjonalnym braggadocio.

Wujek, ojciec ojcem, ale wuj to wuj! Jowialny, lubiący dobrą zabawę i alkohol, uczciwy, życiowy szczery człowiek, zawsze dla ciebie jest.

Ant, odpowiedzialny za produkcję, dostosował się do poziomu reprezentowanego przez kolegą z ekipy. Podkłady są odpowiednio zamulające, ckliwe, atakujące tęskną gitarką i pianinkiem. Nie dało się chyba zresztą tych płaczów Sluga ubrać w jakąś inną szatę muzyczną. Co ciekawe, te żywsze trochę podkłady, jak "She's Enough" czy "Bad Bad Daddy" są chyba najsłabszymi na pokładzie.
Biciorki są oczywiście ładne, gładkie i wymuskane, ale brakuje im tej głębi i charakterystyczności, jaką miały te na "Death Is Silent". Oczywiście nie narzekam, parę razy wsłuchiwałem się z ciekawością (I Don't Need Brighter Days), niemniej Ant nie zrobił niczego, by nadać tej płycie trochę życia. Mogę go zrozumieć w sumie.
Po jakimś czasie kombo gitarka albo pianinko zaczyna jednak trochę nużyć, można było chyba trochę poeksperymentować z jakimiś ciekawymi samplami, albo bardziej szalonymi gatunkami muzycznymi, przykładem niech będzie choćby świeże "Varsity Blues 2" Mursa.

Siostra, znienawidzona za młodu, teraz trzymasz się kurczowo, bo niedługo sami zostaniecie na tym świecie. To nic, że ma już inne nazwisko.


Tradycyjne podsumowanko:

Rodzina jak z obrazka:
+ Kilka ambitnych, fajnych tekstów
+ Grown man rap
+ Trzymające zasadniczo poziom podkłady
+ Chce się wracać do tych najlepszych tracków
+ Dobrze obrazuje dążenia ruchu LGBT (i kurwa tego Q, no weźcie, co to za Q)


Rodzina Adamsów:
- nieudane niektóre kawałki
- zamulający Slug
- który zapomniał trochę chyba też, że jest raperem
- podobne patenty na bity, Ant nie oczarował
- zero gości (tak, to może być wada)
+ Dobrze obrazuje dążenia ruchu LGBT (i kurwa tego Q, no weźcie, co to za Q)

I na koniec Ty, świat kręcił się wokół Ciebie co? Już wiesz, co w życiu ważne, kto w życiu ważny, piękna kobieta u Twego boku, junior zapłacze niedługo. Szalony 2010 rok nakazał przyhamować, zastanowić się, pogodzić się z dawnymi wrogami. Możesz spokojne siąść w fotelu i patrzeć w przyszłość.


Nowy cd raczej nie zmieni mojego postrzegania ekipy z Minnesoty. Szkoda właśnie, że nie zaskoczyli mnie czymś naprawdę mocnym, byłem serio chętny, by się nawrócić na gejrap. Szkoda, że nie ma tu samych lirycznych killerów, można chyba było uciąć te parę zbędnych zamulaczy, i zostawić samą esencję homo-hopu. To dziwne, że nawet prawdziwe ludzkie uczucia mogą czasem trącić sztampowością (Who I'll Never Be), a raperom-gangsterom jesteś skłonny uwierzyć, że naprawdę wyczyniają te cuda na osiedlach.
Mało przekonująco wypadł Slug, poprawnie, acz niezbyt odkrywczo wypadł Ant. "The Family Sign" nie jest płytą złą, jak postawisz na czillout, żyletki i wino, to możesz nawet się wkręcić.
"The Family Sign" przegrywa wyrazistością i przebojowością ze sporą ilością podziemnych płyt tego roku.
Jak szukasz jakichś dołujących klimatów, to ostatnie dzieło Kno z Cunninlynguists wydaje się lepszym wyborem. Jak producent bardziej charyzmatycznie brzmi na majku niż ty, drogi Slugu, to czas się zastanowić nad karierą chyba.

Zwrócić za to nowy cd Atmo może ci uwagę na ważne rzeczy, jak po jej wysłuchaniu polecisz po kwiaty dla matki czy piwo dla ojca, to dodaj do plusów w podsumowaniu "Walory edukacyjne".
Moja obojętność na Atmosphere pozostała nienaruszona, niech będzie ona pochwalona, obojętność zawsze nienaruszona. Teraz i zawsze, dziecko.

* no tak, 3 kłamstwa, nie mam kolegów przecie, płyt nie kupuję, a płytę słuchałem prawie w całości, wyłączałem na końcach tracków niestety.

14 komentarzy:

  1. Wysłuchałem, nic specjalnego dla mnie. Nigdy nie byłem zresztą ich fanem, podobnie jak Ty.
    pzdr Sieah

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa ledwie wpis dodałem, czekałeś całą niedzielę by to napisać co.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładna recka, ale miał chyba Reno być?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe wstawki. Autobiograficzne?

    OdpowiedzUsuń
  5. sieah masz twittera?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam zbyt nudne życie, by Twitter miał sens.

    OdpowiedzUsuń
  7. zabrzmi to gejowo, gdy napiszę, że trafne i nawet trochę wzruszające te wstawki o rodzinie? serio

    OdpowiedzUsuń
  8. SIEAH, DAWAJ RENO, WSZYSCY CZEKAMY!

    OdpowiedzUsuń
  9. No dokładnie miał być Reno a nie jakieś homorappers

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozumiem, że każdy ma prawo ocenić daną płytę wedle swojego gustu, ale ciągłe pierdolenie o gej rapie i homoseksualiźmie w przypadku gdy muzyka zmusza do refleksji i porusza problemy inne niż imprezy, łatwe laski i palenie zioła jest żenujące...Sam nie jestem gejem i daleko mi do tego, ale uważam, że mówienie o muzyce Atmosphere jako o gejrapie jest prostackie. Jesli autor uważa, że muzyka "epatująca uczuciami, bolączkami i problemami w tekstach, spokojnymi, jazzowo-soulowymi bitami i znienawidzeniem wystawnego, imprezowego życia" jest muzyką dla gejów, to niech to chociaż jakoś logicznie i racjonalnie uzasadni... Czytam tego bloga regularnie i masz świetne pomysły na recenzje, ale tutaj musiałem się odnieść krytycznie to częstego wspominania o gejach, bezzasadnie z resztą.. Peace!

    OdpowiedzUsuń
  11. Spokojnie ziom, gejrap nie ma u mnie negatywnego znaczenia, za gejrap uważam też B.o.B., Cudiego czy Commona, wszystkich bardzo cenię. Po prostu wiesz, jest samiec-alfa-rap, i jest gejrap. Sam widzisz zresztą, że wśród wad nie ma zarzutu o gejrap, a wśród zalet jest "grown man rap", czyli raczej pochwalam tematykę poruszaną przez Sluga.

    OdpowiedzUsuń