niedziela, 27 marca 2011

Snoop Dogg- Doggumentary [March 29, 2011]


Ocena:



Liryka

Muzyka

Klimat


Trudne, ach trudne nastały czasy dla wykonawców z West Coast.
Fani wymagają, by raperzy się nie sprzedali, by pozostali wierni nakazom starej szkoły, by korzystali z dobrodziejstw g-funku, by na produkcji byli Battlecat czy Quik, by promowali nowych kotów, ale jednocześnie nie zapominali o starych dinozaurach, by było bangerowo, ale nie festyniarsko, by na nowo przejęli rapgrę, ale psioczą na jakiekolwiek nowe poruszenia (vide hyphy). Tony wymagań, i tylko paru wykonawców, którzy mogliby im sprostać. Wśród nich na pewno, jeszcze, jest Snoop Dogg.



With so much drama in the L-B-C
It's kinda hard bein Snoop D-O-double-G

(1993 rok)
Cóż, w 2011, i w ogóle od ładnych paru lat, bycie Snoop Doggiem nie wiąże się z wieloma problemami. Człowiek ten wypalił pewnie już ze 2 Titaniki marihuany, zaliczonymi dupencjami można by wypełnić Arkę Noego, a odbyte imprezy idą w tysiące.
Ikona zachodniego wybrzeża, jak i całego gatunku na świecie, kojarzony ze względu na niezwykle charakterystyczny głos, aparycję i posturę znaną wszystkim studentom informatyki (czyli "40kg hardkoru"), po marnym "Malice N Wonderland", Calvin Broadus powraca, by zacerować lekko dziurawy wizerunek i udowodnić niedowiarkom, że odrobina energii jeszcze w tych trochę już starawych kościach pozostała.
Nie oszukujmy się, większość fanów postawiła na Calvinie kreskę już dawno, mniej więcej po premierze "Signs", a ci co bardziej przygłupi jeszcze wcześniej, po zaciągnięciu się w ranki armii Mastera P. Ich strata, płyty wydane pod jego szyldem, może poza "Da Game Is To Be Sold, Not To Be Told", były świetne.
Ja w Snoopa wierzyłem, i dalej wierzę, a premiera "Doggumentary" utwierdza mnie w tym przekonaniu niczym solidne zatwardzenie masę stolcową w okolicach krzyża.
A jak z hardkorowymi fanami zachodniego wybrzeża? To durnie.
Ale ok, spójrzmy na sprawę ich oczyma... oczami... no kurwa, spójrzmy na kwestię "Doggumentary" z ich perspektywy, biaatch.


Główny Urząd Statystyczny, Wydział gangsterki, koksu i miseczek D, przy pomocy Linii Wsparcia dla Alfonsów TP S.A., ustalili, na podstawie reprezentatywnych badań, jaka powinna być idealna zachodnia płyta.

1. Ma być G-Funk, piszczały
"Doggumentary" wypada tu zacnie, może mniej zacnie, niż bardziej skondensowane i spójniejsze "Revenge Of The Barracuda", ale są bity brzmiące wybitnie west coastowo.
Ksywki Fredwrek czy Battlecat powinny wam sporo powiedzieć.
Naliczyłem aż 10 takich właśnie zachodnich podkładów. To połowa (odliczając intro). Moim zdaniem dobry wynik, biorąc pod uwagę, że nikt poza internetowcami nie chce już dziś na rynku g-funku. "Take U Home" z pięknym refrenem Kokane'a czy "Peer Pressure" są ukłonem w stronę tej narzekającej bandy kundli, chcieliście, macie.
Nie są to oczywiście takie stricte klasyczne g-funkowe bangery rodem z 1993 roku, ale niezbyt mi daleko. Ideału, "Doggystyle" czy "The Chronic", i tak nie pobiłyby już, może nawet lepiej, że nie próbował tu Snoop ożywiać trupa, a pogodził różne nurty.
Correct.

2. Luźne, hustlersko-gangsterskie teksty
No tak, otóż... cholera, to przecież Snoop, można uciąć debatę.
Wymaganie spełnione.

3. Promowanie nowych kotów z zachodu
Wymóg całkiem nowy, stworzony specjalnie dla Dr. Dre, ale można go także podciągnąć pod pana Calvina. Cóż, tu nie ma specjalnie za co wychwalać Snoopa. Nie ma tych wszystkich nowych kotów z L.A., którzy mogą zrobić karierę. Kogo?- spytacie się.
No jak to kogo, Crooked I przecież, poza tym... no, ten, tak, Crooked I oraz... eee, Crookeda wymieniałem?
Nachodzą od razu człowieka pewne refleksje- dlaczego oni mają akurat promować kogoś nowego? Kto ich promował? Dlaczego niby są komuś cokolwiek winni?
Wymaganie niespełnione, acz durne niczym zakupy Jarka K. w osiedlowym sklepie.

4. Pamięć o dinozaurach
Nooo, tu znacznie lepiej. Sporo tych starych wiarusów się tu wkręciło. Jest E-Fortizzle, Too $hortizzle, Kokanizzle, Daz Dilingizzle, stary dobry znajomy Bootsy Colinizzle.
Goldie Loc nawet się znalazł, gdzie go ostatnio słyszeliście? Dobrze, że Dogg go odświeżył.
Wiadomo, kogo brakuje, szkoda, że nie pojawił się Doktor.
Szkoda, że nie miał szans pojawić się Nate Dogg...
Może będzie Snoop na "Detox"? Fajnie by było.
Wymaganie spełnione, you little beezle.

4. Bangerowość, klimat na lato, do fury
Bez wątpienia, płyta bez problemu zda egzamin w twojej 15-letniej Astrze gamoniu jebany.
Można ją puścić chyba w czasie grilla (werdykt zostawię na okres grillowy). "I Don't Need No Bitch", "Wonder What It Do" czy "We Rest In Cali" mają dość luzu, lekkości i wajbu, by sprawdzić się w okresie letnim. Cały cd jest pełen takich klimatów. Lekkie refreny, luzackie wersy, spokojne, bujające podkłady.
Egzamin zdany.

5. Wierność kardynalnym zasadom gatunku z L.A.
Cóż, ortodoksi będą narzekać, i czasem mogą mieć rację. "Wet" jest przemarne, nie wiem nawet, czy to nie jest najgorszy track Snoopa w jego karierze.
No, ale miał być singiel do klubów, dla kobiet, które stanowią w USA całkiem spory % ogólnych nabywców. W każdym razie nie jest to zachodni track, nie jest to nawet track dobry.
Kolejne dwa wybitnie singlowe numery, "Platinum" i "Boom", nie są to kawałki, które bym koniecznie zostawił na "Doggumentary", także nie są zachodnie zbytnio, uderzają raczej w klimaty poprzednich płyt, które nie zawsze szczęśliwie wychodziły na kolaboracjach z gwiazdami rnb. R.Kelly nawet przemyca tu swoje hastlerskie wersy, priceless, priceless. Nigdy wcześniej nie słyszałem, by tyle rapował na jednym kawałku. T-Pain tym razem bez autotune, i powiem wam, że refren, choć najgorszy w ogólnym rozrachunku w przekroju płyty, to nie każe siebie skipować.
No, "bumszakalaka" straszy trochę, ale nie przez takie przeszkody już musieliśmy przeskakiwać.
"Superman" z legendarnym (naprawdę) w kręgach muzyki country Willie Nelsonem na początku dziwi, potem śmieszy, a na końcu zastanawia. Proponuję traktować ten song jako skit, przerywnik, a nie pełnoprawny cut z albumu. Nie można mu odmówić radości, widać, że panowie mieli sporo zabawy przy tworzeniu. Harmonijka ustna zabija.
Jest też kwestia kawałka zrobionego przez Kanye Westa i wielkiego Mike'a Deana. Odmienny trochę klimatycznie od reszty płyty. Dałby sobie radę na "My Beautiful Dark Twisted Fantasy", a to w końcu ostatni mainstreamowy megaklasyk, póki co.
Wymaganie niespełnione do końca, tak gdzieś w 60% bym rzekł.

Jakby tak po truskulowemu, z ekierką i linijką podliczyć, porachować, dwa spuszczam trzy w rozumie przemnożyć i pododawać to wyjdzie, że... w takie rachunki bawią się tylko durnie. Cóż, durnia może zechcieć czytać tylko drugi dureń, także nie ciesz się przedwcześnie.
Wynika jednak jasno, że Snoop zacnie wywiązał się ze swoich obowiązków względem słonecznej Kalifornii. Nie jest to może tak kanonicznie wykonany album, który faktycznie przywróciłby, i wskrzesił cuchnącego już trupa pod tytułem Wielkość Zachodnich Brzmień, ale jeśli tylko dasz tej płycie szansę, i jesteś nawet umiarkowanym fanem muzyki z L.A., to gwarantuję, że się wkręcisz.
To oczywiście przy założeniu, że nie przeszkadza ci hustlerka totalna, jeśli idzie o teksty, przeplatana gangsterką absolutną, to wszystko posypane znaczną ilością zielonego (nie miał on już czasem skończyć z ziołem? a tymczasem nie oddaje nikomu kochanego stuffu w "The Weed Iz Mine" z Wizem).
Ok, WC jest lepszy na majku, a jego cd to jeszcze lepszy tribute dla zachodu, ale brawa dla Calvina za zejście ze złej drogi, na której zostawił konstrukcje o tak lichych fundamentach jak "Malice N Wonderland" czy "R&G (Rhythm And Gangsta) The Masterpiece".


Ludwizzle Dornie, Sabo, nie idźcie proszę tom drogo



Nie wpierdalaj się Olek. Znasz w ogóle opisywanego tu artystę?

Yeah i know the homie Snoop



Amazingizzle, you are:
+ Pełno lekkich, fajnych, letnich bitów
+ Fajne refreny
+ Gospodarz w formie, flow, głos, charyzma
+ Bardzo zacni goście
+ Produkcja w sensie ogólnym
+ Klimat


Please leave the spot, beezle:
- wielkich tekstów nie znajdziesz
- marny niestety track ze Snowmanem
- "Wet"
- można było uniknąć także innych tracków
- mniej spójne, skondensowane niż "Revenge Of The Barracuda"

"Doggumentary" jawi się jako naprawdę udany mix tego, co w zachodzie najlepsze, z umiejętnie wplecionymi wstawkami godnymi XXI wieku. To jeden z najsolidniejszych come-backów ostatnich lat, a na pewno najefektowniejszy. Spełnia oczekiwania zarówno wygłodniałych fanów zachodnich wajbów g-funkowych, jak i ludzi całkowicie obojętnych na problemy muzycznej Kaliforni, chcących pod postacią dysku kompaktowego otrzymać wyłącznie dobrą, niczym niezmąconą rozrywkę.
Bo w dostarczaniu rozrywki Snoop Dogg wyspecjalizował się przez te wszystkie lata, i jak mu się chce, jak mu wyjdzie, to ze szczytu ciężko go strącić.

PS: Zachód w tym roku rządzi- WC, Snoop, E-40 (świetne "Overtime Shift"), Murs & Terrace Martin, czekam na odpowiedź południa.

12 komentarzy:

  1. Zagiąłeś czasoprzestrzeń i recenzujesz płytę, która wychodzi za dwa dni, propsy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na tym blogu wszystko jest możliwe, biatch

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie najlepszy album tego roku

    OdpowiedzUsuń
  4. No, w końcu grudzień mamy co nie?

    4/5 bym dał za 3 chujowe kawałki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiadomo, w domyśle było tam "póki co".

    OdpowiedzUsuń
  6. sieah a słyszałeś lbc crew - "haven't you heard"? odgrzewany materiał co prawda, no ale wyszedł w 2011 i też trochę składa się na wysoką formę zachodu ostatnio

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałem okazji, choć widziałem temat na SLG. Dzięki za rekomend.

    OdpowiedzUsuń
  8. sieah patrz co znalazlem dla sieah juniora :)
    http://www.necroproduct.com/index.php/collectables/figurines/necro-morabid-figurine.html

    dzieciństwo bez tej zabawki = chujnia

    tu masz tego posta, wywal z poprzedniego

    OdpowiedzUsuń
  9. Po co to "a" tam wstawiłeś. Morabid- chyba nie ma takiego słowa.
    Widziałem już newsa o tym na hiphopdx.
    Ale zabawki, które nie mają ruchomych rąk nie sa gangsta, sorry.

    OdpowiedzUsuń
  10. W "I Don't Need No Bitch" jest linijka

    You need a detox, bitch, go see Dr. Dre

    Może jednak Detox faktycznie sie w koncu pojawi?...

    OdpowiedzUsuń
  11. To będzie wielkie święto, z terminu 01.04.2011 już się nie wywiązał.

    OdpowiedzUsuń
  12. Taki żarcik prima-aprilisowy sobie pewnie zrobil... Ha. Ha. Ale smieszne...

    OdpowiedzUsuń