poniedziałek, 20 grudnia 2010

Ghostface Killah- Apollo Kids [December 21, 2010]


Ocena:


Jakkolwiek ryzykownym posunięciem jest wypuszczanie albumu na krótki okres przed świętami (oficjalna premiera 21 grudnia), to Dennis Coles nie musi już gonić za wynikami na listach Billboardu, bo ikoniczna spuścizna Wu-Tang Clanu, i renoma budowana przez wybitnie solidną dyskografię solową, pozwalają mu na marketingową nonszalancję, i artystyczną swobodę. Otwartym pozostaje pytanie, czy akurat ten album chciałbyś znaleźć pod choinką 24.12 (inne wyznania, wybaczcie dyskryminację), i czy Bozia, św. Mikołaj i rodzące się niedługo dzieciątko, zrobione za plecami biednego Józka, świecić będą jasno nad "Apollo Kids".


Surowo oceniając marną jakość merytoryczną tego bloga, i czując, że nadszedł czas, by zabrać w końcu głos, 3 wybitne persony wracają zza woalu zaświatów, by pomóc nieporadnemu recenzentowi wykonać swoją robotę, czyli ocenić sprawiedliwie płytę.
Witamy:

2Pac, czyli ten optymista, z pasją, uduchowiony, skażony lekką domieszką poezji. Taki amerykański Eldo. W wolnych chwilach martwi się, co wyrośnie z czarnuchów w gettach.

Notorious B.I.G.- spec od tego, co gorące, cykające, mainstreamowe, wie, jak odpalić cygaro, jak on powie "bejbe bejbe!" to twoja kobieta zastanowi się, czemu spotyka się z takim frajerem, jak ty.

ODB- stary, brudny drań, który starości nie dożył, brudu za to zaznał, ile trzeba. Nie ma niczego ciekawego do przekazania, powiedział ochronie, że jest nowym specjalistą d/s powierzchni płaskich, czyt. sprzątaczem. Umarł, bo się zaćpał, ot, typowe.


W tak znakomitym gronie czas przejść do konkretów.
"Apollo Kids" to, jeśli dobrze liczę, 9 studyjna płyta od Ghosta, który zdążył w tym roku mocno nadwerężyć moje zaufanie, wydając, z Methem i Chefem, wyjątkowo paskudną i nudną płytę jako Wu Massacre. Pamiętacie zresztą moją recenzję, krótka, wkurwiona, pełna rozczarowania i prawie łez. O tym koszmarze zapomniałem szybko na szczęście. I zapomniał sam Ghost, który postanowił kontynuować to, co mu wychodzi najlepiej, czyli rapsy pełne slangowych przechwałek o tym, co nosi, nie tylko na dupie, ale także w kieszeni, z czego strzela, i czym imponuje dobrym dupeczkom.

O liryce porozmawiam z panem 2Pac'iem, powiedz im, Pac:
Piękne tu liryki, tęskne me spojrzenie pada na zagony
Wybacz matrono, serce me ciągnie do ojczyzny, za horyzont,
o umrzyj, jadzie Gorgony!
Zobacz Shakur na wolno masz tutaj prz...

ekhm
???
Sorry fakt, zapomniałem się, dawno nie miałem materialnego majka w dłoni, chciałoby się czasem puścić free dla kogoś innego niż te świętoszkowate nudziarze tam na górze.
Mój ziom Ghostface to prawdopodobnie najbardziej uliczny wariat, i najbardziej wariacki ulicznik, jakiego spotkacie w swym życiu.
Teksty nie są może piękne i budujące, nie potrafią opisać ani dać rady młodym czarnym braciom walczącym o przetrwanie w geccie. Ghostface nie rapuje o ulicy, on jest ulicą. Dlatego chciałem go w Death Row East, trudno o drugiego tak prawdziwego człowieka w tym gatunku muzycznym.
Brak głębi w tekstach na tej płycie trochę mnie smuci. Jednakże potem zdaję sobie sprawę, że pełno tu soczystych linijek, parę razy Tony zaprezentował wybitną technikę, jak choćby w "How You Like Me Baby", widać, że to stara szkoła rapu.
Mrok i agresja bijąca z tekstów mnie co prawda trochę mierzi, ale nie ma możliwości stwierdzenia, że te teksty nie są do bólu realne. A taki ma być hip hop.
Peace

Dzięki, Pac.

Martwi może rzeczywiście trochę brak zróżnicowania tekstowego, tematyka to głównie kurwy i ulica.
Ulica to jednak esencja tej muzyki, jej serce. Sam robiłem sporo ulicznych tracków, i do tej pory robię.
Odpowiem, co myślę o obecnym stanie rapgry, o Lil Wayne'ie, 50 Cencie, Eminemie i innych, wiem, że miliony ludzi chcą to wiedzieć. Otóż...

Może potem, Pac.

Coś w tym jest, tym bardziej, że można dodać "In Tha Park, które to jest trackiem wspominkowym Ghosta i frontmana The Roots, Black Thoughta.
To może być główna wada tej płyty, Ghost jako Ghost, nie zmienił się ten człowiek od debiutu.

ODB chce coś dodać?

ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA MOJA RENKA PRZENIKA PRZEZ ABAŻUR!!!!!!!!

...
Nie podoba mi się także dość marny lirycznie "Handcuffin Them Hoes", bardziej by pasował na jakiś mixtape, mocno niedomaga ten track. Chyba można lepiej zrobić song disrespectujący kobiety.
Hymn ulicy 2010, piękne i chyba najlepsze z płyty "Ghetto, pozwala trochę zapomnieć o tym, że to kolejny song w tym samym klimacie, i rozkoszować się mrokiem nowojorskich alejek.
Grające rolę lasta, but not leasta, "Troublemakers" ze świetnymi Chefem, Redmanem i Mr.Methem idealnie kończy album całkiem mocnym pierdolnięciem.
Dodając do tego świetne flow, wspaniała charyzmę i genialną postawę w stylu "I don't give a fuck" pana Colesa, to już czasem bywa wręcz genialnie, inspirująco.
Po prostu przyzwyczaj się, że u Ghosta to nie poziom tekstów, ich złożoność, a raczej ich wariackość, przekładana slangiem i niewesołymi historiami z osiedla, decyduje o jakości.
Jak jesteś fanem Ghostface'a, i fanem wybitnie ulicznych, bandziorowatych klimatów, nie przeszkadza ci 3/4 płyty na tę samą modłę, to nawet tekstowo będzie ci się to podobać, ja tam odjąłem trochę za ten fakt monotematyczności, coby było, że rozumiem teksty po angielsku.

A jak sprawa z tym, co przygrywa do tekstów Ghosta?
Bity oceni Biggie, mój człowiek, jak idzie o to, co jest gorące.

Bejbe bejbe, te bity nie są mocne, w'sz'comówię, nie zrobi ten czarnuch z tego hita, w'sz'comówię, nie ma w ogóle ucha do bitów, a mi zarzucał śmieć pierdolony, że kseruję Nasa, haha, w'sz'comówię, jebać tego czarnucha, ten czarnuch może dostać za swoje, chodź tu, w'sz'comówię, marny waćpanie kurwa czarnuchu, czarnuchy kozaczą a boją się, w'sz'comówię, rozwiążemy to jak mężczyźni kurwa czarnuchu jak szlachcice uliczni, jak rodzina królewska z getta, zrobię z tobą czarnuchu takie disco, w'sz'comówię, kurwa czarnuchu, że będziesz robił kurwa czarnuchu Pretty Girl Rock jak Keri Hilson, dobra kurwa z niej, w'sz'comówię, z tej Keri, żałuję, że obijałem mordę Faith, choć w'sz'comówię, ta kurwa się ruchała z tym czarnuchem, którego nie zabiłem wcale, w'sz'comówię, tak tak, pamiętam o "Apollo Kids", no ok kurwa, powiem coś kurwa, w'sz'comówię, nie są takie złe kurwa, są uliczne kurwa, no kurwa uliczne, tak pojebanie uliczne, że kurwa w'sz'comówię pierdolę to. Czarnuch wiedział, że będzie z tego uliczny album, kurwa, w'sz'comówię, Pete Rock mój czarnuch, szkoda, że RZA tu nic nie produkował, kurwa, czarnuch wie, jak zrobić banger, kurwa, taki kurwa banger, że aż kurwa czarnuchy czują kurwa ciary na plerach.


New York, New York, big city of dreams...


Bejbe bejbe, respekt B.I.G. To może być to, Nowy Jork, co go określa? Oczywiście.
Klasyczne brudne bity początku lat 90-tych.
Co prawda konflikty między RZĄ (można tak zapisać?) a resztą klanu są znane, to jednak człowiek chciałby, by ten szaleniec znów coś zrobił, zaczarował po raz kolejny, przywrócił czasy trzydziestu sześciu czamberów. Każdy z nostalgią wspomina tamte chwile, nawet ja, który w tamtych czasach jarałem się Scatman Johnem i chyba Hanson (wiem).
Spokojnie jednak, za produkcję odpowiadają znane twarze, Scram Jones, Pete Rock, Jake One, jak i paru nołnejmów (Frank Dukes, Anthony Acid i inni).
Jest nowojorsko, jest mrocznie czasem, jest dobrze. Czasem może bity zaskakują (Superstar, do tego tańczą gangsterzy pewnie), ale rzadko jest to zaskoczenie negatywne. Rzadko, bo np. pętla lecąca w zwrotce w "2Getha Baby" potrafi człowieka przyprawić o wymioty. To akurat nie wyszło.
Yakub (kimkolwiek jest) ma szczęście, że go nie znam, spierdolił dość równy poziom brzmienia płyty. Szukać go nie będę, bo kolejny chujgowie Chino Maurice dał wspomniany "Handcuffin Them Hoes", radośnie plumkający, idyllicznie pyrkający kakofoniczną, zgniłą treścią żołądka jakiegoś wszystkożercy, który, umierając z głodu, trafił przypadkiem na wysypisko śmieci.
Byłoby pewnie idealnie, gdyby Pete Rock zajął się produkcją, choć najlepiej spisał się chyba Anthony Acid, i jego genialne "Ghetto".
Ciekawie zaprezentował się kawałek "Starkology", maksymalnie wręcz minimalistyczny, aż dziwny trochę nawet przez to, jakby nie był oficjalny, tylko nagrany na jakiś bootleg z wariatami z Wu Famu, z jakimś ShinToi Allahem czy innym KnowledgeGod-Darkimem (bo oni tak się tam nazywają).
Cieszą jednak dalej fajne sample, fajnie, że chciało się to komuś ogarnąć, że Ghost wiedział, że takie esencjonalne, chropowate podkłady są tym, czego nam w tym roku trochę brakuje.

Pokłony biję przed gośćmi. Dobrano ich tu świetnie. Killah Priest i GZA zniszczyli, Busta dowiódł, że jest świetnym raperem, The Game dał chyba jedną ze swoich lepszych zwrotek, potwór Joell rozpiździł, a Chef, Redman i Method Man pięknie jechali. Dawno nie słyszałem płyty, na której praktycznie WSZYSTKIE featy byłyby udane, szacunek dla ciebie Starksu.


Hej, czas może podsumować:

Prezenty dostaną:
+ w większości dobre bity
+ będący w stałej, dobrej formie Ghost
+ reprezentujący wysoki poziom goście
+ dobre nowojorskie wajby, jakie płyną z tej płyty

A rózgę otrzymają:
- ze dwa słabsze podkłady
- dość jednowymiarowe teksty


Jingle bells, jingle bells ziomy dobre. Kevin niedługo znów sam w domu, ubieranie choinki, które wydawało się zawsze proste, jak mamusia to robiła, zacne żarcie, które kosztuje niesamowicie dużo.
Kupcie sobie ziomy ten album, jak tylko pojawi się w Polsce.
Najlepszy chyba uliczny cd w tym roku. A i klimat Wu Tang Clanu czuć, jak się wysilisz trochę.
I to wszystko bez kłaniania się trendom, brudnemu południu, z sercem i pasją.
Ghostface uznawany jest za tego z kolektywu Wu, który równością dyskografii zadziwia. "Apollo Kids" ten stan pieczętuje.
Amen.

PS: Biggie oczywiście przejaskrawiony, ale te jego zdania w wywiadach sugerowały, że to niezły kołek, i bardzo podobnie się wypowiadał do tego, co zaprezentowałem. Cóż, raperem był wybitnym, mimo wszystko.
















2h później

EJ CO TEN CZARNUCH MÓWI, JESTEŚMY MARTWI? EJ? EJ? KTOKOLWIEK?

15 komentarzy:

  1. PŁYTA ROKU PRZECIEŻ.

    OdpowiedzUsuń
  2. ładnie sieah, ale ja akurat pętlą na zwrotkach w 2gether jaram się strasznie. najmin'

    dobry występ biggiego i odb najmin'

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra recka, ziombel czekam na recenzję Eshama - Suspended Animation od Ciebie, to jest taki rozkurw od czasu KKKill The Fetus, że głowa mała

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiedziałem, że to wydał. Trochę zaniedbałem Eshama.

    OdpowiedzUsuń
  5. i zaniedbuj dalej, nie wiem jako można napisać, że suspended jest dobre (to samo tyczy się wydanego później suspended expended )

    OdpowiedzUsuń
  6. Suspended Animation jest lepsze od 90% gangsta/horrorcorowych czy tam (Acid rapowych) produkcji tego roku pod względem merytorycznym i muzycznym, a że Esham znów zaczął sypać wersy w stronę Eminema to szczegół, bo najwyraźniej Esham ma już na jego punkcie jakąś obsesję, Sieah gorąco Cię namawiam do przesłuchania i zrecenzjonowanie tego albumu, bo bądź co bądź jest to jedno z ważniejszych wydarzeń wydawniczych tego roku

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że tak mało ODB się odzywał, zdecydowanie najciekawsze wypowiedzi. Co do albumu, to nota identyczna, ale największa zajawka to kawałek "Street Bullies" z Sheekiem. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  8. Głupio by było, jakbym pisał w recce- "kupcie sobie ten album ziomy", a sam bawił się wersją z rapidszopu. Także dobry news na dziś- płyta kupiona, już pewnie do mje idzie.
    Ty też, anonimowy przygłupie czytający tego bloga, kup ją sobie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra recka, fajnie się czytało, zresztą jak jak wszystkie. Szacunek za wiedzę i umiejętności ciekawego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobra recka, przyjemnie się czytało, zresztą jak wszystkie. Szacunek za wiedzę i umiejętność ciekawego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę skończyć z tym chwaleniem swoich wpisów z innych kont.

    OdpowiedzUsuń
  12. "tematyka to głównie kurwy i ulica." <-- Po tym od razu postanowiłem sprawdzić ten album.

    OdpowiedzUsuń
  13. MAŁO ODB, ubolewam (prawdziwie)

    OdpowiedzUsuń
  14. od kiedy skwierzyna jest w małopolskim ? : ( :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Nikt nie wie gdzie to jest, nawet Gogle :(

    OdpowiedzUsuń