środa, 8 września 2010

Chingy- Success & Failure [September 7, 2010]


Ocena:


I like them black, white, Puerto Rican, or Haitian
Like Japanese, Chinese, or even Asian (okay)


no okay.
Nie czekaj

I like them black, white, Puerto Rican, or Haitian
Like Japanese, Chinese, or even Asian (okay)


hmmm, coś nie gra... No niby tak, ale to już beka dość zaprzeszła. Już dość się naśmiewano z Czingjego z powodu tego właśnie cytatu. Jak nie kojarzycie tego pana, to nie oglądaliście zapewne MTV w 2003, kiedy to "Hollidae Inn" było grane ZAWSZE niczym Fidel na Kubie nawet bez włączania mikrofonu. Kariera tego "rapera" toczyła się nawet nieźle, kolejne płyty sprzedawały się zacnie, nadszedł jednak rok 2010, kolejny cd (ponoć Chingy stwierdził, że to mixtape, nie znalazłem jednak potwierdzenia) i pewnie parę wniosków na temat przyszłości swojej i swojej kariery po premierze tego cd będziemy, mocium panie, mogli wyciągnać


Witam przede wszystkim mego gościa, nazywa się on Biebekwon, kiedyś znany jako Raekwon The Chef.

Ja: Elo mudzin
Raekwon: Yo word is bond God, shit is real, one love, what's crackin son, peace God.
Where my niggaz, bitches and biebers at? Where they at I ask you God, word, where they at God that's all I gottsta say God, that's all i gottsta say.


Introdukcję mamy za sobą, przejdźmy może do recenzji, Raekwon mi w tym pomoże.

SUCCESS
czyli Son that bass is killking me son, one love God

Wiecie może, po czym ja wiem, że album jest świetny? Nie wiecie? A chcecie może się dowiedzieć? Po tym otóż, że nie nagrał go ktoś o ksywce Chingy :(, choć oczywiście to półprawda, w końcu pierwszy cd zawierał bangery poganiane bangerami, trzeba było tylko wyłączyć na chwilę procesy myślowe, by docenić choć trochę "Jackpot".
Niemniej nie liczę nigdy, że Chingy nagra klasyka, nie dlatego nawet, że klasyk musi być genialny lirycznie (pokażcie rewolucję tekstową na "The Chronic"), ale dlatego, że raper z St. Louis jest po prostu w ten tekstowy deseń marny, a jakiś liryczny poziom musi być osiągnięty jednak.
Dlatego raczej więcej niż 3,5/5 nigdy bym mu za nic nie postawił.
Ale 3,5/5? Spokojnie, taką ocenę dostają u mnie płyty oferujące sporo rozrywki. A "Success & Failure" właśnie to oferuje, i to w wysokiej dawce.
Tak dobrej jakości mainstreamowych podkładów nie słyszałem od kiedy Big Boi zszedł z głośników. Bity są po prostu pierwsza klasa, słychać, że pan Ching-aling ma talent i dobre ucho jeśli idzie o dobór muzycznych teł na swoje bity.
Są to produkcje jednocześnie hitowe, ale bez zbędnej wsi i klimatów przytupankowych z remizowych potańcówek. Serio, każdy kawałek na tym cd mógłby śmiało być singlem. Moim faworytem jest chyba "All I Know" (tak samo zresztą "Diamonds" o którym potem), bardzo zacny, typowo południowy podkład, który w samochodzie czy furmance zapewne sprawdzi się świetnie, podobnie zresztą jak "Money Brought Me Back". Jedyny średni podkład, do "Git It Boy" tonie w zalewie zacnego warsztatu producenckiego na tym albumie. Tylko kto to produkował? Nie znalazłem niestety listy producentów póki co, może Trackstarz znani z poprzednich płyt Chingy'ego?
A może zrobił te bity O.S.T.R.? Wszystko możliwe, dajcie znać jak co ziomy dobre.

Failure
czyli What the fuck he mean son, word, did he just say "I play hoes like the arcade" God?

No tak, ale jest też kwestia liryki na "Success & Failure". Cóż, wiecie czego się spodziewać, cytat z pogrywaniem z dziwkami niczym z grą zręcznościową jest tu jednym z rodzynków tylko. Na szczęście nie stwierdza na płycie, że wychował się na Rakimie i Wu-Tang Clanie (Shit is real son).
Jak jesteś wyczulony na rozmaite durnoty i głupoty w tekstach raperów, to może lepiej nie sprawdzaj tego wydawnictwa. Znajdziesz tu tylko to, czego nienawidzisz- seks, hustling, dziwki, (Where the Biebers at God?), no Biebera nie ma na szczęście, ale poziom linijek wiele ponad poziom songów tego zacnego wokalisty nie wznosi się.
Słychać czasem, że Ching-aling chce brzmieć jak Pimp C (All I Know) albo jak Lil' Wayne (Money Brought Me Back), ale mimo wszystko jest to dalej próbowanie. Chingy nie ma swojego stylu, nie jest w żaden sposób charakterystyczny, nie ma za grosz charyzmy, prezencja majkowa kuleje, przekaz puka w dno od spodu, depcze 5 elementów każdym wypowiedzianym w mikrofon słowem. Jakby Kool Herc rzeczywiście miał coś o tym powiedzieć, to "Szajse" mogłoby okazać się zbyt mało naładowane odpowiednimi do marności lyricsów na tym cd emocjami.
Na dodatek "All I Know" i "Diamonds" to ten sam kawałek, tylko na innym bicie... No genialna niespodzianka po prostu. Gratuluję konceptu.
Także tu oczywiście spory minus, za wszystko, co związane z warsztatem raperskim.
Goście? Są, 8Ball i Lil' Flip, obaj oczywiście daleko poza zasięgiem Ching-alinga (That's blatantly homosexual Son, word God, fuck is wrong with you God), więc przepaść widoczna jest nawet wyraźniej.
Jedno pozostało dobre, to jest jego flow, nie ma problemów z ujeżdżaniem podkładów, nie ma tu może progresu, ale cafki też nie ma.
Może więc podsumujmy:

Plusy
+ wybitna produkcja
+ wielki hitowy potencjał
+ nie męczy już tak tym swoim głosem
+ word God?

Minusy
- liryka i prawie wszystko, co z emceeingiem na znośnym poziomie związane
- brak charakteru, charyzmy, pierdolnięcia
-word God! :) [rozpromieniony]

Ocena dalej relatywnie wysoka, bo naprawdę słucha się tego świetnie.
Chingy udowodnił, że za bangery powinni się brać specjaliści od nich (piję np. do "bamgerów" na płycie Reflection Eternal), i robić to poprawnie.
Śmiem twierdzić, że z takimi bitami nowa płyta Buna B z UGK istotnie mogłaby się ubiegać o owe 5/5 w magazynie "The Source".
Jest to idealny album do samochodu, zapewne kluby w ATL czy tam innym Memphis będą tętnić bangerami wyciekającymi z tej produkcji.

Po raz kolejny pokazane zostało, że do nagrania dobrej płyty wystarczą tylko mocne bity. Puryści będą kręcić głową? Ich sprawa.
Jest to zasadniczo cd dla każdego, jest w miarę uniwersalny i zadowoli każdego fana mainstreamowego grania, nieważne czy jest Japończykiem, Chińczykiem, czy Azjatą.
Yooo that was tight Gooooooood, real fucking wit God
Pytanie o przyszłość Ching-alinga pozostaje jednak otwarte, bo rapero-bangerowców w rapgrze sporo, a dolarów i serc fanów niewiele do zagospodarowania. Zobaczymy, jak przyszłość zweryfikuje losy tego pracowitego, acz marnego rapera. Wróci na tron, czy skończy na feacie z Bieberem ( :( :( :( ) i z ręką w nocniku? To wszystko w następnym odcinku, stay tuned.

4 komentarze:

  1. Peace God yo son knowhati'msayin?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ching-a-ling, pamiętam jak był hot jeszcze w 2003. Skończył się szybko. Nie sprawdzam tej płyty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy chyba inne rozumienia słowa banger sieh

    OdpowiedzUsuń
  4. Może zrecenzujesz Big K.R.I.T. - K.R.I.T. Wuz Here ?

    OdpowiedzUsuń