niedziela, 23 maja 2010

Reflection Eternal- Revolutions Per Minute [May 18th, 2010]


Ocena 2,5/5


Porażka
1. przegrana walka lub rywalizacja
2. poważne niepowodzenie»
3. wydawanie niedopracowanych płyt w 2010


Ok, wiecie, że nie jestem psychofanem truskulu, i nie oczekiwałem, że świeży album duetu Talib Kweli- Hi-Tek zdefiniuje robienie muzyki w podziemiu na nowo.
Po ocenie widać, że nie zaskoczono mnie specjalnie.
Biłem się z myślami, czy recenzować wg mnie wybitny album grupy Debaser pod tytułem "Peerless", czy popastwić się trochę nad "Revolutions Per Minute". Łatwiej chyba jednak hejterzyć, poza tym ostatnie recki były pieczętowane ocenami pozytywnymi, więc czas teraz na trochę narzekania.


Zacznę może od tego, że debiut Reflection Eternal, "Train Of Thought", uważam za klasyk, który pięknie zapisał się w historii wytwórni Rawkus. Jest tam mnóstwo fajnych momentów, a ostatni kawałek połączony z Outro jest jednym z najlepszych zakończeń w historii tej muzyki. Tyle tytułem wstępu. Muszę pomyśleć nad nimi, bo coraz rzadziej nawet samemu mi się chce te wstępy czytać, a co dopiero szanownym czytaczom mojego zacnego bloga.

Porażka daje możliwość rozpoczęcia na nowo w sposób lepiej przemyślany.

Promowany marką Taliba i Hi-Teka, wielkim respektem fanów podziemnych brzmień, średnimi singlami album dotarł do nas maja 18-ego roku 2010-ego. Pomijam delikwentów ze Ślizgu, którzy obwołali go klasykiem przed premierą, bo płyta z boxdenshopu zaczęła męczyć ucho moje własne i nie zamierzałem się opierać na żadnych innych opiniach (ot, Allmusic dało jej 4/5, nigga pleeease).

Katorga zaczęła się już na drugim songu, bo "City Playgrounds" porwać nie może nikogo, Talib zapodaje tradycyjne dla tego nurtu i samego siebie przemyślenia o rapgrze, raperach, biznesie, słowem, nic odkrywczego. Wszystko pod surowy, minimalistyczny, męczący mjuzik od Hi Teka.
Dobra, nie uważam powyższego bitmejkera za godnego nawet top 10, ale na swoich producenckich płytach, na pierwszym RE potrafił jakoś słuchacza zaciekawić. Tutaj nie jaram się oporowo praktycznie żadnym podkładem, są ścieżki może i zacniejsze brzmieniowo (Back Again czy Long Hot Summer), ale serio, "większa połowa" jednak nuży.
Co ciekawe, mocno nietruskulowy song, czyli "Midnight Hour" z nieubłaganym (no co zrobić) featem Estelle jawił mi się jako przyjemna przerwa od nudy. A to nie świadczy dobrze, w końcu fanem Estelle ani nawet numerów w tym klimacie nie jestem.
Podkłady są ubogie, jakieś takie toporne, robione jakby dla kolegi z klatki obok, jakby jakiś tłusty matoł po socjologii zaocznej próbował wykręcić toprocka na macie w świetlicy, no rozumiecie, coś nie pasuje. Przecież miało być tak pięknie, Talib...
Inne bity które są wg mnie nudne to "Just Begun" (ok, hymn podziemnego rapu z Electronicą, Cole'em i Mos Defem, ale ta pętla jest fatalna, wycięta z ładnego kawałka, ale w przekroju zwrotki denerwuje). Zupełnie jakby Hi-tek nie miał pomysłu na lepszą aranżację i solidniejsze pocięcie sampla. Mamy też "Strangers (Paranoid)", już ładniej zrobione, ale to dalej nie to, czego oczekiwałem, miał być chyba taki bardziej radio friendly klimat, na moje ucho wyszło to niestety średniawo.
Zasadniczo każdy bit tutaj może być nazwany najwyżej średnim, a w paru przypadkach fatalnym, naprawdę, dobre lirycznie songi takie jak "Ballad Of The Black Gold" zasługują na coś solidniejszego niż jedna nudna pętla przez 5 i pół minuty.

W moim słowniku pojęć raperowskich płyta na nudnych podkładach oznacza jedno- ocena poniżej 3.

Dopóki człowiek się śmieje, nie przegrał.

Całe szczęście mamy na tym tonącym statku-nadziei polskich rapowych prawdziwków trochę jasnych punktów. O paru zacnych mimo wszystko bitach wspominałem.
Poza nimi na ową jasną stronę składają się ciekawe czasem teksty Taliba.
A to przewrotny kawałek o sławie przedstawionej jako kobieta, i jej oddziaływaniu na ludzi (Got Work), parę ciepłych słów dla Michaela Jacksona, Jamesa Browna i paru innych idoli i przestroga przed traktowaniem ich jak bohaterów (In The Red), nie zabrakło też spostrzeżeń natury geopolitycznej związanych z ropą w "Ballad Of The Black Gold", doprawione dobrymi żalami o ciężkim życiu jego i innych w "Ends". W "Strangers (Paranoid)" zarzuca światu zakłamanie, w "Back Again" się chwali, a we wspomnianym "Just Begun" wspomina.
Jest to na pewno wartość tego albumu, Talib może nie jest na tyle żywiołowy i oryginalny jak na debiucie Reflection Eternal, ale jego teksty, flow, głos, zaangażowanie wyraźnie podnoszą ocenę tej płyty. Nawet jeśli próbuje brzmieć jak Drake czy B.o.B w "Midnight Hour", a w "Get Loose" zalicza potężnego faila, jak każdy raper z podziemia próbujący zrobić coś w klimatach imprezowych (oj, ten party-song Jean Grae dalej mnie prześladuje w koszmarach). Storytelling o pewnej ładnej pani, "Long Hot Summer", wypadł fajnie, nie ma czego zarzucić. Za teksty należy się zdecydowanie mocne 4.

Co należy zrobić po upadku? To, co robią dzieci: podnieść się.

Summa summarum (a może to przez jedno m było?), otrzymaliśmy album bez iskry, nudny, męczący, i rozczarowujący. Talib zrobił wszystko co mógł, może nie jest w takiej formie jak na Black Star czy debiucie RE, ale słychać, że dalej mu się chce, i że ma coś do przekazania.
Hi-Tek za produkcję dostaje 2 z plusem, chyba mu się nie chciało... Albo odkrył w sobie duszę ascety i postanowił robić wszystko najmniejszym sumptem.
Czytałem gdzieś tam, że te bity są soulowe, piękne, klimatyczne. Cóż, może to moje ucho nie jest już wrażliwe na takie piękności, jakie zaserwował tu twórca serii "Hi-Teknology".
Nie mam żadnych oporów przed wystawieniem tej płycie słabej oceny. Macie panowie czas, żaden label was nie goni, zysków nie musicie generować, to usiądźcie i zróbcie coś porządnego.


Plusy
- Talib Kweli (poza paroma wyjątkami)
Minusy
-Hi-tek (równiez poza paroma wyjątkami)

Nie no dobra żartuję, ale mniej więcej tak by to wyglądało. Do plusów naprawdę niczego innego nie da się zaliczyć. Nawet gości, ok, są zacne ksywy (Bun, Mos Def i inni) ale gdzie im choćby do miażdżącego feata Kool G Rapa z płyty z 2000 roku?
Tradycyjnie mógłbym napisać, że fan tego i tamtego może sobie za to albo za tamto dodać punkt czy dwa do oceny, ale tutaj nie widzę takiej opcji.
W końcu truskulowcy masturbujący się pod wszystko, co Talib wyda, już i tak dodali do oceny 2,5/5 od razu 10 punktów, co nie?

3 komentarze:

  1. Przez dwa m, dobrze napisałeś:) Taliba nigdy nie trawiłem za bardzo poza krótkim okresem truskulowej erekcji w liceum. Miałem w planach sprawdzić krązek, ale chyba sobie podaruję. schwarz
    PS miała być recenzja Cypressów.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dla mnie również zawód. pozdrawiam kotku :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę beka z tej recenzji, ale co poradzić, skoro Eminę dostaje 5/5...

    OdpowiedzUsuń