Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile się ostatnio w moim życiu wydarzyło. Praktycznie na każdej płaszczyźnie życia, może poza orientacją seksualną, nastąpiły jakieś duże zmiany. Nie będę was zanudzał szczegółami, ale na pewno jestem dziś odrobię innym człowiekiem, niż w 2013 i nie ma to nic wspólnego z modnym ostatnio, potwornym, acz niestety lekceważonym Heartbleedem, przez którego to nie dalej niż 2 dni temu poleciał mój dyrektor.
W tzw. międzyczasie trzymałem jednak rękę na pulsie, słuchałem nowości, wiem mniej więcej, co oferują sobą ewentualni tegoroczni freszmeni, którzy to na pewno doczekają się postu przy okazji nominacji, możecie więc być spokojni o aktualność newsów spotykanych na tej stronie. Zmuszony też jestem do słuchania radia w firmie, przez co jestem na bieżąco z hiciorami bardziej uniwersalnymi, niż smęcenia murzynów, a "życie jest małą ściemniarą" stało się niejako naszym korporacyjnym hymnem.
Cieszę się też, że zaglądacie tutaj mimo tego, że dawno nie było żadnego wpisu, a komentarze są publikowane po tygodniu.
Tyle tytułem koniecznego, wydaje mi się, wstępu, może teraz odrobina o tym, co wybudziło mnie z letargu.
Oczywiście był to "Mastermind", była to również nowa płyta Mobb Deep, która nieznacznie przegrała wyścig o recenzję z Monchem i chyba mimo wszystko udany "Oxymoron", który jednak pokazał, że robienie ze Schoolboya nadziei całego wybrzeża może być odrobinę na wyrost... Warto też zauważyć wysyp komentarzy na każdy temat od szykującego comeback 50 Centa, niemniej nie mogę powiedzieć, by 2014 póki co mnie czymś poważnym zaskoczył. Zajmijmy się więc rzeczami, które swoją jakość mają niejako wpisaną w geny. Pharoahe Monch, bo o nim mowa, to już weteran podziemia, a jego "PTSD", wg samego rapera, to kontynuacja udanego "W.A.R." (którego miałem okazję, w formie dość niestandardowej, recenzować [tutaj]).
Jako stali bywalcy doskonale wiecie, że Monch zawsze był przeze mnie wysoko ceniony, zarówno za teksty, jak i warsztat, bardzo ucieszyłem się więc, że i tym razem dostarczył wartościowy materiał.
W tzw. międzyczasie trzymałem jednak rękę na pulsie, słuchałem nowości, wiem mniej więcej, co oferują sobą ewentualni tegoroczni freszmeni, którzy to na pewno doczekają się postu przy okazji nominacji, możecie więc być spokojni o aktualność newsów spotykanych na tej stronie. Zmuszony też jestem do słuchania radia w firmie, przez co jestem na bieżąco z hiciorami bardziej uniwersalnymi, niż smęcenia murzynów, a "życie jest małą ściemniarą" stało się niejako naszym korporacyjnym hymnem.
Cieszę się też, że zaglądacie tutaj mimo tego, że dawno nie było żadnego wpisu, a komentarze są publikowane po tygodniu.
Tyle tytułem koniecznego, wydaje mi się, wstępu, może teraz odrobina o tym, co wybudziło mnie z letargu.
Oczywiście był to "Mastermind", była to również nowa płyta Mobb Deep, która nieznacznie przegrała wyścig o recenzję z Monchem i chyba mimo wszystko udany "Oxymoron", który jednak pokazał, że robienie ze Schoolboya nadziei całego wybrzeża może być odrobinę na wyrost... Warto też zauważyć wysyp komentarzy na każdy temat od szykującego comeback 50 Centa, niemniej nie mogę powiedzieć, by 2014 póki co mnie czymś poważnym zaskoczył. Zajmijmy się więc rzeczami, które swoją jakość mają niejako wpisaną w geny. Pharoahe Monch, bo o nim mowa, to już weteran podziemia, a jego "PTSD", wg samego rapera, to kontynuacja udanego "W.A.R." (którego miałem okazję, w formie dość niestandardowej, recenzować [tutaj]).
Jako stali bywalcy doskonale wiecie, że Monch zawsze był przeze mnie wysoko ceniony, zarówno za teksty, jak i warsztat, bardzo ucieszyłem się więc, że i tym razem dostarczył wartościowy materiał.