poniedziałek, 3 października 2011

J. Cole- Cole World: The Sideline Story [September 27, 2011]


Ocena:



Rap

Muzyka

Klimat

Jermaine Lamarr Cole to cudowne dziecko, które naprawdę niedługo czekało na swoją szansę. W 2009 zapisany (jako pierwszy) do wytwórni legendy Jaya-Z, intensywnie od tego czasu pracujący na swoją markę, niejako zostawiony trochę sam sobie, ciułał i zbierał do kupy swoje wszystkie materiały, doskonalił umiejętności na wydawanych raz na jakiś czas mikstejpach, by w końcu w 2011 dumnie zaprezentować światu swoje dzieło.
Swoje bez wątpienia, bo ingerencji innych tu niewiele, produkcja praktycznie w całości spod jego rąk, a gości niewiele. Jak na debiutanta, to J.Cole zaskakuje samodzielnością i dorosłością w podejmowanych decyzjach, precyzją, rzetelnością wykonania i dobrze pomyślaną calością. Można to chyba położyć na karb tego, że Cole, obecnie rezydujący w Północnej Karolinie, miejsce urodzenia ma zgoła odmienne.


J.Cole, bardziej szczęśliwy z dwójki "dżejów" zapisanych do Roc Nation, już jakiś czas temu zwrócił moją uwagę, i powiem wam, że nie chodziło nawet o mikstejpy (zacnej jakości swoją drogą), sekstejpy z Rihanną czy inne niezwiązane z muzyką wybryki.
Zaciekawił mnie chłopak z tego prostego powodu, że po jego zachowaniu widać było, że koncepcję płyty ma już od jakiegoś czasu. On wiedział, że tam musi być Jay-Z, zapewne dlatego tak długo zgrywał wobec Camela rolę natrętnego gza, bo featuring akurat tego rapera miał dopełniać całość artystyczną, jaką jest "Cole World".
Jakkolwiek śmieszne by jego perypetie muzyczne, a także te związane z uzyskaniem tego występu gościnnego nie były, to ich efekt jest zaiste zadowalający.



Ta, historię się powtarzają. W przypadku Cole'a nie powtórzyła się historia Drake'a, rapera, który nie leży aż tak daleko od niego stylistycznie. Drake otóż, będąc bardzo uzdolnionym raperem, debiutancki album wydał trochę niedorobiony.
J.Cole wygrywa tutaj praktycznie pod każdym względem, jest doroślejszy, bardziej skupiony i rozwijający liryczne skrzydła na większej ilości obszarów.
Warto albowiem zauważyć, że nowy gwiazdor Roc Nation nie czuł się zobowiązany żadnymi standardami, "cudownymi przepisami na mainstreamowy album, czyli 1. track dla dziwek z Chrisem Brownem albo innym Lloydem, 2. track z gwiazdami z innego wybrzeża, 3. track z Busta Rhymesem (korekta chce zmienić to na "Usta Esemesem", ciekawe), 4. track z całą zgrają ludzi z tego samego wybrzeża". Raper zdecydował się pójść własną drogą, i nagrać chyba najmniej mainstreamowy tekstowo z mainstreamowych płyt tego roku.

Zacznijmy jednak od tego, że nie wszystkie linijki na "Cole World" są udane.
Przy przesłuchiwaniu "Dollar And A Dream III" zauważyłem taki oto kwiat panczotwórstwa:

I let you feel like you the shit, but boy you can't out-fart me



Linijka pewnie inspirowana którymś z głupszych panczów Wayne'a, ale nie Cole, nie tędy droga, a kandydata do antylinijki roku mamy kolejnego.
Cóż, zapewne któryś z was znajdzie na tej płycie inny przykład niezbyt chwalebnych zapędów braggadociowych, ale wg mnie reszta płyty prezentuje bardzo równy, spójny i przede wszystkim mniej sztampowy obraz młodego rapera.

Początek albumu Cole przeznaczył na uświadomienie nam, jaką drogę przebył, jaką szansę dostał, słuchając intra czy pół-tytułowego "Sideline Story (no dobra, brakuje też "the", nie ma się co bezsensownie przypierdalać, naprawdę), dowiesz się, ile dla młodego wymiatacza z ROC Nation możliwość wydania swoich przemyśleń w formie krążka cd. Kariera jest także tematem przewodnim we wspomnianym "Dollar And A Dream III" na równi z jego marzeniami, czy też "Nobody's Perfect".
Te, i pozostałe kawałki nadają płycie wycofany, bardziej melancholijny charakter, odbiegający od pląsów samców alfa na innych produkcjach z tego roku, które miałeś okazję przesłuchać.
Cole wydaje się być smutniejszy, i bardziej refleksyjny niż inni, ale na szczęście pozostaje skupiony, jakiś punkt odniesienia, morał zawsze z jego wersów wynika.
W "Never Told" prezentuje swój pogląd na zdradę, na dylemat moralny każdego faceta w obliczu kobiety płaczącej mu w ramię po zerwaniu z facetem- Zaliczać, czy wysłuchać? Na pewno wielu z was stanęło kiedyś przed takim oto problemem, i zgrywało troskliwego, opiekuńczego marynarza. I've been there, i've been there.
Co robi Cole? Rucha, rucha, rucha!
Myślisz, że jest szowinistycznie? To pójdź dalej w las, bo na "Lights Please" robi się ciekawiej. Cole chce uświadamiać laskę w ważkich kwestiach społecznych, a ona, jak to każda kobieta (mam przejebane, na szczęście żona nie czyta bloga) chce tylko się gzić. Co robi Cole? Rucha, rucha, rucha, ale także przemyca trochę obraźliwych linijek w stronę facetów, którzy zrobili komuś dzidziusia, a potem zniknęli niczym kamfora. Jak możesz spojrzeć w oczy synowi i powiedzieć mu, że Ci na nim nie zależy? MC pyta retorycznie owych ancymonów.
A co robią ancymony? Ruchają, ruchają, ruchają, choć z chandrą po reprymendzie od Cole'a.
Z innej mańki spogląda na związek z kobietą w songu "Nothing Lasts Forever", bardziej erotycznie i po męsku z kolei na "Can't Get Enough" i "In The Morning", by gładko przejść do najbardziej chyba osobistego i poruszającego tracka na płycie, nazwanego "Lost Ones", trochę może tylko popsutego przez fakt, że sam Cole podkłada głos pod występującą w historii kobietę. Historia niemniej chwytająca za serce, dotycząca aborcji, gotowości do wkroczenia w dorosłe życie, odpowiedzialności za swoje uczynki. Po prostu Dyskoteka Dorosłego Człowieka.
Głębszych tematów ciąg dalszy na "Breakdown" oraz chyba najdziwniejszym tracku na płycie, czyli "Daddy's Little Girl". Cole zachwyca się, będąc w klubie, tu pewną, ekhem, białogłową, która wg niego w dalszym ciągu jest kochaną córeczką jakiegoś tatusia. Córeczka co prawda wciąga, pali, pije i wysysa każdego okolicznego menela za 2zł i marnie. Cole, choć patrzy na ową panią z pewną dozą ojcowskiej miłości, rucha, rucha, rucha, choć wie, że może wyjść genetyczna pokraka.
Track dość zastanawiający w sumie...
Choć oczywistym jest, że reszta kawałków nie odstaje za bardzo od wyżej wymienionych (stąd ocena), "Mr. Nice Watch" to dobry banger, a bonusowy "Who Dat" to świetny pokaz tego, że Cole jest w stanie odnaleźć się nawet na żywszym podkładzie, to chyba najlepiej raper wypada w momentach, gdy zaczyna rozmyślania.
Cieszę się jednak, że postawił na różnorodność, i zdecydował się w niektórych kawałkach również pochwalić swoje własne umiejętności. "God's Gift" czy "Rise and Shine" elegancko komponują się z resztą tracklisty.
Dzięki temu płyta nie jest monotematyczna i przewidywalna, a sam raper zostawia sobie wystarczające pole do manewru na następnym kawałku.
I już całkowicie na koniec, ładny cytat, niejako deklarujący postawę Cole'a do tego, co sądzą inni:

I run the town they tried to call me underground
I spun around like, you wish
Homie my backpack louis, now watch just how I do this
I got the nerds rappin' hard shit, dummies rappin' smart shit,
Mozart meets Humphrey Bogart with this from the heart shit




O ile jasnym już jest, że J.Cole nie pozwolił wejść sobie na głowę ludziom z wytwórni, nie pozwolił narzucić jakiejkolwiek wizji innej od swojej własnej, to smaczku całemu wydawnictwu dodać może fakt, że Cole jednak konsultował niektóre rzeczy z Hovą (który to zresztą figuruje w creditsach jako "Composer", razem z, co ciekawe, Kanye Westem, choć to pewnie dlatego, że "Work Out" korzysta z dawnego hitu Gayfisha).
Zapewne niezwykle doświadczony w kwestiach marketingowych Jigga przekazał młodzikowi niezbędne wskazówki, które pozwoliły "Cole World: The Sideline Story" być jeszcze lepszą, wciągającą pozycją. Na 16 dostępnych na surowej (bez bonusów) trackliście songów, Cole nie produkował tylko 3, a przy jednej był jednym z producentów. To niezwykle odważny zabieg, wyraz młodzieńczego zapału i buty, której ostatnio trochę nam brakuje, ale także wielkiego, moim zdaniem, ryzyka. W końcu to tak łatwo wziąć coś od Lugera, J.U.S.T.I.C.E Leauge albo Boi-1-dy, ogłosić to wszem i wobec wielkim hitem i patrzeć, jak słupeczki rosną.
Cole zdecydował się na inną drogę, porzucił schematyzm popularnych trapowych przepisów na banger, i nadał swojej płycie unikalne jak na mainstream w 2011 roku brzmienie.
Cd ma ujmujące, soulowe, spokojne brzmienie, prawie całe, tyle, że przerobione na podobieństwo "Blueprint" Jaya, melodyjne, wciągające, intrygujące. Nie ma tu 5 sekund z jakiegoś starego hiciora i dodanych basów, jak to nam kocha wciskać 9th Wonder czy inny Pete Rock (ostatnio).
Dopieszczone do granic możliwości sample cieszą ucho, a świetnie dograne partie z żywych instrumentów zapewniają dodatkową magię (w nagraniach brała m.in. udział Miri Ben Ari, fanom hip hopu raczej znana, i którą możecie zobaczyć na focie poniżej).


Kobieta na pewno wie, jak obchodzić się ze smyczkiem!


Omawiana tu płyta ma w sobie sporo z tego, co zachwyciło fanów na "Blueprint" czy "College Dropout". Nie jest, nie ma prawa nawet być, tak wizjonerska jak ww. arcydzieła, ale wprowadza produkcyjnie trochę różnorodności do dość skostniałego ostatnio rapświata. Nie jest to muzycznie klon "Watch The Throne", nie próbuje Cole w żaden sposób, jako producent, brzmieć jak któryś ze święcących dziś hitmejkerów.
"Cole World: The Sideline Story" jest melodyjne, wpadające w ucho, ale w żaden sposób nie ociera się nawet o tandetę czy chęć szybkiego zarobku (który z kolei popieram, zarabiaj pieniądze czarnuchu, rób komercyjne plastiki, będę cię wspierał, razem wygramy walkę z truskulowcami i pedałami od Tylera The Wibratora).
Nie byłoby oczywiście mowy o tak wysokiej ocenie w rubryce "Muzyka", jakby WSZYSTKIE bity były zrobione na jedną modłę (nawet 9th Wonder się tego ustrzegł na "Wonder Years"). Na szczęście mamy celujący w bardziej imprezowe klimaty "Mr. Nice Watch", mamy żywsze "Cole World", "God's Gift" i bonusowe "Who Dat", mamy wreszcie słoneczne, bujające talkboxem i luzem "Work Out", ostatecznie już kurwa mamy naćpanego Adama OSTR Ostrego pędzącego 150 km/h z diabolicznym śmiechem wprost na przechodzące przez pasy małe dziecko z kucykami, pierwszymi książkami od mamy w plecaku szkolnym, niosące małego białego puchatego króliczka, który niedługo spłodzi maleńkie, przecudne króliczątka, które będą piszczeć i zamykać ślepka jak światło będzie je razić, a potem zasypiać słodko na poduszce dziewczynki.

Samodzielna droga na szczyt:
+ Świetna, nastrojowa produkcja
+ Różnorodna lirycznie, dorosła
+ Bardzo ciekawy, niesztampowy raper
+ Udane występy gościnne (tak, jestem psychofanem Jaya)
+ Świetny klimat


"-Mamo, dostałem 6! -No i chuj, i tak masz SM":
- żadnych większych wad nie dosłyszałem (no, poza tą linijką)
- można niektóre tracki określić mianem wypełniaczy

J.Cole przebojem wdarł się na rynek, i prędko go nie opuści. Nie jest może jeszcze na Tronie (bo na tronie bywa każdy zdrowy człowiek, a trony bez półeczki a ze spadkiem są zmorą lekarzy), ale ma szansę w niedalekiej przyszłości, pod warunkiem ciągłego rozwoju, może strącić Wielbłąda i PedoRybę z piedestału.
Jeśli lektura owej recenzji nie spowodowała, że masz ochotę sam iść na tron, to zainteresuj się debiutanckim albumem nowej gwiazdy gwiazdorskiej wytwórni, która to gwiazda gwiazdy w ogóle nie przypomina, gwiazda, gwiazda, gwiazda, gwiazda.
jak jesteś jednym z tych kundli, którzy narzekają, że murzyni śpiewają tylko o laskach i kasie, to może już czas sprawdzić kogoś, kto o tych tematach nawija rzadziej niż ministrowie infrastruktury otwierają nowe odcinki autostrad (tak, da się rzadziej).
A jak nie masz ochoty i nie sprawdzisz z zasady, to twoje zdanie jest nieważne i nieistotne, a zdanie Cole'a może niedługo znaczyć całkiem sporo.
Oczywiście wszystko pod czujnym okiem Iluminata Cartera, pociągającego za sznurki z cienia.

12 komentarzy:

  1. Pytanie: czy 3 bonusowe tracki znajdują się również na wersji Standard CD? Niepokojąco wygląda tył okładki - tylko 16 tracków, boję się że "Who Dat" i reszta może być tylko ajtjunsowym bonusem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło kurwa, napisałeś o OSTRYM, moje marzenie się spełniło, idę to wrzucić na facebooka...






    Ja nie mam konta na facebooku...

    Chuj z tym, fajnie, ze się nowa recka pojawiła, czekam na 2 część tych tam przecenianych raperów, czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hack- są 2 itunesowe bonusy, nie wiem, jaki status ma kawałek "Nothing Lasts Forever" i gdzie go można znaleźć poza internetowymi ripami.
    Ten tweet co prawda zastanawia-
    https://twitter.com/#!/JColeNC/status/108056243628802048

    ale na pewno na surowych wersjach płyty jest 16 tracków, nawet sklep, do którego jest odnośnik na stronce http://www.jcolemusic.com/ to pokazuje
    http://www.myplaydirect.com/j-cole/cole-world-the-sideline-story-explicit/details/26191663


    "czekam na 2 część tych tam przecenianych raperów, czy coś."
    Będzie niedługo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę spłyciłeś "Never Told". On tam na samym początku ładnie nas wszystkich podsumowywuje. Strasznie podoba mi się ta wzmianka o różnych drużynach, ale jednym celu. A do tego pominąłeś kluczową sprawę (nie tylko z tego numeru). A mianowicie krytykę postępowania własnego ojca, który go porzucił. Nie ma się co dziwić, że traktuje Jaya jak mentora.

    Browna i Lloyda nie ma, ale jest Trey Songz :-D. Ta, wiem, że to nie 2324352 numer dla dupeczek, ale "Big Pimpin' 2011".

    Patrząc na to co produkcyjnie Kanye osiągnął w ciągu 7 lat zastanawiam się co będzie za 7 lat z Colem i KRIT-em. Obaj mają talent do bitów i mogą konkretnie wymiatać na scenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Starałem się wypisać główną myśl z każdego numeru, zdarza się, że raper porusza w jednym songu kilka tematów, nie wiem, czy dokładnie opisywanie każdego z nich byłoby ciekawe z punktu widzenia odbiorcy.
    No i wpisy byłby jeszcze dłuższe, a obiecałem krótsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chujowo, że za mało literek. Byłem jedynym, który lubił te długie recenzje czy klawiaturę postanowiłeś oszczędzać?

    OdpowiedzUsuń
  7. Było parę głosów popierających krótsze wpisy, staram się odnaleźć gdzieś pomiędzy suchymi, bezdusznymi reckami (jakie są np. na hhdx) a śmiesznymi raczej i amatorskimi reckami z takiego popkillera.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja lubię długie wpisy jak co, a jako,że Anonimowy to ksywka 99% komentujących to można stwierdzić, że zostałeś przwełosowany.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakiś teaser chociaż drugiej części przereklamowańców? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ok:
    Przereklamowani cz. 2, autor: sieah

    W tej części serii o przereklamowanych raperach sieah zajmie się po raz drugi przereklamowanymi raperami. Premiera: wkrótce
    Autor napisze o Przereklamowanym Raperze nr. 1, Przereklamowanym Raperze nr. 2,Przereklamowanym Raperze nr. 3,Przereklamowanym Raperze nr. oraz Przereklamowanym Raperze nr. 5.
    Możliwy bonus.

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślałem, że czymś zaskoczysz, bo właśnie czegoś podobnego się spodziewałem. :)

    OdpowiedzUsuń