Ocena:
Muzyka
Klimat
Kolejny z internetowych fenomenów, pochodzący z Kalifornii Brandon McCartney, znany szerzej jako Lil B, zrobił wiele, by było o nim głośno. Lansował się ostro na Myspace, królował na Facebooku, cesarzył na Twitterze, epatował w końcu tych, którzy chcieli go słuchać (a także tych, którzy nie chcieli) swoją personą, poglądami i, co tu dużo mówić, wyjątkowo idiotyczną ksywą Based God.
Jak to zwykle bywa, hipsterzy się rzucili z ozorami na wierzchu, hipsterscy, offowi raperzy jak Sole zapraszają go na swoje projekty, będzie na mikstejpie "Sorry 4 The Wait Lil Wayne'a. Kariera więc przed nim, pewnie będzie jeszcze o nim głośno.
Tematem tego wpisu będzie jednak jego nowy album, zatytułowany "I'm Gay" z podtytułem "and I'm Happy". Tytuł oczywiście kontrowersyjny (o czym później), ale już nawet mniejsza o to. Otwartym pozostaje pytanie, czy płyta jest warta tych kilkudziesięciu minut i czy po jej wysłuchaniu zakrzykniemy, wzorem licznej już dziś grupy psychofanów-
THANK YOU, BASED GOD!
-------------------------------
Jak co, to kolor czcionki narzucili iluminaci kontrolujący ten blog. Wszelkie pretensje proszę słać na polską skrzynkę, adres:
iluminaci@buziaczek.pl
kwestie marketingowe
wegaveyouobama@illuminati.com
sprawy związane z kontrolowaniem świata oraz 10 sposobów na mgłę smoleńską Instant
worldcontrol@illuminati.com
-------------------------------
Na początku recenzji należy zaznaczyć, czemu to, o czemu tytuł płyty jest taki niby wzburzający. Przecież George Michael, Freddie Mercury, Ricky Martin, znany z nagrywania z Notoriousem B.I.G. nowojorski DJ Mister Cee etc. Jednakowoż (ohoho) pomijając tego ostatniego, to należy pamiętać, że hip hop jest wrogi wszelkim przejawom homoseksualizmu. Popularne jest w naszym środowisku zakrzyknięcie "no homo!".
Raper ma za zadanie pokazać innym, że jest samcem alfa, tak już jest od zarania dziejów. Rap to jedyny w swoim rodzaju gatunek, który polega na rywalizacji osobowości, nieważne, czy na podwórku w czasie przyjacielskiego cyphera, czy w wysokobudżetowym, nakręcanym przez media ultrabeefie, na temat którego zdanie ma nawet Zbyszek Hołdys (swoją drogą, czy on na jakiś temat nie ma zdania? stary, tłusty, nienawistny satyr). Nie ma tu miejsca na jakieś zboczenia z wytyczonej już drogi. Dwóch samców alfa musi się zagryźć, nie mogą odejść za rączkę w stronę tęczy.
Niby raperzy geje istnieją (Caushun), ale jest to raczej margines. Nie ma miejsca dla takich ludzi w rapgrze.
Czy to dobrze, czy źle- to jest do rozsądzenia w sumieniu każdego z osobna.
W każdym razie już pewnie rozumiecie, dlaczego tytuł recenzowanej tu płyty narobił trochę szumu. Koncept pochwalił nawet Lupe Fiasco, ale czy słuchał całej płyty to nie wiem. Wątpliwe, wszak od razu rzuca się w oczy jedna sprawa- na tej płycie nie ma żadnych treści, które mogłyby posłużyć działaczom LGBT do propagowania ich poglądów na forum rapowym. Lil B nie zabiera głosu na temat praw mniejszości, nie ma słowa o dyskryminacji, adopcji dzieci przez gejów czy nawet o tym, czy do założenia szpilek należy wygolić nogi. W porównaniu do jawnie popierającej ruch homoseksualny Lady Gagi, Lil B jawi się jako taki mały kłamczuszek. Puszcza raczej oko, całkowicie niezalotnie, - wiecie, rozumiecie, tytuł tytułem, ale pasek swagu się sam nie zapełni. Jak ktoś czekał na pierwszy w historii gay swag, to się przeliczył.
Powiem tak- dla mnie to nie jest minus, mimo mojego pełnego poparcia dla homoseksualistów, wolałbym nie słuchać, jak to jakiś raper rwie chłopców na swoją Impalę i wypluwa masę różowych porównań, które w najdelikatniejszej formie przybiorą formę zachwytu, w jaki wpadają panowie na widok jego bryki i jego drążka... zmiany biegów, nie? Powinno to także ostudzić zapały prawdziwych Polaków, którzy zgodnie z doktryną katolickiej miłości do bliźniego obrzuciliby biednego Based Goda kamieniami.
No, ale wracając do płyty, przekaz płynący z wersów jest zupełnie inny. Jaki?
Illuminate us, Based God!
Based God chce cię czegoś nauczyć. Ma dla ciebie kilogramy komunałów, rad życiowych, a także solidną porcję zadumy nad ulicą, jej brutalnością i tym, dlaczego z niej uciekł, i dlaczego ty powinieneś. To taki amerykański Włodi, Chada albo Koras, idiotyczne truizmy, prawdy, banały, sprzedawane z marnym flow i ubogim słownictwem. Lirycznie nie ma tu specjalnie czego szukać, jak jesteś zachwycony bogactwem tekstów na "Cinemetropolis" czy świeżym "Lyrical Law" od Canibusa, to "I'm Gay" nie będzie ciekawą podróżą.
Pancze latają na niebezpiecznie wręcz niskim poziomie, piętnaście metrów smoleńskich to przy tym nic.
You always complain about what you ain't got
Third world countries ain't even got sidewalks to walk on
whoa, ty narzekasz, że czegoś nie masz, a kraje trzeciego świata nie mają nawet chodników, po których można by chodzić!!!
Przenikliwość godna Maxa Webera.
The death of a woman
Means one less man
So give respect to a woman
Co za głębia, jakie znaczące stanowisko w kwestii emancypacji!
Już teraz na poważnie w pełni, nie ma Based God za wiele do zaoferowania jako MC.
Flow szczątkowe, powtarzane na każdym tracku, prostackie, nudne i irytujące teksty, taka sobie charyzma. Ja mu wierzę, że on to wszystko przeżył, ba, nawet dostaje ode mnie plus za szczerość i pozytywny przekaz w stronę młodych murzajów, ale lirycznie ta płyta nie istnieje. Na dodatek nie ma gości żadnych. Może i lepiej, w końcu kto by nie przyćmił Based Goda na feacie? Nikt nie przychodzi mi do głowy, chyba nawet Tyler, The Creator i Guru by go zjedli.
Szkoda chyba, że nie odważył się B na tej płycie na zajęcie jakiegoś stanowiska w sprawie gejów, można by było wyłowić wtedy z tego zlepku miernych linijek coś, co poszłoby w świat.
Common mógł to zrobić, mógł wyrazić akceptację dla gejów na oficjalnej swojej płycie, Lil B, związany mniejszą ilością kontraktów, zobowiązań mógł to zrobić również.
Brak odwagi by powiedzieć coś bardziej odważnego niż "uważaj brat bo ulica zła" trochę ciąży na tej płycie. Taki zabieg powoduje, że tytuł płyty staje się tylko narzędziem, nic nieznaczącym chwytem marketingowym. Można w te albo wewte, albo jesteś za postulatami LGBT, albo przeciw, nie ma niczego pośrodku. Based God przestraszył się chyba ewentualnego negatywnego odzewu. Czy to błąd? Nie sądzę, B nie jest na tyle znaczący, by jego zdanie mogło jakoś zmienić postrzeganie homoseksualizmu przez hip hopowców.
Cd ma ogólnie klimat rozkminkowy, sporo tu przemyśleń i wspominek Lil B z okresu jego dorastania, młodości, spostrzeżeń na temat realiów ulicy, dragów, kobiet. Wszystko to jednak podane w zbyt uproszczony sposób, by można było tu cokolwiek pochwalić.
Na szczęście nie został tu pozostawiony sam sobie, na pomoc jego bełkotowi i dukaniom rusza kawaleria ze sztandarem "Produkcja, głupcze!".
Ten pan powyżej zwie się Clams Casino, i, jak światowcy się domyślają, nieprzypadkowa jest ta ksywa związana z włoskim daniem, bowiem jego podkłady na tej płycie to prawdziwe, mistrzowsko złożone catenaccio. Z tego co wiem, zrobił tylko dwa podkłady tutaj, ale i tak śmiało można je nazwać najlepszymi. "Unchain Me" jest niesamowicie hipnotyzujące, melodyjne, ekspresyjne, pięknie pocięte i doszlifowane. Trzeba nieprzeciętnego kunsztu, by zagłuszyć niesmak, jaki wzbudzają paskudne wersy Based Goda, i Clams zrobił to idealnie.
Ciekaw jestem jego dalszych poczynań, może jak B spotka się z Weezym, to jakimś cudem ten drugi pozna się na talencie Clamsa i na "Tha Carter IV" usłyszymy coś od niego? Fajnie by było. Szkoda by było, żeby przez cały czas jakiś Lil B marnował takie perły.
Nie znam niestety reszty producentów, jak ktoś służy jakimś info, to wklejajcie.
Przede wszystkim jednak- jakie są bity na "I'm Gay"? Jakiś mniej ogarnięty pastuch powie- eee Lil jakiś, to pewnie cykacze, a ja tu chcę sobie swobodnie umierać z nudów przy jakimś Black Milku czy Pete Rocku!!!
Otóż właśnie wręcz przeciwnie, podkłady na tej płycie to spokojne, zdystansowane, melodyjne, soulowe arcydzieła. Świetne dobrane sample, czasem zawodzący w tle wycięty jakiś zapomniany przez mainstream wokalista, wszystko melodyjne, niezwykle przyjemne dla ucha, w owo ucho wpadające. Posłuchajcie zresztą choćby innego asa z tego cd- "I Hate Myself".
Jeden z najlepiej wyprodukowanych albumów w 2011, a przecież za produkcję odpowiadają nołnejmy znani tylko w swoim bloku. Tym bardziej wzrasta podziw.
Powstaje jednak pytanie, postawione z pewną dozą smutku, a brzmi ono- Czemu, ach kurwa czemu Antek Macierewicz nie siedzi jeszcze w psychiatryku??
Zaraz, nie, to nie to miało być...
...
...
...
A tak, powstaje pytanie- Czy ten cd to nie jest idealny przykład marnotrawstwa dobrych bitów?
Odpowiedź brzmi- Niestety tak.
Wniosek może i mało radosny, ale w sumie fajnie, że takie akurat bity dostał Lil B. Inaczej znalazłby się w moim zestawieniu gniotów 2011 po raz drugi, a to nie jest miłe dla nikogo. Jestem przekonany, że Twista do dziś płacze w poduszkę, bo go rapbzdury.blogasqspot.com zjechał w 2010 roku.
Jeszcze jedna kwestia, pewna mała rzecz, której mi zabrakło na płycie. Takie spokojne, czillujące bity zasługują na refreny w wykonaniu kobiet. Szkoda, że nie pomyślano o tym. Same sample nie wystarczą.
Tak czy siak, produkcja na "I'm Gay" to jej najmocniejsza strona, i to, co po niej zostanie w pamięci.
Ciekawe, czy Puff i B.I.G. wiedzieli?
Stado napalonych modelek-lesbijek:
+ Przepiękna, wciągająca produkcja
+ I tworzony przez nią spokojny, fajny klimat
+ Szczerość i młodzieńcza iskra rapera
Ty w kajdankach na imprezie u Biedronia:
- wszystko inne, co związane z Lil B
- mylący tytuł
- brak kobiecych refrenów
- no i najważniejsze- idealny przykład zmarnowaych pięknych bitów.
"I'm a God MC, like Hova"- raczył zarapować tutaj Lil B. Do statusu legendy i jednego z najlepszych raperów jeszcze mu bardzo daleko, niemniej ten jego cd zostawia po sobie dobre wrażenie, a przynajmniej lepsze, niż się spodziewałeś, zapewniam cię.
Lil B to zasadniczo nie-raper, ale jeśli to on dobierał sobie te bity, to ma przyszłość ten koleżka. Ucho do podkładów to jedna z najważniejszych cech współczesnego MC. Drugim Rakimem nie będzie, ale ma szansę się na tyle poprawić i wyrobić sobie flow i głos, by spokojnie rywalizować z Soulja Boyem, Chingy'ym czy innym Bow Wowem. Lirycznie już niewiele od nich odstaje. Pozostaje czekać i rozglądać się, czy na horyzoncie nie widać Based Goda i jego szalonego ego, jadącego na rumaku ciągnącym fenomeny internetowe do miejsca, w którym wschodzą największe mainstreamowe gwiazdy.
Żarliwym kibicem może i nie będę, ale zainteresował mnie na tyle, że z pewnością jeszcze nie raz jakiś jego kawałek będzie mi po głowie latał. Czas przeznaczony na wysłuchanie "I'm Gay" nie był do końca stracony.
piękny autodiss ta recenzja. już wiemy dlaczego na h-h.pl tak zawsze gadałęś o gejach, pedofilii -lubisz po prostu. jeśli dajesz 3 gwiazdki temu i dj quikowi to chyba opieka społeczna powinna się zająć twoim konkubinatem. jak teraz obronisz jakiekolwiek swoje tezy co do rapu? nie wiem ale nigdy czegoś tak niedorzecznego nie widziałem.
OdpowiedzUsuń"Bronić swoich tez" nie muszę przed nikim, więc mi to zwisa. I doprawdy nie wiem jak z tej recenzji wyczytałeś to, że "lubię gejów i pedofilię".
OdpowiedzUsuńNie potrzeba mi tu takich wiejskich filozofów, won do budy.
PS: Ja pierdzielę z h-h.pl? Nie wiedziałem, że mnie tam jeszcze pamiętacie, przecież już ponad rok tam nie wchodzę.
gadałeś dzieciom ciągle o kąpaniu się ze starym/aksamitnych głosach/przytulaskach z kolegami to wychowałeś całe grono dzieci zachęconych tą tematyką i gustem muzycznym. trzeba ponosić konsekwencje. ocena na 3 tak żenującego czegoś co ciężko nazwać muzyką to kontynuacja. minimum normalności to ocena -5 i 3 za muzykę oraz jedno zdanie: jak wyjdzie wersja instrumental ściągać i słuchać. a tak to każda ocena albumu w tym roku wygląda śmiesznie po tej, prawie jakby peja odwołała to wszystko. dlatego.
OdpowiedzUsuńhaha wiedziałeś, że sprowokujesz tym przygłupów z portalu z kreską.
OdpowiedzUsuńPrzesłuchałem, i bym chyba coś podobnego wystawił, co Ty.
Ocena na 3 tak żenującego czegoś to wypadkowa marnych tekstów i świetnej produkcji. Ideologii, spraw homoseksualizmu nie wliczałem do oceny. To były raczej dygresje.
OdpowiedzUsuń"a tak to każda ocena albumu w tym roku wygląda śmiesznie po tej"
to znaczy, że już tu nie będziesz zaglądać?
jaka szkoda...
szerokiej drogi, czy tam wypierdalaj, co wolisz
Z Maxem Weberm pojechales po bandzie. szacunek. Plyty nie przeslucham - "i cook" i jakies inne gowno z youtube w zupelnosci mi styknie.
OdpowiedzUsuńHaha jakieś ścierwo propsujące Buczera chce się tu dobić z komentarzem. Ochrona, wyprowadzić.
OdpowiedzUsuńPo przesłuchaniu tego zmienił sie moj stosunek (no homo) do niego. Wyprodukowane jest to bardzo przyjemnie, nawet bym się nie spodziewał, a i Lil B ma 'lepsze' linijki od tych, które miałem dotychczas okazję usłyszeć na YT.
OdpowiedzUsuńwe mnie na forum slizg wkrec jakos
OdpowiedzUsuńMusiałbym cię:
OdpowiedzUsuńa) znać
b) lubić
a i to nie wiem czy poskutkuje, bo nie jestem pewny, czy dalej opcja polecania przez znajomych na slg funkcjonuje.
Wiedziałem, że jak ktoś ma napisać dobrą recenzję tej płyty, to tylko sieah. Posłuchałem nawed po przeczytaniu, nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuń"Gay" znaczyło po prostu kiedyś tyle, co "Happy", więc płyta to nie ma żadnego związku z homoseksualizmem :p
OdpowiedzUsuńJuż nie zakłamuj rzeczywistości, skoro sam B powiedział, że popiera ruch LGBT nazywając cd właśnie tak. A skoro "gay" oznacza ciotkę już ponad 50 lat, to chyba można pominąć wcześniejsze znaczenie.
OdpowiedzUsuńBity faktycznie fajne, ale flow tego gościa jest nie do zniesienia..
OdpowiedzUsuńdamn ile polaczkow ps jebac polaczkow
OdpowiedzUsuń