poniedziałek, 30 lipca 2012

Rick Ross- God Forgives, I Don't [July 31, 2012]




Ocena:


Wasz ulubiony recenzent nigdy nie był Big Meechem. Nie miał też ciepłej posady jako klawisz. Nie ma ginekomastii, nadwagi, nie ukradł nikomu ważnemu ksywki i nie dobudował sobie na jej podstawie biografii. Jakby stracił przytomność na pokładzie samolotu, to wykopaliby go jako balast, a nie robili awaryjne lądowanie. MTV nigdy nie brało go pod uwagę w kategorii "Najgorętsi", i najpewniej siedziałby za kratkami już dawno, jakby to u niego znaleziono marihuanę.
Jak więc jest możliwe, że taki nikt tworzy kolejną, nikogo nieinteresującą, ścianę tekstu na temat płyty tak uznanej gwiazdy? Postaramy się na to odpowiedzieć. Może wymiar kary będzie lżejszy, jak powiem, że sam album wyszedł Rossowi co najmniej dobrze, droga którą obrał, jest ciekawa, a najsłabiej wypada to, na co zazwyczaj lemingi na forach oczekują najbardziej- bangery.
Ross obiecał, że zajmie się trochę swoim zdrowiem, czyli pewnie koniec z hamburgerami i słodyczami, a "siema" dla osobistego trenera i lasera usuwającego rozstępy. Całe szczęście, że na płycie nie rapuje o drzewkach i radości z wpierdalania kiełków. Ciężko oczywiście o osobie z prawdopodobnie zmyśloną autobiografią napisać, że w przekroju całego projektu jest "sobą", ale spokojnie, znajdziemy inne zalety.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Podsumowanie I połowy 2012 roku





 
 
Tak, tak, obrazek powyżej nie kłamie, wasz ulubiony niedzielny recenzent oczyści rankingi z tych, którzy są nie najsest, ale łorst.
Lekko spóźnione, acz jak zawsze kompetentne podsumowanie roku musi zostać tu pokazane przed gorącymi, jesiennymi premierami, które zapewne lekko namieszają w już powoli formujących się rankingach a.d. 2012. Póki co bieżące 7 miesięcy obrodziło w produkcje zarówno bardzo udane, jak i te bezgranicznie wręcz denne. Jak zawsze starałem się oceniać obiektywnie, jak zawsze nie wyszło to do końca tak, jak bym chciał. Ale co wam będę mówił, sami przeczytajcie. Nie wiecie, czy pisać na forum, że jakąś płytą się jaracie? Albo boicie się, bo jesteście fanami Chady/Jimsona/Magika i w razie dyskusji zabrakłoby wam anglo-argumentów? Ten cykl jest m.in. dla was.
Nie obrazicie się też chyba, jeśli oceny będą powiązane z niedawno zakończonym Euro 2012.



niedziela, 15 lipca 2012

Nas- Life Is Good [July 13, 2012]





Ocena:


Wiele wody w rzece Hudson upłynęło, odkąd Nasir gościł na skromnych łamach tego bloga. Wiele zmieniło się też w życiu Nasa, które ponoć jest dobre. Choć sam raper w trakcie trwania albumu wyjaśnia, dlaczegóż owa egzystencja taka jest, to na pierwszy rzut oka nie wygląda to dobrze. Problemy z wydaniem "Lost Tapes 2", krwiożerczy urzędnicy z IRS, zachłanna była żonka- to wszystko zmusiło rapera to zawierania nie do końca pewnie aprobowanych przez niego, jak i fanów, znajomości. Te "przyjaźnie z konieczności", jak Rick Ross czy Nicki Minaj, nie są zdecydowanie na tym samym poziomie obory co Jadakiss i Styles w gorącej współpracy z Paris Hilton, ale jak ktoś uważał jeszcze Jonesa za ostatni bastion nowojorskiej tradycyjnej szkoły szczękościsku i bezkompromisowości, to może zacząć sobie szukać nowego idola. Na "Life Is Good" znajdą co prawda i parę akcentów dla siebie, ale z ostatecznego rezultatu niekoniecznie muszą być zadowoleni.

piątek, 6 lipca 2012

Raper kobiecie wilkiem [Vol. 2]



Pierwsza w historii bloga kontynuacja zaczętego cyklu nie może uderzyć w sztampę. W ankiecie wygrała opcja przemocy i zła, wiele to o was mówi. No, ale chcecie, będziecie mieć. Był raper raperowi wilkiem, będzie raper kobiecie wilkiem. Temat znacznie ciekawszy, i znacznie brudniejszy niż bezsensowne, fizyczne potyczki pełnych testosteronu samców alfa. Rodzina jest najważniejsza, kobiety nawet kwiatkiem, to wie każdy, ale każdy też wie, że jak mąż żony nie bije, to jej wątroba gnije. Przemoc domowa i nie tylko domowa- to takie proste. Odbrązowimy tu kilka uznanych dla świata muzyki postaci, by Rihannie żyło się dobrze. Hip hopowy Ike Turner niech wystąpi.